7 października, sobota

12 3 0
                                    

7.30, w moim śnie 
Ledwo widzę litery, które właśnie zapisuję w moim notesie. Przed chwilą moja mama bezprawnie przerwała mi sen. Teraz bomba, której nikt się nie spodziewał. 

Otóż, moja matka zgodziła się zawiesić mój bezwzględny zakaz wychodzenia z domu i używania telefonu na 24 GODZINY.

Kazałam jej mnie uszczypnąć, bo sama wciąż nie dowierzam. Więc sprawa wygląda tak: mam 2 godziny, żeby się ogarnąć i jadę na wesele kuzynki Rudej jako jej osoba towarzysząca. Czemu? Jej rodzice powiedzieli, że w życiu nie zabiorą ze sobą ,,jej szemranego chłopaka" (wiecie chodzi o Krystiana). 

Ruda powiedziała, że na znak buntu bierze mnie albo nie jedzie wcale, stąd to całe zamieszanie. Mniejsza z tym. Odzyskałam telefon i mogę porozmawiać wreszcie z Alanem. Na złote jaszczurki, mam niewiele czasu, a ja wyglądam jak zombie. Odezwę się później, jak będę mieć chwilę.

10.00, w samochodzie
Wyglądam t-r-a-g-i-c-z-n-i-e. Nie żartuję. Boję się spojrzeć w lustro, po tym, jak zostałam modelką doświadczalną mojej matki - samozwańczej fryzjerki. Mam na głowie jakiś dziwny kok, z którego na wszystkie strony wypadają kosmyki włosów. Dodatkowo zaczyna padać deszcz. Za jakieś pół godziny będę u Rudej. Potem jedziemy z jej rodzicami do Krakowa, gdzie odbędzie się wesele.

PS. Nie wyciągnęłam jeszcze telefonu. Boję się, że jak moja mama zobaczy, że z kimkolwiek piszę, zabierze mi moje jedyne źródło kontaktu z Alanem.

11.30, pokój Igi
Ruda powiedziała, że nie pokaże się ze mną w wydaniu mojej mamy, więc aktualnie robi mi od nowa makijaż i fryzurę.

Boże, przysięgam, stracę wszystkie włosy, zanim dojedziemy na to wesele.

13.00, (nie mam pojęcia gdzie jesteśmy)
Jedziemy. Podobno zostało 1,5 godziny drogi. Najgorsze jest to, że moja mama ma swoje wtyki dosłownie wszędzie. Jestem pilnowana przez cały czas i nie mogę spokojnie wyjąć telefonu. Ruda mnie zasłaniała notesem i zdążyłam zaledwie przeczytać kilka SMS-ów i wiadomości na czacie. Nie ma możliwości, żebym zadzwoniła do Alana.

15.00, pod kościołem
Chyba mam zwidy albo oszalałam. Przysięgam, że widziałam Eryka. Oby to nie był on. Zaraz wchodzimy do kościoła. Przy okazji pomodlę się, żebym nigdy więcej nie musiała oglądać jego twarzy.

16.30, toaleta, sala weselna
Oficjalnie. Straciłam wszystkie chody u niebios!!!

Nie miałam przywidzenia. ERYK JEST NA WESELU.

Ukryłam się w toalecie i piszę stąd. Ruda pilnuje drzwi. Mam dosłownie chwilę, żeby pogadać z moim chłopakiem. Chyba, że już zdążył mnie rzucić przez wczorajszą akcję z moją matką.

16.50, dalej toaleta
Alan jest cudowny. Rozmawialiśmy około 15 minut. Powiedział, że nie rozumie, dlaczego dostałam karę za wczoraj i że to totalny bezsens (też tak uważam, ale moja mama nie). Poza tym, dodał, że jeśli trzeba może nawet pogadać z moimi rodzicami. 

Co najważniejsze, wciąż jesteśmy razem i to chyba jedyna dobra informacja. Nie mam pojęcia, kiedy się spotkamy. Pozostaje mi jedynie czekać do końca kary i uspokojenia nerwów mojej mamy. 

Chyba tyle, bo Ruda puka w drzwi jakby się paliło i był szybki nakaz ewakuacji z budynku.

17.30, przyjęcie
To nie była Iga. Mama Igi kazała jej iść na salę i sama stała pod toaletą i podsłuchiwała moją rozmowę z Alanem.

Dobrze było mieć telefon chociaż chwilę. Teraz szybki donos do mojej matki i jestem uziemiona na 2 tygodnie. Mówiłam już chyba, że mam wyjątkowo złą passę. Mogą zabrać mi wszystko, oprócz notesu, bez niego chyba bym nie przeżyła.

Ruda przed chwilą wróciła do stołu. Nie jestem na nią zła. Poza tym, ona też oberwała przy okazji i nie jest tu dzisiaj razem z Krystianem, tylko ze mną. Więc, jesteśmy razem w tym bagnie.

Nasze matki cały czas nas pilnują. Moja to chyba zainstalowała mi jakąś ukrytą kamerę w telefonie. 

Nie chcę nic mówić, ale po przeciwnej stronie sali siedzi mój wróg. Nie wiem skąd on się tu wziął, ale to chyba jakiś żart. Ruda mówi, że on jest na 100% z rodziny Pana Młodego. 

O nie, spojrzał się na mnie. Ukrywam się za wielkim bukietem kwiatków. Ruda mówi, że on tu idzie!!!

17.50
Nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
- Olka, to ty? Na serio?
- Nie, chyba mnie z kimś pomyliłeś. Nie jestem żadna Olka. - odparłam zdecydowanie.
- Aaa tak Ola, nie Olka. Sory. - powiedział Eryk.
- Co ty tu robisz? - zapytałam.
- To co ty, jestem na weselu mojego brata ciotecznego.
- No i czego ode mnie chcesz? Mało Ci wrażeń?
- Właściwie to Ciebie. Od jakiejś godziny chcę cię zaprosić do tańca, ale ty ciągle jak nie w toalecie, to w notesie... - oznajmił, siadając na wolnym miejscu obok mnie.
- A co ci do tego? To moja sprawa, gdzie spędzam czas i tyle. Możesz z kimś innym potańczyć. Nikt ci nie zabrania.
- Ale ja chcę z tobą, moja droga, a nie z nikim innym. - powiedział, niebezpiecznie, zbliżając swoją twarz w moim kierunku.
- Ale ja nie chcę z nikim tańczyć, więc możesz mi dać spokój?
- Mogę, ale podaj mi chociaż jeden sensowny powód, dlaczego nie chcesz ze mną zatańczyć.
- Jasne, po pierwsze nie lubimy się, po drugie mam zły humor, a po trzecie ja mam chłopaka, jakbyś zapomniał, dlatego nie będę z tobą tańczyć, rozumiesz?
- Po tym, co wczoraj pisała twoja mama do mojej, to chyba nie jesteście już razem.
Tego było już za wiele. Puściły mi nerwy.
- Jesteśmy i nic ci do tego. - odparłam.
- Ok, ale twoja mama chyba nieźle się wkurzyła, bo dostałaś szlaban na te wasze randki, a w zamian więcej godzin matematyki.
Już mu chciałam przyłożyć, ale przypomniałam sobie, że jesteśmy na weselu i nie mogę robić zadymy.
- Weź, czy mógłbyś się zamknąć i już nic nie mówić?
- Dobra, jak będziesz chciała tańczyć to jestem, a tak w ogóle bardzo ładnie dziś wyglądasz. - powiedział z uśmiechem na ustach.

Do diaska, myślałam, że on już stąd nie pójdzie. Przeklęty Eryk. 

19.30, toaleta
Szyję Rudej sukienkę, bo tańcząc z jakimś randomem, rozerwała sobie cały bok, wzdłuż szwu. Dobrze, że są tu igły. To jakiś dzień tragedii. Całe szczęście, że ja z nikim nie tańczę i nie mam takich problemów.

20.45, gdzieś na sali
Szczerze, mam dość. Piję chyba z dwudziestą herbatę i tylko ciągle chodzę do toalety, żeby ominąć te wszystkie zabawy.

Słodki Jezu, wołają wszystkie dziewczyny. Muszę się pilnie ewakuować.

21.30, jak zwykle toaleta
Chyba otworzyłam jakąś puszkę nieszczęść. 

Bukiet Panny Młodej trafił wprost w moje ręce. Eryk złapał element stroju Pana Młodego, więc kazali nam razem tańczyć. W dodatku, puścili jakąś muzykę w stylu romansu i zgasili światło. Wydawało mi się jakby to trwało wieczność. Wszyscy się na nas dziwnie patrzyli, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Jedyne, co mnie trzymało pionowo to zapach perfum Eryka, które mnie okropnie drażniły. Potem, zaczęli dołączać do nas inni, a my dalej tkwiliśmy w samym centrum sali. 

W pewnym momencie chciałam się odsunąć, ale ktoś mnie popchnął. Wpadłam prosto na Eryka, a swoje odbicie zobaczyłam w jego oczach z tak bliskiej odległości, że chciałam się natychmiast stamtąd ulotnić. Więc nie patrząc przed siebie, skierowałam się wprost do dobrze znanego mi miejsca tej sali weselnej, czyli toalety, wpadając na kelnera niosącego barszcz.

Sukienka jest do wyrzucenia. 

Ja się umyłam, ale zapach barszczu nie chce zniknąć.

Boże, dlaczego nie pozwoliłeś mi spokojnie wyczekać końca tego cyrku?

22.30, w pokoju hotelowym
Po tym, co się stało nie chciałam już tam wracać. Ruda siedzi ze mną teraz w hotelu, bo i tak się nudziła, a teraz może pogadać sobie ze swoim chłopakiem.

Chcę mi się płakać. Nie mogę porozmawiać z Alanem, nie mam telefonu i mam zalaną całą sukienkę. W dodatku moje włosy śmierdzą barszczem. 

Można to opisać tylko jednym słowem: tragedia.

Pamiętnik Blondynki - Historia OliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz