3
W głowie kłębiły mi się różne straszne scenariusze. Co prawda Angela wielokrotnie przeżywała coś, co okazywało się później totalną bzdurą, więc może nie trzeba było się tym specjalnie przejmować?
Pewnego razu nie zaliczyła egzaminu, a rozpaczała tak, jakby wyrzucili ją ze studiów. Innym razem nie dostała prezentu na walentynki od chłopaka, a przedstawiła to w taki sposób, jakby co najmniej ją spoliczkował. W końcu przestałam się na to nabierać. Zeszłego roku zadzwoniła z rykiem, że coś dzieje się z jej matką. Olałam tę wiadomość i kazałam jedynie wziąć głęboki oddech i położyć się spać. Cztery dni później odbył się pogrzeb...
- Uspokój się! - zawołałam przez telefon. Jej stan roztrzęsienia szybko mi się udzielał. - Kto nie żyje?
- On... przyjedź! - mruknęła.
Powiedziała coś jeszcze, ale nie dało się tego zrozumieć. W końcu rozłączyła się bez żadnego wyjaśnienia i pożegnania.
Pozostała mniej niż godzina pracy, ale przecież przyjaciółka była w potrzebie. Zerwałam się z miejsca, wyłączyłam komputer i pobiegłam do szefa.
- Mam nagły wypadek! Muszę dziś wcześniej wyjść z pracy! - zawołałam również rozemocjonowana.
Wojtek siedział za biurkiem i właśnie obżerał się pączkami. Akurat wyciekła marmolada z jednego z nich, a on wystawił język i obleśnie zaczął łechtać różane nadzienie.
Odwróciłam wzrok, bo zbierało mi się na wymioty. Kiedy dostrzegł, że patrzę w inną stronę, w końcu się odezwał.
- A kiedy to odrobisz?
- W piątek zostanę dłużej - odparłam szybko. Zarzuciłam na siebie kurtkę już gotowa do wyjścia.
- No nie wiem, nie wiem... - sapnął i sięgnął po drugiego pączka. - Gdybym tak każdemu pozwalał pracować, jak mu się żywnie podoba...
- To jest wyjątkowa sytuacja - zauważyłam. - W piątek zostanę dłużej... dwie godziny.
W świńskich oczkach szefa zapaliła się iskierka. W końcu kiwnął głową - nie mógł powiedzieć nic na głos, bo oba policzki zapchał pączkiem. Wybiegłam bez słowa i skierowałam się prosto do auta. Na szczęście Angela mieszkała kilka przecznic stąd, więc dotarłam do niej w mniej niż piętnaście minut.
Na miejscu zadzwoniłam domofonem i momentalnie otworzono mi wejście do klatki. Drzwi do domu pozostawiono otwarte - weszłam bez pukania.
W środku nie śmierdziało rozkładającym się ciałem, czego się naiwnie spodziewałam. Nowocześnie urządzona kawalerka - schludna, ze świetnie dobranymi dodatkami i tekstyliami. Troska o detale świadczyła, że mieszkała tu kobieta. Czułam się w tym domu naprawdę dobrze, ale nie dziś, gdy szukałam roztrzęsionej Angeli. W końcu ją znalazłam - siedziała zapłakana w kuchni w nędznym stanie. Rozczochrane, brązowe włosy sterczały jej we wszystkie strony. Niski wzrost i delikatne rysy sugerowały, że stoi przede mną nastolatka, a nie dorosła kobieta. W momencie, gdy mnie zobaczyła, przytuliła się bez słowa.
- Przykro mi - zawołałam, choć nie wiedziałam jeszcze, gdzie leży jej ojciec lub chłopak. - Wołałaś pogotowie?
- Co? - odparła zaskoczona. - Nie...
- Gdzie on jest?
- U siebie w pokoju... - załkała, wycierając nos w chusteczkę.
Coś tu się nie zgadzało... Przecież Angela mieszkała sama, więc raczej wszystkie pomieszczenia należały tylko do niej. Chyba że ostatnio zmieniło się coś, o czym nie wiedziałam. Zdecydowanie za rzadko z nią rozmawiam.
CZYTASZ
Intymne życie Moniki P.
ChickLitDobra, bez zbędnego pieprzenia. Mam na imię Monika i chcę Wam opowiedzieć krótką historię mojego życia. Obiecuję, że będzie śmiech, łzy i dobry seks (słaby niestety też). Podzielę się z Wami przemyśleniami i najbardziej intymnymi chwilami. Jako męża...