#38

4.1K 377 7
                                    

#thedormFF  

Droga z Hartford do Concord była okropna. Głównie ze względu na to, że nie cierpiałam jeździć zimą, gdy drogi są zasypane śniegiem i nieprzewidywalnie się po nich jeździ. W dodatku po świętach, jak co roku, stałam się ogromnie leniwa i ospała, czego powodem było oczywiście świąteczne obżarstwo i surfowanie po Internecie do późnych godzin nocnych. Jednak droga była i tak o niebo lepsza w porównaniu z moim powrotem z Bostonu do domu, bo tym razem obeszło się bez korków i nie padał śnieg, więc powinnam się z tych okoliczności cieszyć, a nie mieć ochotę umrzeć w akompaniamencie Last Christmas, które akurat puszczała stacja radiowa. Wspomniany hit zespołu Wham przerwał dźwięk mojego telefonu, więc przełączyłam rozmowę na tryb głośnomówiący zaraz po odebraniu. 

- Kiedy będziesz? - Usłyszałam głos Luke'a, który już od kilku dni codziennie męczył mnie swoimi telefonami z zapytaniem o to, czy i kiedy przyjadę. Można było dostać pierdolca, naprawdę. 

- Nie wiem, GPS mówi, że zostało mi jakieś pół godziny – odparłam. - Ile razy jeszcze będziesz do mnie dzwonił w tej sprawie? - zaśmiałam się. 

- Po prostu martwię się, że zmienisz zdanie. Mama by mnie za to zabiła. 

- Uwierz, że w tej chwili to jest nawet nieekonomiczne. A w końcu jestem biedną studentką – zażartowałam. - Zobaczymy się na miejscu. 

Godzinę później kończyłam pić kawę, którą zaserwowała mi Liz, a kolejną godzinę później zostaliśmy z Hemmo sami w domu, bo jego rodzice lecieli na Sylwestra do Nowego Jorku, a mieli samolot z Bostonu za trzy godziny, więc dla bezpieczeństwa wyjechali z ponad dwugodzinnym zapasem. 

- Musimy przygotować dom na imprezę. Pomożesz mi? - spytał Luke, siadając na kanapie, a potem usadawiając mnie na swoich kolanach. 

- A mam jakieś wyjście? - jęknęłam, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. - Chociaż ogromnie mi się nie chce, ale jak mus to mus – uśmiechnęłam się delikatnie, spoglądając niego. 

Kolejne dwie godziny do godziny siedemnastej zleciały nam na przygotowywaniu przekąsek i napojów oraz na udekorowaniu salonu, a potem Lukey dał mi wolną rękę na kolejne dwie godziny żebym się wystroiła na imprezę. Sam zajął się wtedy ogarnięciem fajerwerków, których pudło stało w garażu, a potem na minimalne ogarnięcie swojego wyglądu, bo przecież - jak to mówił - „nie musiał zbyt wiele poprawiać", a ja za każdym razem na ten tekst wywracałam oczami. 

Swoją drogą nasza impreza była ogromnie kameralna. Oczywiście pojawiła się na niej reszta zespołu wraz lub też bez dziewczyn. A do tego paru innych znajomych z liceum, których widziałam po raz pierwszy w życiu. Na szczęście i z nimi znalazłam jakiś wspólny język, więc zapowiadało się świetnie. A w połączeniu z playlistą, do której miałam dostęp i masą alkoholu? Wręcz wyśmienicie.

Po czterech godzinach gier typu Twister i butelka, a nawet paru przetańczonych piosenkach poczułam się nieco zmęczona. Głównym winnym było piwo, które najpierw dawało mi kopa energii, a potem mi ją sukcesywnie zabierało. Zupełnie jak cukier, swoją drogą. Siedziałam na kolanach Luke'a, prawie zasypiając w jego ramionach, na co śmiał się pod nosem, ale widząc że naprawdę zaraz zasnę, postanowił zanieść mnie do pokoju. Na nic zdały się argumenty jego znajomych, że za kilka minut wybije północ. 

- W sumie to nawet lepiej, że zasypiasz – mruknął, całując mnie w czoło, gdy niósł mnie po schodach. 

- Czemu? - mruknęłam, bardziej się w niego wtulając. 

- Bo będę mógł cię pocałować o północy bez świadków – zaśmiał się, a ja nieco się rozbudziłam na to stwierdzenie. 

- Wstydzisz się przy nich czy co? - zapytałam, przekręcając klamkę w drzwiach, przed którymi właśnie stanął Luke. 

- Nie, nie o to chodzi – jęknął, kładąc mnie na łóżku. - Po prostu chciałem trochę prywatności – uśmiechnął się do mnie lekko. 

Zmrużyłam oczy, przyglądając się mu, po czym westchnęłam cicho i mimowolnie rozejrzałam się po pokoju. To nie był pokój gościnny, w którym zostawiłam swoje rzeczy. 

- Czemu przyprowadziłeś mnie do swojego pokoju? 

- Bo mam balkon, a za minutę Mikey z Calem zaczną podpalać fajerwerki – odpowiedział, zerkając na zegarek na przegubie ręki. - Chcesz pooglądać? 

Kiwnęłam twierdząco głową, a Luke opatulił nas szczelnie ciepłym kocem i wyszliśmy na balkon dokładnie w tym samym momencie, w którym na ciemnym niebie pojawiły się pierwsze kolorowe wzory. Na mojej twarzy wykwitł promienny uśmiech, gdy oglądałam pokaz i dopiero po chwili spojrzałam na Luke'a, który prawdopodobnie przez cały ten czas się mi przyglądał. 

- Szczęśliwego Nowego Roku – szepnął, zbliżając swoją twarz do mojej. 

- Szczęśliwego Nowego Roku – odparłam i przysunęłam się bliżej blondyna, łącząc nasze usta w słodkim pocałunku.

#

Rekord słów w rozdziale się przed Wami kłania :D Chyba muszę planować zdarzenia do konkretnych rozdziałów, bo przekroczę 50 i będę musiała dobić do kolejnej okrągłej dziesiątki :D Wiem, że Wam w to graj, ale mi niekoniecznie :D 

Swoją drogą chyba za bardzo ciągnie mnie do romantycznych historii żeby się wyłamać chociaż na chwilę i napisać coś, co nie jest materiałem na kolejną komedię romantyczną. A chyba nikt, kto nie zna mojej pisarskiej strony, nie powiedziałby, że jestem romantyczką :D 

Nevermind, tym razem do zobaczenia w piątek, miłego poniedziałku życzę :P 

The Dorm ✖ hemmings [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz