ADELINE
„Nareszcie" – pomyślałam, idąc wąskim, mrocznym przejściem do piwnicy, aby przynieść kolejne ozdoby.
Dziś był ten dzień – dzień dziewiętnastych urodzin. Wyczekiwałam go przez bardzo długi czas. Każda z osób z mojego najbliższego otoczenia ukończyła już ten wiek, zostałam tylko ja. I wreszcie spełniło się moje marzenie.
— Ile zamierzasz jeszcze tego przynosić? — usłyszałam donośny głos mojej siostry, Noemi, która pomagała mi organizować przyjęcie urodzinowe. W tym czasie była zaabsorbowana wieszaniem balonów.
— Och, nie marudź! Miałaś mi pomóc, a nie narzekać — krzyknęłam równie głośno, wchodząc na korytarz z pudłem monstrualnych rozmiarów. Mieściły się tam najróżniejsze przedmioty – balony, świeczki, a przede wszystkim nasze ulubione gry planszowe, w które często graliśmy.
Postanowiliśmy, że ten wieczór spędzimy w małym gronie. Nie chciałam robić hucznej imprezy, bo zdecydowanie nie miałam na to ochoty. Wolałam kameralne spotkania w naszym ulubionym gronie, które zawsze poprawiały mi nastrój, o ile ktoś nie zaczął się kłócić i wzajemnie sobie dogryzać. Nie zależało mi na sprzątaniu przez kilka dni, zapraszaniu zupełnie obcych mi ludzi z całej okolicy, czy też opróżnianiu w sklepie półek z alkoholem, a raczej na dobrej zabawie, wśród moich najlepszych przyjaciół.
O godzinie 20 wszystko było już gotowe. Atrakcje zostały przygotowane, a dom odpowiednio przyozdobiony.
Na nasze szczęście rodzice wyjechali w pilnej sprawie służbowej, co miało być powodem ich tygodniowej nieobecności.
Po kilku minutach do mieszkania weszli Colton i Paul – nasi bliscy koledzy ze szkoły. Przyjaźnimy się, od kiedy zaczęliśmy uczęszczać do liceum w Yonkers. Chodzimy do tej samej klasy, dzięki czemu na lekcjach nigdy nie istnieje coś, co zwie się „nudą".
Kiedy ukończyłam podstawówkę, myślałam, że moje życie w jakiś sposób się odmieni. Nabierze nowych barw, nagromadzi się w nim nowych aspiracji, które chciałabym osiągnąć i zrealizować.
Lecz gdy po raz pierwszy weszłam w progi Roosevelt High School, wiedziałam, że nic nie ulegnie zmianie i pozostanie tak, jak było dotychczas, przez co potwierdziły się słowa innych – nadzieja to matka głupich.
— Wszystkiego najlepszego, Addie — powitałam chłopaków, gdy weszli, odebrałam upominki i zostawiłam je w swoim pokoju.
Usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy grać w jakąś grę planszową. I wszystko układałoby się cudownie, wieczór jak każdy inny, tyle, że ze specjalnie przygotowanymi na tę okazję przekąskami i muzyką, gdyby nie...
— Paul, co ty wyprawiasz? Jakim cudem ty chcesz to ułożyć? — usłyszałam głos niedowierzającego Colton'a, siedzącego na wygodnej kanapie obok mnie i pochylającego się nad stołem, na którym była rozłożona nasza plansza do gry. — Tak nie może być. A poza tym nie ma takiego słowa.
— Jest! — warknął oburzony Paul, sfrustrowany zachowaniem swojego kolegi. — A jeśli go nie znasz, to ewidentnie powinieneś przestudiować słownik, anglisto od siedmiu boleści — dodał, marszcząc brwi.
— Uważam, iż ty powinieneś to zrobić, zwracając szczególną uwagę na zasób twojego słownictwa — prychnął Colton i spojrzał z pogardą na Paul'a.
— Czy wy zawsze musicie się o coś sprzeczać? — zapytała Noemi, wyrzucając ręce w powietrze z powodu irytacji. — Czy Adeline może spędzić ten wieczór w miłej atmosferze, ale bez waszej zaciętej wymiany zdań, czy będzie was musiała wyprosić z domu?
— Noemi, bez przesady — westchnęłam, karcąc ją wzrokiem. — Nie zamierzam przecież nikogo wyrzucać z domu za jakieś drobnostki, a już w szczególności naszych przyjaciół.
— Rozumiem. — powiedziała, krzyżując ręce na piersi.— Ale wszystko ma też swoje granice, których lepiej nie przekraczać — popatrzyła znaczącym wzrokiem na Colton'a i Paul'a, przy okazji gestykulując swoimi dłońmi w odpowiedni sposób.
— Już nie bądź taka do przodu – powiedział nonszalancko Colton. — Każdy z tu obecnych wie, lecz naturalnie z pominięciem twojej osoby, ile razy dziennie kłócisz się z Addie o byle co. A poza tym nasze sprzeczki to główna atrakcja jakichkolwiek spotkań — dodał zarozumiale.
— Czy ty możesz się wreszcie zamknąć i przestać mnie irytować tymi swoimi pierdołami? — zacisnęła szczękę w akcie wściekłości i wycedziła przez zęby. — A poza tym to jest moja siostra.
— A czy ty możesz przestać być pieprzoną hipokrytką? — zapytał Colton z charakterystycznym dla niego, prowokującym uśmieszkiem. — A jeśli jest twoją siostrą, nie oznacza to, że masz być cięta na nią niemal każdego dnia!
— A czy wy możecie się przestać wreszcie kłócić o byle co? – dołączyłam do rozmowy, a raczej napiętej wymiany zdań, po długim czasie milczenia. — Mam już dosyć słuchania waszych kłótni wynikających z... – zatrzymałam się na moment, zastanawiając się przez chwilę. — No właśnie, niczego! Ciągle któreś z was ma problem do innej osoby, właściwie za nic, i tego mam dosyć. Czy my choć raz możemy spędzić czas w normalny i miły sposób, czy na wieki wieków będziemy się sprzeczać jak małe dzieci?
— Właśnie to próbowałam im uświadomić, ale chyba ktoś tu nie potrafi słuchać ze zrozumieniem — spoglądnęła przelotnie na Colton'a, uśmiechając się sztucznie.
— A ja się nie odzywam — mruknął Paul, który przez chwilę był dla nas trojga powietrzem.
— I bardzo dobrze – Noemi wyrzuciła ręce w powietrze. — Jeszcze z tobą mi trzeba rozmawiać.
— Nie, ja dłużej tego nie zniosę – powiedziałam jak zahipnotyzowana, patrząc w jeden punkt na alabastrowej ścianie. — Idę zapalić, zaraz wracam.
Wszyscy umilkli. Nieczęsto widzi się mnie z papierosem. Nie zaliczam się do osób, które mogłyby zatracić się w jakimkolwiek nałogu lub uzależnieniu. Paliłam w najgorszych dla mnie sytuacjach, kiedy coś irytowało mnie do tego stopnia, że musiałam poczuć ten tytoń w postaci dymu wnikającego do płuc. Kiedy to robiłam, oznaczało to, że coś musiało mnie dogłębnie wkurwić. Już nawet nie sfrustrować czy poirytować – po prostu wkurwić.
A wkurwiła mnie owa sytuacja. Nigdy nie przypuszczałam, że mam do czynienia z takimi półgłówkami w rozwijaniu relacji międzyludzkich i prowadzenia rozmowy, zwyczajnymi dziećmi, gdyż tego zachowania nazwać inaczej nie potrafię.
Wyszłam na świeże powietrze, zapaliłam papierosa i zaciągnęłam się dymem.
„Hm... Kto to tam stoi, niedaleko domu mojej sąsiadki? Jakoś dziwnie ubrany" – stwierdziłam, zaintrygowana całą sytuacją. Pani Hale nie miała dzisiaj żadnych gości, powiedziałaby nam, gdyby tak było. Jest bardzo wspierająca i jeszcze nigdy nie odmówiła nikomu swojej pomocy, jeśli ktokolwiek danej potrzebował. Nie pogardzi twoimi problemami. Wysłucha i zawsze doradzi w jakiejś sprawie, która cię zadręcza. Była swego rodzaju psychologiem, lecz mogę śmiało stwierdzić, że jest z pewnością o wiele lepsza.
„Hej! Dlaczego on idzie w kierunku..."
CZYTASZ
Border of the Hell: First Meeting
БоевикAdeline i Noemi - siostry na pozór stereotypowe. Ich rodzinna sytuacja nie była najgorsza, miały przyjaciół, a one same kochały się i rozumiały. W Roosevelt High School niemalże każdy ukończył już 19 lat. Długo wyczekiwane przyjęcie Adeline odbywa...