Rozdział I

35 5 0
                                    


Huk i głośny krzyk.

Za niecałe dwadzieścia minut zabije koleją osobę. To już trzecia w tym tygodniu, a patrząc na to, że mamy dopiero wtorkowy wieczór to jest to całkiem niezły wynik.

Pierwsza była dwudziestoośmioletnia kobieta, która wisiała mojej matce sto tysięcy dolarów za zatuszowanie jakiś jej spraw z przeszłości. Nie znam szczegółów, ale z tego co wiem chodziło chyba o narkotyki, a to raczej nie sprzyja staraniu się o stanowisko burmistrza. Biedna. Nie dość, że nie wygrała to jeszcze utonęła w jednym z pobliskich jezior.

Kolejny był prawie sześćdziesięcioletni mężczyzna. Pożyczył około sto czterdzieści tysięcy, bo na starość zachciało mu się bawić w hazard. W ten o to sposób popadł w długi nie tylko u mojej matki, ale i u trzech innych gości, z którymi grał w pokera czy inne gówna.

Dzisiaj miałam mieć wolne, ale pieprzony Dawson, jeden z pracowników Meredith, który jest tym samym jednym z wielu jej kochanków, postanowił, że jeszcze przed dwunastą popołudniu pójdzie do pobliskiego baru na drinka. Oczywiście nie skończyło się na jednym ,dlatego teraz to ja muszę odwalać robotę za niego.

Zabijanie dłużników matki stało się dla mnie w pewnym sensie codziennością. Jeszcze zanim się urodziłam moja rodzicielka już wiedziała, że będę dla niej pracować. Nie miałam wyboru. Przy moich pierwszych ofiarach odczuwałam jakieś tam poczucie winy. Jednak każdy kolejny dzień, każde kolejne morderstwo sprawiało, że te wszystkie cząsteczki poczucia jakiejkolwiek empatii, współczucia i winy po prostu wyparowały.

Stałam się obojętna na ludzkie życie. Moim zadaniem jest odebrać dług albo zabić. Teoretycznie mam tylko strzelić i odejść a ciałem i wszystkim innym zajmą się ludzie mojej matki.

Jednak z czasem stało to się dla mnie zbyt monotonne.

Od kilku lat to samo. Wejdź, strzel i wyjdź. Przecież ile można robić jedno i to samo. Człowiek z natury, gdy robi jedną czynność przez bardzo długi czas i staje się ona dla niego rutyną zaczyna szukać i wymyślać to nowe i jeszcze bardziej dziwne rzeczy, tylko po to, by nadać życiu smak.

W moim przypadku zaczęłam zabijać w coraz to bardziej pojebany sposób. Pierwsze było zwykłe odcinanie palców, rąk czy języka. Z każdą taką osobą traciłam coraz to większy kawałek siebie. To wszystko przerodziło się w rozcinanie brzucha ofiary, tylko po to by zaraz wrzucić ją do klatki pełnej zagłodzonych psów mojej matki, by te mogły rozszarpać jej wszystkie wnętrzności. W zeszłym miesiącu przybiłam jednego faceta gwoździami do drewnianej tarczy i rzucałam w niego różnymi ostrymi narzędziami, począwszy od zwykłych noży kuchennych, a kończąc na starych zardzewiałych siekierach i shurikenach.

Każda z tych osób sobie na to zasłużyła. Przynajmniej tak tłumaczyła mi od zawsze matka. Głównie byli to mordercy, gwałciciele, a zdarzyli się nawet handlarze żywym towarem. Oczywiście były też osoby, które zajmowały się tylko hazardem czy były zwykłymi kłamcami.

Wyjeżdżali z dala od swoich rodzin tłumacząc im, że jadą do innego miasta na dwa tygodnie na spotkanie służbowe, a prawda była taka, że jechali do swoich kochanków, by zdradzać swoich małżonków na prawo i lewo.

Każda z tych osób tak czy inaczej miała coś na sumieniu.

Otaczali się kłamstwami.

Zupełnie tak jak ja. Tylko jeszcze nie wiedziałam, że tych kłamstw i tajemnic jest tak wiele.

Ich wszystkich łączyło jedno. Moja matka. Zapożyczali od niej kolosalne sumy mając świadomość, że nie uda im się opłacić długu, który będzie rósł z każdym kolejnym dniem. Tych, którym udało się zadłużenie spłacić jest naprawdę niewielu. Ale prędzej czy później wrócą po więcej. Zawsze wracają.

Counting DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz