5. Co ja tu robię?

21 5 7
                                    

ADELINE

Ciemność, pustka i echo otaczały mnie w moim śnie. Nieskończoność czerni i nicości, a ja w tym wszystkim ukryta, schowana. Spadam. Spadam z niczego. Wrzeszczę, próbuję być tam, gdzie byłam. Ale tego miejsca już nie ma. Ono nie istnieje.

Nagle odzyskuję świadomość. Próbuję otworzyć oczy i słyszę w uszach pisk. Moje powieki mimowolnie opadają. Nie potrafię sprawić, aby były rozchylone. Są zbyt ciężkie.

Przełknęłam ślinę i poczułam nieodgadnioną falę dreszczów przemieszczających się wzdłuż mojego kręgosłupa. Wprawiały mnie w przerażenie i niestabilność.

Nienawidzę być bezsilną. To ostatnie, czego bym sobie życzyła. Poddać się. Walka jest najważniejsza. Pomimo utraconej nadziei na jakiekolwiek osiągnięcie, robię wszystko. Staram się. Pochłaniam się w tym i zatracam. Pełnię tego, co mogę zrobić, wykonuję. Co mi pozostało. I choć wiem, że z pewnością nie wygram, że nadzieja to matka głupich, wiem także, że próbowałam. I nie będę miała przez to wyrzutów sumienia do samej siebie. Priorytetem nie są czyny, a nasze pragnienia.Ale w teraz właśnie się taka czułam – bezsilna.

Po kilku minutach, które mogłyby okazać się równocześnie wiecznością, otworzyłam szeroko oczy. Chciałam przetrzeć twarz, lecz nie mogłam. Moje ręce były ze sobą ciasno złączone, na nadgarstkach czułam gruby, szorstki sznur, który je boleśnie oplatał.

Moje nogi również były unieruchomione, związane przedmiotem o podobnej fakturze.

Czułam się, jakbym stała się jednością z krzesłem, na którym siedziałam. Ta ciasność i brak możności poruszania się wprawiało mnie w ogromny dyskomfort, ale także obawę o to, co się właściwie dzieje. Nie jest dla mnie codziennością budzenie się, będąc przywiązaną do niewygodnego przedmiotu.

Wyostrzyłam wzrok.

To, co ujrzałam nie dało mi poczucia jakiegokolwiek bezpieczeństwa czy spokoju, wręcz przeciwnie – czułam, jak gdyby moje serce miało za chwilę wyrwać się spod skóry. Biło jak szalone, tak donośnie, że słyszałam dokładnie swój puls w uszach.

Popatrzyłam na równoległą ścianę. Zobaczyłam szary mur, z którego odpadał tynk. W niektórych miejscach był pobrudzony przez żółte plamy, wyglądające jak wymiociny, w innych zaś znalazły się ogromne dołki i nieregularności.

Spuściłam powoli wzrok na podłogę, badając uważnie każdy szczegół tego, co widziałam przed sobą.

Podłoga nie była zbyt pokrzepiającym widokiem — spowita kurzem i pyłem, jak gdyby po remoncie. Na jej budowę składały się zżółkniałe płytki o małej powierzchni, gdzieniegdzie roztłuczone lub pęknięte. Kształtem imitowały małe kwadraty. Niepokojący był fakt, iż na niektórych odłamkach gruzu znajdowały się czerwone plamy, przypominające krew.

W tamtym momencie nie wiedziałam, że będzie mi dane rozpaczać nad tą sytuacją jeszcze bardziej, a serce rozkruszy się na miliardy małych kawałków. Że nie będę potrafiła już okiełznać swoich wewnętrznych uczuć, że nie będę w stanie czuć czegokolwiek, że będę odczuwała jedynie pustkę, której nie da się niczym wypełnić. Pustkę pogłębiającą się poprzez niepojęty strach, którego nie będę potrafiła zatrzymać. Myślałam, że moje nieszczęście osiągnęło apogeum. Ale najbardziej dotkliwe było wciąż przede mną.

I wtedy zobaczyłam ją. Siedziała kilka metrów dalej ode mnie, na tym samym, niewygodnym krześle, przywiązana w ten sam, niewygodny sposób. Kilka kosmyków jej długich blond włosów przykleiło się do jej twarzy, przez co problematyczne było doszukanie się jej oczu. Ubrania miała pobrudzone brązowymi plamami, najprawdopodobniej z piachu i błota. W pojedynczych miejscach na jej skórze znajdowały się czerwone skazy, świadczące o otarciach i zadrapaniach.

Border of the Hell: First MeetingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz