Oliver 7

2 0 0
                                    

- Na pewno chcesz to zrobić? - zapytał mnie niepewnie Calden, skanując moją twarz. 

Staliśmy właśnie przed ogromną posesją, która należała do mojego ojca. Dla mnie był tylko osobą, która dała mi życie, nie traktowałem go jak ojca. Ja go nie mam...

Przed mosiężną bramą stało dwóch ochroniarzy. Ubrani na czarno, z okularami, gotowi na to aby w każdym momencie ukręcić ci kark.

- Tak, pomimo, że tego nie chce to muszę z nim porozmawiać. Mam nadzieję, że będzie to ostatni raz. Jak na niego patrzę, mam kurewską ochotę go zabić - mówiłem prawdę. Gdybym tylko mógł, już dawno by, go zakopał.

Przyjaciel skinął głową i podjechał parę metrów wprost pod bramę piekieł. Dwa osiłki już zmierzały w naszą stronę. Jeden z nich trzymał rękę za kurtką. Oho, mają broń. Ale nie spodziewają się, że ja też i jak trzeba będzie, to jej użyje.

Otworzyłem okno i spojrzałem na niego. Z bliska można było zauważyć parę zmarszczek, które mogły świadczyć o tym, że jest blisko czterdziestki. Pośród czarnych włosów pod słońce dostrzegłem siwe kosmyki.

- My do Jamesa - odparłem, spoglądając na jego okulary, pod którymi kryły się oczy.

- Nie przyjmuje byle kogo - parsknął, jakby rozbawiony moimi słowami - Nie wyglądacie na takich, którzy mają do zaoferowania coś ciekawego, więc wypierdalać - ton jego głosu się obniżył. Dawał nam ostrzeżenie.

- Mam bardzo ciekawą ofertę - rzuciłem rozsiadając się wygodniej w fotelu auta - i mój ojczulek z chęcią mnie pewnie wysłucha - na ostatnie słowa widać było, jak osiłek się spiął. Przynajmniej wiedzieli, że ich szef miał syna.

Nic nie mówiąc cofnął się do tyłu i kiwnął głową do drugiego, aby otworzył bramę. Gładko poszło. Zamknąłem okno auta i spojrzałem przed siebie. Jechaliśmy prostą drogą. Na prawo rozciągał się mały lasek, który ciągnął się aż do budynku. Na lewo znajdował się ogród. Z racji, że była jesień, liście zmieniły barwę na czerwono-pomarańczową. Kwiaty powoli opadały, tracąc na swojej barwie. Nie ukrywam, że ogród zapierał dech w piersiach. Wszystko było przemyślane i zadbane. Aż dziwne jak na mojego ojca. 

Podjechaliśmy pod jego dom. A raczej willę. Wykonana z marmuru, który w świetle słońca połyskiwał. Miał rozmach. Od kiedy tylko pamiętam, uwielbiał on przepych i bogactwo. Lubił pokazywać, że ma pieniądze bo w jego zdaniu kto ma pieniądze ten ma władzę.

Przez parę minut nie wychodziłem z auta. Nie wiedziałem szczerze, czego mam się spodziewać i jak sensownie zacząć. Co zmieniło się przez te trzy lata? Czy teraz założył rodzinę? Może miał już żonę i nie daj Bóg syna? Z tego co wiem odkąd zostawił nas nie związał się z nikim innym. Pieniądze i sława były dla niego ważniejsze. Może teraz jest inaczej?

Wysiadłem z auta, a wraz ze mną szatyn. Zastanawiałem się przez chwilę, czy chłopak powinien iść ze mną. W końcu to moje problemy i powinienem sam przeprowadzić z nim rozmowę. Zdecydowałem jednak, że lepiej pójść we dwójkę. Nie wiem, co temu skurwielowi może wpaść do głowy. 

W momencie, gdy wchodziliśmy na schody, drzwi wejściowe się otworzyły. I wtedy go zobaczyłem.

Człowieka, który wyrządził mi tyle krzywd. Przez którego kradłem, robiłem okrutne rzeczy tylko po to, aby utrzymać swoją rodzinę przy życiu. Bo wtedy, w tamtym momencie liczyła się wyłącznie moja mama i mój młodszy brat. Chciałem, aby niczego im nie brakowało. Żeby Noah miał w miarę normalne życie. 

Patrzyłem Jamesowi Andersonowi prosto w jego śmiejące się oczy. Tak bardzo go nienawidziłem. I on dobrze o tym wiedział, lecz nic sobie z tego nie robił. Nie obchodziło go to, gdzie jestem czy żyję, przypuszczam, że gdyby miał możliwość to sam wpakowałby mi kulkę w łeb. Byłem dla niego jednym słowem bezużyteczny. Nie byłem takim synem, jakiego chciał. Nie nadawałem się aby przejąć po nim robotę. On potrzebował syna, który będzie idealnie nadawał się na szefa jego grupy. Czyli Noah.

Dark PowerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz