Rozdział 7 To nie miłość

292 28 14
                                    

Warning!  Non-con (bez przyzwolenia drugiej strony) 

Cały czas w głowie Jimina  dźwięczały słowa Jina. Nie mógł się skupić na rozmowie, gdy wzrok Alfy cicho śledził każdy jego ruch, chociaż robił to na tyle dyskretnie, by nie prowokować nadopiekuńczego Taehyunga. 

Jimina piekły policzki i jego własny wzrok uciekał do Alfy, mimo że próbował opanować swoją ciekawość. Seokjin jednak nie zamienił z nim tego dnia już ani jednego słowa. Jimin czuł się zawiedziony tym faktem, jednak zaraz odepchnął tę myśl od siebie. Czuł się źle, iż myśli o innym Alfie, kiedy część swoich uczuć ulokował w Namjoonie. To było nie w porządku w stosunku do niego. 

Następnego ranka Seokjin nie czyhał już na niego na korytarzu, a Jimin odetchnął z ulgą, gdy tylko przekroczył bramę posiadłości. Skierował się znajomą ścieżką wprost do ich sekretnego miejsca. 

Jednak kiedy dotarł nad jezioro, Namjoona tam nie było. Nie było również sztalugi, torby z farbami i koca, na którym Jimin lubił tak przesiadywać.

Omega westchnął i oparł się o drzewo, uważając tym razem, by nie potknąć się o wystające korzenie. Już nauczył się, że musi być ostrożny tym miejscu. Stał tak aż do znajomego nawoływania kościelnego dzwonu. Dopiero wtedy zorientował się, że czekał na Alfę już godzinę, ten jednak nie pojawił się w umówionym miejscu.

... Może coś mu wypadło... powiedział cicho do siebie i podniósł się z ziemi. Wrócił z powrotem do posiadłości Kimów, cicho wspinając się po schodach do swojej sypialni. 

Tak samo było drugiego i  trzeciego dnia. Jimin wstawał wcześnie rano, ale na miejscu jedyne co zastawał to błękit jeziora i cień wiekowego drzewa. Na próżno było szukać uśmiechniętego Alfy o karmelowej skórze i głębokich, czekoladowych oczach.

Znów wracał sam do posiadłości, tym razem później niż zwykle. Ostatnimi czasy ranki zrobiły się mroźniejsze, przez panującą wilgoci, to też przemarzł straszliwie, nie zabierając ze sobą dodatkowego odzienia.

Przed domem służka zamiatała podwórko i widząc zbliżającego Panicza zastygła w bezruchu.

— ... Paniczu Park, coś się stało? — zapytała Beta, zapominając o ukłonie. Przyjrzała mu się dokładniej - Płacze Pan?

Jimin zorientował się, że po policzku mimowolnie spłynęła mu łza. Nie kontrolował tego. Płakał z bezsilności, taki już miał charakter. Płakał gdy się cieszył, gdy był zły, wręcz wściekły. A teraz po prostu łzy leciały powoli, chociaż w sercu nie czuł nic. Po prostu ...

Usłyszał szuranie butów i poczuł ogarniające go ciepło futra. Zaskoczony obrócił się na piecie, wpadając wprost w objęcia Kim Seokjina.

Dłonie Kim Seokjina były niebezpiecznie blisko jego szyi, gdy otulał go swoim surdutem, za dużym dla drobnego Omegi, jakim był Jimin. Futrzany kołnierz łaskotał go w skórę, a resztka zapachu, który należał do właściciela, przyprawiał o zawrót głowy. Łzy Jimina automatycznie zniknęły, a Omega zastygł w bezruchu, sparaliżowany potęgą spojrzenia przystojnego Alfy.

Seokjin musiał również wracać z porannego spaceru, jego policzki były zaczerwienione od chłodu, a włosy delikatnie rozwiane przez wiatr.

Alfa uśmiechnął się i wyjął z kieszeni czystą, jedwabną chusteczkę i otarł delikatnie załzawione policzki chłopaka. Omega wstrzymał oddech, gdy nieprzypadkowo pogładził wierzchem dłoni jego policzek, na tyle dyskretnie, by nie zobaczyła tego Beta.

— Ach. Panie Kim, dzień dobry — służka po chwili skłoniła się, jej policzki również były całkowicie czerwone. Jimin nie był pewien, czy to wina mroźnego powietrza, czy może zawstydziła ją ta śmiała scena.

Szmaragd I Granat [Yoonmin/Minjoon/JinMin Omegaverse]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz