Rozdział 5

16 4 4
                                    

Strach


- Piękna nieznajoma. W końcu ponownie się spotykamy.

To. Są. Chyba. Jakieś. Żarty.

Los ewidentnie sobie ze mnie kpi.

Śmieje mi się prosto w twarz.

Chcę się na mnie zemścić za wszystkie okropne rzeczy, jakie zrobiłam.

Nie dość, że sytuacja, w której się właśnie znajdujemy zdążyła mi podnieść ciśnienie i wytrącić z równowagi, to teraz jeszcze pojawiło się to.

Źródło moich ostatnich koszmarów.

Wdech i wydech, to tylko zwykły koszmar, który nawiedza mnie kolejną noc z rzędu. Zaraz zadzwoni budzik, obudzę się w swojej sypialni, jak zwykle nie wyspana, próbując przeżyć jeden z wielu ciężkich dni. Nic nowego się nie wydarzy, wszystko będzie po star...

- Co, zaniemówiłaś?

Oddychaj Val. To nic takiego.

- Natrętny nieznajomy. - odezwałam się przesłodzonym głosem, przybierając na twarzy wymuszony uśmiech.

Chłopak się krótko zaśmiał, a już po chwili usłyszałam stawiane za mną kroki. Nikt z nas nie odważył się ruszyć. Dalej staliśmy w takich samych pozycjach, jak przed pojawianiem się nieznajomego. Spojrzałam na Harriet, a widząc jak jej oczy się zaszkliły, coś zapiekło mnie w gardle. Ona jest moją przyjaciółką. Tą do której zawsze mogę zadzwonić o każdej porze dnia i nocy, choćbyśmy były na dwóch różnych końcach świata. Nigdy nie pisała się na takie akcje. To miało być zwykłe przekazanie im pieniędzy, a zamiast tego stoimy w jakimś pieprzonym kole i mierzymy do siebie z broni. To przeze mnie jest teraz taka przerażona.

Znowu wszystko zepsułam.

Jak zwykle to moja wina.

Kątem oka zauważam, jak coś porusza się z mojej prawej strony. Po chwili prosto przede mną staje, sprawca całego tego zamieszania. Oczywiście z szerokim uśmiechem, bo jakże by inaczej. Wygląda dokładnie tak samo jak go zapamiętałam. Dobrze zbudowany, ubrany cały na czarno, krótko ścięte włosy i... Te przeklęte błękitne oczy, które tylko jeszcze bardziej podkreślają jego ostre rysy twarzy. Przypominają spokojny ocean o najpiękniejszych i najczystszych barwach jakie można spotkać na ziemi. W jakiś pokręcony sposób przyciągają mnie i sprawiają, że mogłabym się w nich zatracić. Zacząć tonąć, a ich intensywność mogłaby mnie uratować, tylko że... Ja nie potrzebowałam, aby ktokolwiek mi pomagał. Nie chciałam zostać uratowana.

Nie da się uratować kogoś, kto od dawna zanika.

Dzień po dniu.

Kawałek po kawałku.

Aż w końcu nie zostanie z niego nic.

Pozostanie po nim jedynie pustka.

- Obiecałem ci, że szybko spotkamy się ponownie. - przerwał, upewniając się, że skupiam na nim swoją uwagę. - Zawsze dotrzymuje obietnic.

- Nie przypominam sobie, abym miała ochotę ponownie cię spotykać. - Odparłam, utrzymując obojętny wyraz twarzy.

- Spełniam twoje ukryte pragnienia - uśmiechnął się szerzej, uwydatniając dołeczki i mrugnął do mnie jednym okiem.

Puścił mi jebane oczko.

Nie wiem jak mu się to udało, ale jeszcze nikt nie wywołał we mnie tak skrajnych emocji jak on. Z każdą chwilą coraz bardziej podnosił mi ciśnienie, a pod maską obojętnośći rodziła się we mnie frustracja i chęć mordu. Najlepiej jego. Nawet Wayne nie denerwował mnie tak jak brunet przede mną. A widzę go drugi raz w moim całym życiu.

Counting DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz