Rozdział 9

4 2 0
                                    

Wayne Murphy jest moją osobą.

- Powtórz to jeszcze raz, bo chyba źle cię zrozumiałem. – Wayne siedział pochylony w moim salonie z łokciami podpartymi o kolana, a jego mina wyrażała coś na wzór konsternacji połączonej z niepewnością i zawahaniem. - Tylko tym razem zrób to powoli.

Przewróciłam oczami. Kiedy zadzwoniłam do niego godzinę temu, aby do mnie przyjechał, byłam na tyle rozstrojona, że nie pomyślałam mądrze. Zapraszając tutaj przyjaciela i bombardując go takimi wiadomościami było oczywiste, że będzie świrował i zadawał masę pytań, na które ani trochę nie miałam ochoty odpowiadać. Musiałam z kimś o tym porozmawiać, inaczej to obce uczucie, którego sama jeszcze nie potrafiłam zidentyfikować, rozsadziło by mnie od środka. Próbowałam się skontaktować z Hariett, jednak jedyne co zastałam to wiadomości, które nawet nie zostały odczytane i pocztę głosową. I tak od momentu naszego ostatniego wyjścia do klubu. Nie wiem czy jest na mnie za coś zła, czy o co chodzi, ale miałam teraz za dużo własnych problemów, by jeszcze gonić za blondynką. Dlatego to chłopak właśnie siedzi na kanapie i próbuje sobie wszystko ułożyć w głowie od ponad pół godziny. Uwielbiam go, naprawdę, ale ten jego charakter mnie czasem wykańcza. Chyba już dziesiąty raz powtarzam mu te same słowa, a on chociaż próbował na kilka różnych sposobów je przyswoić, nadal mu się to nie udało. Zaczęło się od gorączkowego chodzenia w kółko po całym mieszkaniu, potem musiał wyjść na taras pooddychać świeżym powietrzem, następnie położył się na kanapie i wpatrywał się w sufit przez dobre pięć minut bez słowa, kończąc na wywiercaniu we mnie dziury swoim wzrokiem i zadawaniu tego samego pytania od ponad dziesięciu minut, przez co moja wahająca się przez ostatnie dni cierpliwość była na granicy ogromnej przepaści.

- Wayne – starałam się zachować spokój. - Powiem to ostatni pieprzony raz – zaznaczyłam dobitnie i nabrałam powietrza. - Karev zażądał mnie w zamian za ostatnie wydarzenia i... Niefortunny wypadek przy pracy. Chce abym została jego żoną.

Taka sama reakcja jak wcześniej. Tępo się we mnie wpatruje jak na idiotkę.

Mruga raz.

Drugi.

I trzeci.

I...

- Nadal nie rozumiem.

Jezu... Nie wytrzymuje z nim.

- Czego nie rozumiesz.

- No dlaczego.

- Co dlaczego?

- Chce ciebie.

Głośno wzdycham, opuszczając ramiona.

Sama chciałaby znać odpowiedź na to pytanie. Od czterech dni jak tylko widziałam go po raz ostatni, zadaje je sobie w kółko bez przerwy. Dlaczego akurat chce tego. Nie żyjemy w średniowieczu, by brać śluby z przymusu, mamy w końcu dwudziesty pierwszy wiek. Jak dla mnie to jest za duża kara za to co zrobiłam. Mógł wymyślić cokolwiek. Ale urządzić mi z życia piekło? Bo właśnie tym byłoby dla mnie życie, jeśli bym go poślubiła. Piekłem w jego najgorszych odsłonach.

- Nie mam pojęcia Wayne – kręcę powoli głową ze zrezygnowaniem. - Chciałabym wiedzieć. Naprawdę.

Dlaczego?

Dlaczego ten czarnowłosy mężczyzna tak miesza mi w życiu.

W mojej głowie.

Co robił tamtego wieczoru w The Conway House?

Dlaczego jest tak ważny dla mojej matki?

Skąd się wziął w klubie, akurat w tym samym czasie co ja tam byłam

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 31 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Counting DeathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz