Rozdział 02

126 11 1
                                    

Piątkowy poranek spędziłam nadoszlifowaniu ostatnich szczegółów w moim azylu. Kiedy meble stały na swoim miejscu, a szafy wypełniły się po brzegi stertą ubrań czułam, że mogę ze spokojem odetchnąć. Szare kartony, który tylko zawadzały na korytarzu, natychmiastowo złożyłam i rzuciłam w kąt salonu, gdzie znajdowała się reszta pozostałości po przeprowadzce. W dłoń chwyciłam telefon, kiedy dzwonek rozbrzmiał po całej kuchni. Po drugiej stronie usłyszałam miły, męski głos,który sprawił, że mimowolnie posłałam szczery uśmiech. Z chęcią przystałam na zaproponowane spotkanie z chłopakiem i już po dziesięciu minutach nasuwały na swoje stopy czarne trampki, by po chwili wybiec jak szalona z budynku. Na dworze panował chaos. Wokoło można było dostrzec pełną gromadę dzieci, bądź starszych ludzi przechadzających się po alejkach. Przeciskając się przez tłum ludzi, rzucając co chwila krótkie 'przepraszam' do co drugiej osoby, podążałam na umówione miejsce. Przyśpieszyłam kroku, gdyz daleka ujrzałam znajome mi twarze. Rzuciłam się w ramiona przyjaciół, tęskniąc za towarzystwem jedynych osób, które jakkolwiek zaistniały w moim życiu.

-Hej piękna.-rzucił krótko w moją stronę bardziej umięśniony chłopak

-Dałaś rade sama z tym wszystkim?-dodał po chwili drugi

-Ja zawsze daje radę.-uśmiechnęłam się pewna siebie i żywiołowo chwyciłam ramiona chłopaków, by podążyć przed siebie. Droga nie ubłagalnie się dłużyła z powodu zatrzymywania się co każdą przecznice. Pomijając fakt, że donośne krzyki i śmiechu całej naszej trójki było słychać w całym mieście, nikt nie zwracał na nas większej uwagi. Zarówno Daniel, jak i James byli jedynymi osobami, którymi darzyłam zaufaniem. Świadomość, że oboje są z tej samej półki co ja sprawiała, że nie czułam się przy nich skrępowana. Czas pokazał,że oni jedyni otworzyli się przede mną i wspierali w trudnych chwilach. Zapewne gdyby nie oni, nadal siedziałabym w domu dziecka,uprzykrzając życie pracownikom i resztą dzieciaków. Jako, że ukończyłam osiemnaście lat i pozwolono mi opuścić ośrodek,chłopaki pomogli mi stanąć na nogi. Wsparcie, jakie u nich uzyskałam było czymś niesamowitym. Mówią, że w domach dziecka,  ludzie się poróżniają i trafiają na złe towarzystwo, jednak ja zostałam od tego uchroniona i pomimo że odebrano mi rodziców, to zesłano mi dwóch braci.

-Halo ziemia do Jessie, o czym takmyślisz?-z transu wyrwał mnie uścisk jak zawsze uśmiechniętego Jamesa

-Znalazłam takie miejsce..-urwałam wpołowie zdanie, słysząc jak Daniel mi przerywa

-Klub nocny?-uniósł brwi próbując zachować powagę

-To może podaj od razu ulice.-zaśmiał się uradowany James, spoglądając na przyjaciela

-Kretyni.-westchnęłam przewracając oczyma.- Dajcie mi dokończyć. Tak więc znalazłam pewne miejsce..-odwróciłam pełny wzrok w stronę obu.- Nie, nie żaden klub Skip.-warknęłam skupiając się na dalszym monologu.- To szkoła.-dodałam ściszając powoli głos

-I co w związku z tym?-zapytał jeden z nich przeciągając ostatnie słowo

-A to, że to szkoła taneczna.-uśmiechnęłam się stając na środku chodniku, by dokładniej się przyjrzeć reakcji chłopaków

-Nie błagam nie pakuj się w to.-westchnął bardziej umięśniony zakładając ręce na biodra

-Już za późno.-posłałam im szyderczy uśmiech i z podskokiem wylądowałam na barana u Jamesa.

Dochodziły godziny wieczorne, a my nadal przemierzaliśmy miasto kontynuując naszą pogawędkę na temat smaku lodów. Nie ukrywam, że nasza inteligencja nie należała do zbyt wysokich, ale łączyło nas to, że umieliśmy odnaleźć sens rozmowy choćby w najmniej odpowiednim temacie. I to właśniebyło piękne w tej przyjaźni.

ETERNITY II M.COpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz