/7/

299 27 98
                                    

Miał nawet nie najgorszy humor. Gdy tama już pękła i do jego świadomości przebiła się informacja, że Yoongiego naprawdę wkrótce tu nie będzie, to się załamał w środku. Miał ochotę wydrapać sobie serce, bo ściskało mu się za każdym razem, gdy przyjaciel musiał iść na kolejną drzemkę. Przestał chociaż sypiać w korytarzu, bo oficjalnie razem dzielili łóżko. Mógł więc leżeć w nocy, błądzić palcami po jego ciepłej skórze i kołysać się do snu jego oddechem.

Dziś było inaczej, przyjaciele, słysząc o sytuacji rzucili wszystko, obiecali się stawić w wyznaczonym terminie i zaraz mieli tu być. Jimin poczuł, jak kawałek ciężaru zostaje odłożony na bok. Dziś nie będzie sam w chorobie Yoongiego. Dziś będą tu wszyscy, na których mógł polegać. Wiedział, że to spotkanie będzie słodko-gorzkie, ale już od dawna brakowało mu słodyczy w tej gorzkości.

               Gdy usłyszał pukanie do drzwi, kręcił się akurat po kuchni, przygotowując jedzenie. Suga spał w ich sypialni, regenerując się przed ich przyjazdem, więc w kilku susach dopadł do drzwi i już po chwili ginął w szerokich barkach lidera.

-Jak się trzymasz? - Mruknął RM, odsuwając go na długość ramion.

-Do dupy - przyznał, uśmiechając się szeroko, w kontrze do swojej wypowiedzi - ale cieszę się, że jesteście. Gdzie reszta?

-Babrają się na dole z bagażami, ale myślę, że też dają sobie czas na ogarnięcie emocji.

-Rozumiem - westchnął, zamykając drzwi za przyjacielem - możesz go obudzić. Jest w sypialni. Gderał, że nie chce żadnej imprezy, ale ostatecznie wczoraj cieszył się, jak dzieciak, chociaż oczywiście się nie przyzna.

-W porządku - Namjoon zrzucił buty w przedpokoju i zostawiając torbę skierował się do sypialni.

Jimin słyszał jeszcze jego cichy pomruk, zza drzwi pokoju, gdy płukał ręce pod kranem. Ułamek sekundy później usłyszał swoje imię, wykrzyczane z napięciem i jak w amoku pobiegł do jego źródła. 

Wiedział. 

Nic innego nie mogło wydusić z Kima tego tonu. Mimo wszystko, gdy wpadł do sypialni, to zatrzymał się natychmiast, jakby odbijając od niewidzialnej bariery.

Yoongi nie żyje. To stwierdzenie uderzyło w niego, sprawiając, że zachwiał się i upadł, zderzając dłonie i kolana z podłogą. Zwymiotował. Żołądek zaciskał się spazmatycznie, a on wyrzucał z siebie dzisiejsze śniadanie. Czuł się pijany, za szybą...znów stracił kontakt z rzeczywistością.

Yoongi nie żyje.

To po co Jimin ma być w tym świecie?

-Zabierz go stąd- zdecydowany, napięty głos lidera dotarł do niego, jak przez mgłę. Wciąż klęczał, przed oczami mając jedynie szorstki materiał wykładziny. Przymknął powieki, czując, że oczy napełniają się łzami. Silne ramię objęło go w pasie i pociągnęło do góry, próbując postawić na nogi. Kolana się pod nim ugięty, jednak zamiast uderzyć nimi o podłogę poszybował do góry. Poczuł, jak bark przyciska się do czyjejś klatki piersiowej. Starał się skupić na tym uczuciu, by nie widzieć pod powiekami nieruchomej twarzy partnera. Nikt mu nigdy tego nie powiedział, ale Yoongi wcale nie wyglądał, jakby spał. Wyglądał, jak okropna karykatura samego siebie z woskową maską. Cholernie podobny, a dziwnie odległy.

Został posadzony na kanapie, jednak ramiona oplatająca jego ciało nie zniknęły. Uniósł powieki, by natrafić na spojrzenie ciemnych, łagodnych oczu.

Jungkook.

Żołądek ponownie szarpnął się nieprzyjemnie, jednak tym razem nie zamierzał niczego z siebie wyrzucać.

Pod słowem [Yoonmin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz