Rozdział 6

8 3 0
                                    

Trzy dni


Obserwowałam wyścig kropli deszczu, spływających po szybie auta. Co chwilę jedna wyprzedzała drugą, aż w końcu obie zniknęły. Właśnie tak się czułam od jakiegoś czasu. Zanikałam coraz bardziej. Od paru miesięcy jest jeszcze gorzej, z dnia na dzień po prostu... wykańczam się. Zostało mi tak mało czasu, aż w końcu będę mogła uwolnić się od matki i zacząć żyć tak jak zawsze chciałam. A jedyne czego pragnęłam od życia, to chociaż na krótką chwilę poczuć wolność. Tylko tyle i aż tyle.

Pół roku. Dokładnie tyle musiałam wytrzymać. Po dzisiejszym niepowodzeniu będzie tylko gorzej. Nie mam zielonego pojęcia co się tam wydarzyło i jak do tego doszło. Głowa boli mnie niemiłosiernie, odkąd tylko wjechaliśmy w las w drogę powrotną. Wiedziałam, że będę ponosić konsekwencje dzisiejszych wydarzeń, wszystko co się wydarzyło było tylko i wyłącznie spowodowane moją winą, a nawet gdybym się do tego nie przyczyniła, według matki odpowiedzialność i tak znowu ponoszę ja. Spieprzyłam i to po całej linii, więc teraz muszę płacić za swoje błędy. Nawet jeśli ich cena sprowadza mnie coraz bardziej, na samo dno, z którego nie będzie już powrotu.

Ten cały Karev, jakkolwiek miał na imię, wzbudzał we mnie takie emocje, doprowadzał mnie samym swoim istnieniem na skraj wytrzymałości, aż w pewnym momencie zwyczajnie nie wytrzymałam. Cały czas zastanawiam się co tam się wydarzyło i przede wszystkim, dlaczego pozwoliłam na chwilową utratę kontroli, jednak nie jestem w stanie nic zrozumieć. Wszystko pamiętam jak przez mgłę, zupełnie tak jakby w tamtym momencie, jakaś część mnie się wyłączyła.

Nieunikniona będzie konfrontacja z matką i zdecydowanie nie będzie ona należała do przyjemnych. Z resztą to nic nowego. Nie pamiętam kiedy ostatnio spojrzała na mnie bez pogardy, obrzydzenia i zawodu widocznych w jej oczach, tak bardzo podobnych do moich. Jedyne co mi pozostało, to błaganie w duchu, aby tym razem nie było gorzej niż poprzednio. Chociaż kogo mam oszukiwać. Za każdym razem jest gorzej. Zawsze ból jest większy niż poprzednio. I nie mówię tu jedynie o bólu psychicznym. Ten przestałam odczuwać po którymś razie.

- Val. - Dobiegł mnie cichy szept przyjaciółki z przodu auta, więc oderwałam wzrok od deszczu na szybie i przeniosłam go na blondynkę. - Od dwudziestu minut stoimy pod twoim blokiem.

Rozejrzałam się wokół i zorientowałam się, że faktycznie dojechaliśmy już na miejsce. Jezu... Musiałam naprawdę mocno się zamyślić, jeśli nie zauważyłam, że od dłuższego czasu stoimy w miejscu.

- Racja. - Rzuciłam szybko okiem po aucie, dałam znać Harriet skinięciem głowy, że wysiadamy i ostatni raz zwróciłam się do przyjaciela. - Dzięki, że zabrałeś nas swoim autem, do późnej.

Następnie zwinnym ruchem wysiadłam z auta, na odchodne słysząc jego cichą odpowiedź "Nie ma sprawy" i nie czekając na blondynkę ruszyłam w stronę wejścia.

Stojąc przed windą, słyszałam jak dziewczyna za mną, szybkim krokiem na tych swoich obcasach, których stukanie roznosiło się po korytarzu, zbliża się do mnie. Chciałam się jak najszybciej zamknąć w swojej sypialni, aby odciąć się od jakiegokolwiek towarzystwa. Nie miałam ochoty na rozmowy, a kiedy nawiązałam jeszcze w aucie z przyjaciółką sekundowy kontakt wzrokowy, z jej twarzy jasno wyczytałam współczucie, więc wiedziałam, że będzie chciała ze mną pogadać o dzisiejszych wydarzeniach, na co aktualnie nie miałam siły.

Jak na zawołanie kroki ucichły, a na ramieniu poczułam ledwie wyczuwalny dotyk, delikatnej dłoni Harriet. Obejrzałam się w jej stronę i dokładnie tak jak wcześniej, na jej drobnej twarzy malowało się współczucie. Wiedziała jaka jest moja matka, dlatego też miała świadomość co się stanie. Nie chciałam czyjejś litości, za każdym razem jak ją widzę, robi mi się nie dobrze. Nie chcę jej, a przede wszystkim jej nie potrzebuje. Doświadczyłam już tak wiele okrutnych rzeczy, których pospolity człowiek nie wytrzymałby psychicznie, jak i fizycznie, że nic nie jest wstanie mnie już złamać.

Counting DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz