3. To niemożliwe

19 5 3
                                    

COLTON

— Ale o czym ty mówisz? Co to za bzdury? — Paul uniósł głos. Wierzył, że to, co powiedziałem, było nieprawdą. Kłamstwem. Żartem, który nie okazał się być zbyt zabawny. Lecz wiedział także, że gdyby był to dowcip, nie zachowywałbym się w ten sposób.

— Opowiedz nam to jeszcze raz — Noemi zniżyła swój głos niemal do szeptu i podała mi szklankę wypełnioną prawie po brzegi wodą.

— Ale tu nie ma niczego, nad czym można byłoby się szczególnie zastanawiać — odparłem, upijając łyk podanego mi przed chwilą płynu. — Ona po prostu zniknęła. Kiedy wyszedłem, przed domem nikogo nie było. Okrążyłem budynek, ale nigdzie jej nie znalazłem.

— Może chciała zrobić nam kawał? — wybełkotał pod nosem Paul, bardziej do siebie, aniżeli do całej naszej trójki.

— To niemożliwe — przemówiła wreszcie w stanowczy sposób Noemi. — Adeline niezbyt lubi żarty. A nawet jeśli, to z pewnością nie takie.

Paul i ja tylko posłaliśmy jej pytające spojrzenie, na co ta odpowiedziała:

— Czy wy naprawdę uważacie, że mogłaby to zrobić i to w swój wymarzony dzień, na który czekała od dawien dawna? Tylko dlatego, aby rozrzedzić atmosferę, która gwałtownie zgęstniała, gdy panowie ważniaki zaczęli się sprzeczać? — popatrzyła na nas z litością, po czym dodała pogardliwie — Z pewnością te sprawy nie zaszłyby aż tak daleko. Nie pozwoliłaby na to. A i ona sama rozegrałaby to zapewne o wiele lepiej.

— Sugerujesz, że ktoś mógłby ją porwać?! — wykrztusiłem, opluwając się wodą. — Yonkers to jedno ze spokojniejszych miast. Tu nie ma nawet niczego do kwestionowania.

— Ale w jaki inny sposób zamierzasz to wytłumaczyć? — odezwał się Paul. — Jeśli nie robi nam żadnego głupiego dowcipu, nie chowa się nigdzie, to jaka mogła być inna wersja wydarzeń?

— Chwila, co powiedziałeś? — wyszeptała błyskotliwym tonem Noemi, niczym postać z kreskówki, której nad głową zapaliła się lampka, świadcząca o nowym, genialnym pomyśle.

— Że ktoś ją porwał — odparł niepewnie Paul.

— Ale stwierdziłeś także, że nigdzie się nie chowa — dodała blondynka, marszcząc lekko czoło, jakby się nad czymś zastanawiała. — Nie mamy jednak pewności. Nikt nie szukał jej w domu.

Chłopak odruchowo spojrzał na mnie, na co ja tylko delikatnie pokręciłem głową.

— Błagam, żeby ona tu gdzieś była. Przecież nie będziemy zawiadamiać policji o tak, na pozór, błahej sprawie — jęknęła dziewczyna.

Wszyscy podnieśliśmy się ze swoich miejsc i z prędkością światła skierowaliśmy się w drodze na schody, wykonane z drewnianych płyt. Na jednej ze ścian, która była elementem klatki schodowej, wisiały zdjęcia Adeline oraz Noemi. Na każdym z nich były razem. Pomimo swoich przeciwieństw, obie dziewczyny walczyły o szczęście tej drugiej za wszelką cenę. Były siostrami, które są w stanie oddać za siebie życie. I choć często się sprzeczały, ceniły się wzajemnie. Wszystko robiły razem, były nieodłącznym elementem ich codzienności. Przeżyły bardzo wiele, a ich wspólne doświadczenia sprawiały, że były ze sobą zżyte jeszcze silniej.

Na fotografiach uchwycone zostały także wspólne chwile z ich przyjaciółmi i rodzicami. Najwięcej takich obrazków zachowało się z urodzin. Adeline i Noemi zdmuchiwały świeczki na torcie, ozdabiały dom i swoje pokoje, a co najważniejsze – były szczęśliwe. A tego dnia szczęście jednej z nich zostało zrujnowane, niczym domek z piasku. I to było cholernie niesprawiedliwe. Nie mogę na to pozwolić. Muszę to jakoś odkręcić. Muszę.

Po ukończeniu wchodzenia na kolejne stopnie brązowych schodów, znaleźliśmy się w ciemnym, wąskim korytarzu, wzdłuż którego znajdowały się drzwi do wielu pokoi. Po prawej stronie miejsce miały łazienka i pralnia, a także dodatkowe pomieszczenie dla gościa, który chciałby przenocować. Po lewej stronie były wrota do sypialni Noemi oraz do sali, gdzie była poustawiana elektronika. Natomiast równolegle do nas znaleźliśmy lekko uchylone, białe drzwi. To było wejście do królestwa Adeline. Pomieszczenie, do którego nie każdy miał zaproszenie. Pomieszczenie wręcz magiczne, napawające człowieka dobrą lub złą energią, w zależności od humoru tej urokliwej brunetki. Nie była to zwykła sypialnia. Była oryginalna na swój sposób. Każdy przedmiot miał swoją historię, każda ze ścian słyszała inny sposób śmiechu lub płaczu ich właścicielki. To wspaniałe i nadludzkie, iż absolutnie każdy ma swoją historię, której nikt mu nie odbierze, a tylko on sam ma nad tym pełen wpływ i to właśnie on przejmuje stery tego okrętu.

— Muszę iść do toalety. Zaraz wracam. — odezwała się cicho Noemi. Pomimo niskości jej głosu, po jej słowach rozniosło się echo. Ten dom sprawiał wrażenie takiego pustego. Mury jakby odbijały wszystkie odgłosy przez nas tworzone. To stawało się coraz bardziej przerażające. Ta cisza sprawiała, że moje serce tłukło pod skórą o wiele szybciej, niż wcześniej. Odczuwałem stres. Ogromny stres, spowodowany tym, że możemy jej nie znaleźć.

Stałem tam z Paul'em i czekałem na przyjście Noemi. Jednak nie wracała. Czekaliśmy 5 minut, 15 minut, godzinę, aż wreszcie drzwi się otworzyły. Ale nie wyszła z nich dziewczyna. Nie wyszedł z nich nikt.

— Co się do cholery odpierdala — powiedział do siebie chłopak. Wszystkie kolory odpłynęły z jego twarzy, szafirowe tęczówki straciły swój blask, usta zamieniły się w prostą linię. Namalował się na nim smutek i przygnębienie, którego jeszcze nigdy nie było mi dane zobaczyć.

Border of the Hell: First MeetingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz