Wayne Murphy jest moją osobą.
- Powtórz to jeszcze raz, bo chyba źle cię zrozumiałem. – Wayne siedział pochylony w moim salonie z łokciami podpartymi o kolana, a jego mina wyrażała coś na wzór konsternacji połączonej z niepewnością i zawahaniem. - Tylko tym razem zrób to powoli.
Przewróciłam oczami. Kiedy zadzwoniłam do niego godzinę temu, aby do mnie przyjechał, byłam na tyle rozstrojona, że nie pomyślałam mądrze. Zapraszając tutaj przyjaciela i bombardując go takimi wiadomościami było oczywiste, że będzie świrował i zadawał masę pytań, na które ani trochę nie miałam ochoty odpowiadać. Musiałam z kimś o tym porozmawiać, inaczej to obce uczucie, którego sama jeszcze nie potrafiłam zidentyfikować, rozsadziło by mnie od środka. Próbowałam się skontaktować z Hariett, jednak jedyne co zastałam to wiadomości, które nawet nie zostały odczytane i pocztę głosową. I tak od momentu naszego ostatniego wyjścia do klubu. Nie wiem czy jest na mnie za coś zła, czy o co chodzi, ale miałam teraz za dużo własnych problemów, by jeszcze gonić za blondynką. Dlatego to chłopak właśnie siedzi na kanapie i próbuje sobie wszystko ułożyć w głowie od ponad pół godziny. Uwielbiam go, naprawdę, ale ten jego charakter mnie czasem wykańcza. Chyba już dziesiąty raz powtarzam mu te same słowa, a on chociaż próbował na kilka różnych sposobów je przyswoić, nadal mu się to nie udało. Zaczęło się od gorączkowego chodzenia w kółko po całym mieszkaniu, potem musiał wyjść na taras pooddychać świeżym powietrzem, następnie położył się na kanapie i wpatrywał się w sufit przez dobre pięć minut bez słowa, kończąc na wywiercaniu we mnie dziury swoim wzrokiem i zadawaniu tego samego pytania od ponad dziesięciu minut, przez co moja wahająca się przez ostatnie dni cierpliwość była na granicy ogromnej przepaści.
- Wayne – starałam się zachować spokój. - Powiem to ostatni pieprzony raz – zaznaczyłam dobitnie i nabrałam powietrza. - Karev zażądał mnie w zamian za ostatnie wydarzenia i... Niefortunny wypadek przy pracy. Chce abym została jego żoną.
Taka sama reakcja jak wcześniej. Tępo się we mnie wpatruje jak na idiotkę.
Mruga raz.
Drugi.
I trzeci.
I...
- Nadal nie rozumiem.
Jezu... Nie wytrzymuje z nim.
- Czego nie rozumiesz.
- No dlaczego.
- Co dlaczego?
- Chce ciebie.
Głośno wzdycham, opuszczając ramiona.
Sama chciałaby znać odpowiedź na to pytanie. Od czterech dni jak tylko widziałam go po raz ostatni, zadaje je sobie w kółko bez przerwy. Dlaczego akurat chce tego. Nie żyjemy w średniowieczu, by brać śluby z przymusu, mamy w końcu dwudziesty pierwszy wiek. Jak dla mnie to jest za duża kara za to co zrobiłam. Mógł wymyślić cokolwiek. Ale urządzić mi z życia piekło? Bo właśnie tym byłoby dla mnie życie, jeśli bym go poślubiła. Piekłem w jego najgorszych odsłonach.
- Nie mam pojęcia Wayne – kręcę powoli głową ze zrezygnowaniem. - Chciałabym wiedzieć. Naprawdę.
Dlaczego?
Dlaczego ten czarnowłosy mężczyzna tak miesza mi w życiu.
W mojej głowie.
Co robił tamtego wieczoru w The Conway House?
Dlaczego jest tak ważny dla mojej matki?
Skąd się wziął w klubie, akurat w tym samym czasie co ja tam byłam
CZYTASZ
Counting Death
Roman d'amourDwudziestoletnia Valentina Harper odkąd skończyła szesnasty rok życia pracuje dla swojej matki. Ma jedno proste zadanie - odebrać dług. Ewentualnie zabić. To właśnie ta druga opcja zdarzała się częściej. Zawsze wszystko szło po jej myśli. Aż do pewn...