Po mojej kłótni z Edmundem , ludzie zaczęli się zbierać. My także. Wróciłam do domu około dwudziestej. W progu przywitała nas Anja z Lissy na rękach. Stwierdziłam że to będzie dobry moment na spytanie się jej , czemu ulubionym pokojem jej córki było ciemne pomieszczenie , gdzie można było znaleźć naładowany pistolet. Więc tak zrobiłam.
- Anja...
- Tak , Lizzy ?
- Słuchaj , bo kilka miesięcy temu Lissy zaprowadziła mnie do ciemnego , dziwnego pokoju , w którym był naładowany pistolet.
- Skąd wiesz że był naładowany ? - spytała.
- Był dość ciężki. - w panice wymyśliłam jakąś wymówkę. Nie byłaby zadowolona , gdy powiedziałabym jej że kilka miesięcy temu przez przypadek strzeliłam w szafę w obecności półtorarocznego dziecka. I nie powiedziałam nikomu.
- Rozumiem. Myślę że Lissy mogła chować tam swoje zabawki , dlatego tak go lubiła , ale niania je przeniosła. Co do broni , domyślam się że w każdym pokoju coś takiego jest , wiesz , na wszelki wypadek.
Pokiwałam głową. Wystarczyła mi ta odpowiedź.
Jeszcze kilka minut pobawiłam się z moją bratanicą , i udałam się do mojego pokoju. Dwadzieścia minut potem leżałam w łóżku , myśląc o dzisiejszej kłótni. Stety , niestety nie zastanowiłam się długo , ponieważ zmorzył mnie sen.
Następnego poranka , non stop sprawdzałam wiadomości. Chciałam wiedzieć czy Edmund coś pisał. Nic a nic. Najwyraźniej też się obraził. Chociaż właściwie nie wiedziałam czemu , to on chciał wiedzieć zdecydowanie za dużo. Nie chciałam dzielić się z nim moją nie zbyt kolorową przeszłością. Miałam do tego prawo , i naprawdę nie wiedziałam czemu tak się zachował. Stwierdziłam że muszę przestać o tym myśleć , niestety nie było to zbyt proste.
Obudził mnie ból głowy i nieprzyjemne czucie w gardle. Przekręciłam się na drugi bok , chcąc znowu zapaść w sen. Niestety los postanowił zrobić mi żart ( dla mnie nieśmieszny ) , ponieważ czułam się coraz gorzej , przez co nie mogłam spać. Poddałam się po kilku minutach i zeszłam na dół po termometr. A w kuchni siedziała...moja matka wraz z Hailie. Mijając je , czułam nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej. Zazdrościłam Hailie że ma matkę. Może to moja wina że tak ją potraktowałam ? Co właściwie sprawiało , że nie przepadała za mną ?
- Lizzy , wszystko w porządku ? - głos Hailie wyrwał mnie z przykrych rozmyślań.
- Czemu tak myślisz ? - zapytałam.
- Wyciągnęłaś termometr.
Zupełnie o tym nie pomyślałam. Moje jasne policzki pokrył rumieniec.
- Yhmn. - mruknęłam , mierząc sobie temperaturę. Niestety , nić z tego nie rozumiałam , ponieważ były tam stopnie fahrenheit 'a. Jednakże te liczby wyświetliły się na czerwono, więc byłam prawie pewna że mam gorączkę, jednak wolałam się upewnić.
- Hailie , sto dwa i dwadzieścia po przecinku stopni Fahrenheit 'a to ile stopni Celsjusza ?
- Lizzy , ty masz gorączkę !
Wiesz co , Hailie na prawdę , nie domyśliłambym się tego.
Tymczasem moja matka po prostu wlepiała we mnie swoje zielone ślepia.
- Zdaję sobie z tego sprawę. - odparłam.
- Czy coś jeszcze ci dolega ?
- Boli mnie gardło i głowa. I chyba mam dreszcze.
Hailie pokiwała głową.
- Słuchaj , połóż się , za chwilę zrobię Ci herbatę.
Pokiwałam głową na tak. Gdy wychodziłam z kuchni usłyszałam jak Hailie dopowiada :
- Tylko nie wstawaj !
Powlokłam się do mojego pokoju i ułożyłam się na łóżku. Sen nadszedł dość szybko.
Obudziłam się godzinę później , o siódmej. Ból głowy był nieco lżejszy , ale nadal drżałam i piekło mnie gardło. Na stoliku nocnym leżały leki , herbata , mój telefon i kartka od Hailie , jak zażywać dane lekarstwa i w ilu ilościach. Sięgnęłam po telefon. Zero wiadomości od Edmunda. Czyli nie ustąpi. No trudno.
Moja choroba utrzymywała się jeszcze przez tydzień , i przez te siedem dni wiosna wkroczyła do Pensylwanii. Resztki śniegu stopniały całkowicie, zakwitły pierwsze kwiaty , temperatura powietrza sięgnęła nawet piętnaście stopni. Hailie opiekowała się mną jak mogła , za co byłam jej bardzo wdzięczna. Nawet kupiła mi tulipany do pokoju. Więc nareszcie , w następny poniedziałek , stanęłam na nogi. Nie dostałam żadnych wiadomości od Edmunda , nie martwił się o mnie. Nie zapytał czemu mnie nie ma , czy wszystko w porządku...Po prostu miałam do niego żal.
Na pierwszej lekcji była literatura , czyli przedmiot którego uczyła nasza wychowawczyni. Byłam w ławce z Edmundem , ale nie odezwałam się do niego ani słowem. Siedzieliśmy po dwóch różnych stronach ławki , czasem ciskając gromami w swoją stronę.
- Słuchajcie , muszę wam coś powiedzieć. W szkole organizowane są ,,dni świata''. Za dwa tygodnie nasza klasa , dwie równoległe i trzy od nas młodsze , czyli 3A , 3B . 3C oraz 2A , 2B , 2C , będzie prezentować kulturę i obyczaje wylosowanego kontynentu przed resztą szkoły. Zgadnijcie , jaki kontynent wylosowaliśmy.
Większość uczniów było za Ameryką Północną. Kto by się tego spodziewał.
- Stety , niestety , nie wylosowaliśmy naszego kontynentu. Mamy natomiast...Europę.
Uśmiechnęłam się. Lubiłam mój rodzimy kontynent.
- Więc mam prośbę do was. Czy macie jakiś znajomych Europejczyków ?
Cała klasa patrzyła się na mnie i Michaela. Chłopak przewrócił na to oczami , widać było jak bardzo mu się nie chciało pomagać w tym przedsięwzięciu.
- Ach , tak , przecież Lizzy wychowała się w Europie ! Z pewnością wygramy ten konkurs. - zaszczebiotała wychowawczyni.
- Proszę Pani , ja też chciałabym pomóc , ale niestety , nie wychowywałem się w Europie. Wychowywałem się w Stanach , znam tylko język. - wtrącił się Michael. Jak mi ciebie żal , no normalnie zaraz się rozpłaczę.
- Spokojnie , mamy Lizzy.
Czyli przez najbliższe dwa tygodnie nie będę miała spokoju.
YOU ARE READING
𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭. 𝐒𝐳𝐦𝐚𝐫𝐚𝐠𝐝
De TodoMłoda , skrzywdzona przez los i nieufna Elizabeth Monet , dotychczasowy wyrzutek w jakimkolwiek miejscu , dowiaduje się , że jednak ma rodzinę , która jest...nietypowa. Pięciu starszych mężczyzn , podających się za jej braci , i jedna dziewczyna , u...