Prolog

23 1 3
                                    

Pół roku wcześniej

Wytarłem twarz rękawem koszuli. Mój oddech był szybki i niestabilny. Tylko nie płacz - upomniałem się w myślach, ale łzy same cisnęły się do oczu, a wargi drgały na same wspomnienie ostatnich paru godzin. Upewniłem się wzrokiem, że drzwi kabiny są zamknięte i oparłem się placami o ścianę, zjeżdżając w dół, aż natrafiłem na podłogę. Cieszył mnie fakt, że mogłem być tu sam, a jednocześnie brakowało pewnego kawałka mojej duszy. Trzech dopełnień do całości, którymi byli moi najlepsi przyjaciele. Nie kłócimy się często, tak na prawdę, to wręcz wcale, dlatego kiedy wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami uświadomiłem sobie, jak okropne są sprzeczki z bliskimi. Byłem tego świadomy, ale teraz doszło to do mnie z dziesięciokrotną siłą. Chciałbym tam wrócić. Byłem skłonny przepraszać ich na kolanach, lecz natłok myśli nie pozwalał mi wstać. Chciałem już odsłonić rękaw i zacząć drapać skórę, czułem, że na to zasługuję. Powstrzymywałem się, gdyż przyrzekłem samemu sobie, że nigdy do tego nie wrócę. Ta hipnotyzująca ulga jaką odczuwałem w czasie, gdy paznokcie zadawały mi ból, na ręce powstawało coraz więcej białych pasm, a zaraz po nich pojawiała się krew. Wszystko jednak kończyło się w momencie uświadomienia swojego czynu. Czułem się jak własny kat. To było nie do zniesienia. Po prostu bądź tu, bądź tu, bądź tu. Usłyszałem otwierające się drzwi łazienki. Wstrzymałem oddech, nie chcąc się zdradzić, jednak zaraz po tym do moich uszu doszedł dobrze znany głos.
- Gomez? - spytał Tomas, stojąc tuż przed kabiną, w której ukrywałem kolejne słone krople spływające po moich policzkach.
Kiedy nic nie odpowiedziałem chłopak pociągnął za klamkę. - Otwórz proszę, chcę pogadać. Wiem,  że tu jesteś.
Po paru minutach ciszy postanowiłem się podnieść. Nogi miałem, jak z waty gdy moja ręka spoczęła na zamknięciu. Pociągnąłem je, a drzwi powoli zaczęły się otwierać. Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach, kiedy musiałem unieść wzrok na przyjaciela stojącego tuż przede mną. Tomas widząc moje czerwone od łez oczy zamarł, a ja gotowy byłem na wyśmianie mnie z tego powodu, ale on taki nie był. On zawsze był przy mnie, gdy działo się coś złego. Pomógł mi w najgorszym momencie mojego życia, w którym musiałem brać leki i walczyć z nie braniem nożyczek w ręce. Blondyn zrobił krok w przód i przytulił mnie z całej siły. Poczułem kolejne łzy w oczach, lecz tym razem te były skutkiem szczęścia, które mnie wtedy ogarnęło. Odwzajemniłem jego uścisk.
- Przepraszam. - powiedziałem niemal szeptem. Mój głos był zapłakany i ledwo mogłem mówić. - Ja nie chciałem. Ja-ja wcale tak nie myślę. - wypowiadałem coraz szybciej.
- Spokojnie. - odrzekł. - Już dobrze.
Rozmawialiśmy parę dobrych chwil, a później poszliśmy razem do naszego pokoju, gdzie czekali na nas Max i Camil. Zamykając za sobą drzwi w mojej głowie, znów pojawiły się wątpliwości, czy na pewno powinienem tu być? Jednak szybko zniknęły, po tym jak chłopaki podbiegli do mnie i zawiesili mi się na szyi. Nie ma mi bliższych osób od nich. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że znajdę osobę, której oddam całe moje serce i chociażby najskrytszą część duszy. Osobę, która stanie się moją bratnią duszą, aż po kres śmierci.

All my dreams are blackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz