rozdział siódmy.

71 10 0
                                    

twitter: @dekliinacja + #bielwatt

miłego czytania!

– Już nie jesteś taka odważna, co? – syknął, ostentacyjnie przejeżdżając językiem po górnych zębach. W reakcji przeszedł mnie jedynie lekki dreszcz zażenowania.

– Jestem. – Wzruszyłam ramionami, spoglądając na trzymany przez niego pistolet. – Wiesz jak się go używa?

W momencie poczułam, jak ręka chłopaka ciasno oplata moją szyję. Uścisk był znacznie dotkliwszy; dziś Grant włożył w niego więcej, niż trzydzieści procent siły, ponadto zintensyfikował go trzymaną w sobie złością. Czułam na skórze to, jak rozpalone do czerwoności było wnętrze stojącego przede mną chłopaka. Mój dyskomfort zdawał się wprost proporcjonalny do jego irytacji.

– Już nie pierdol i nie zgrywaj takiego kozaka, bo tylko sobie szkodzisz – warknął, a jego naznaczona złością twarz spoczęła milimetry ode mnie. Nie potrafiłam pohamować dziko kołatającego serca, jak i dreszczy nabuzowania, które raz za razem przechodziły moje ciało. Nie potrafiłam nie ekscytować się tym, że mój plan działał tak, jak trzeba.

– Co dalej? Będziesz mnie tylko tak trzymał czy planujesz zrobić coś jeszcze? – prychnęłam, robiąc krok w jego stronę – Strzel, jeśli masz odwagę.

– Po chuj tu przyszłaś? – rzucił, przekrzywiając głowę.

– Mam dla ciebie naprawdę ciekawą informację, Caden.

– Chuj mnie obchodzą twoje informacje. Niczym mnie już nie zaskoczysz, więc możesz sobie darować – kontynuował, finalnie odpuszczając uścisk tak, by przeładować pistolet.

I tak tutaj nie strzeli, więc może się popisywać dalej.

– Pójdziesz grzecznie sama czy mam ci w tym pomóc? – szepnął, unosząc lewy kącik ust.

– Mogę odejść nawet teraz, ale będziesz tego żałował – westchnęłam, uśmiechając się w ten sam sposób, co on. – Zdziwiłbyś się, gwarantuję.

– A ja powiem ci po raz kolejny, że gówno mnie interesuje to, co masz do powiedzenia – wypalił, podnosząc głos na tyle, że echem odbijał się on po opustoszałej szatni, jak i odmętach mojego umysłu. – Nie chcę, wiedzieć, co zakotłowało ci w tym spaczonym łbie; nie chcę, żebyś za mną dalej łaziła i...

– Boże, nie unoś się już tak – palnęłam, smętnym krokiem ruszając w kierunku jednej z ustawionych przy szafkach ławek.

Nie zdążyłam jednak do niej dojść, ponieważ Cadena opanowała kolejna fala złości. Migiem dopadł do mnie i przyparł do szafek z taką siłą, że moja głowa dość boleśnie się od nich odbiła. Miejsce zderzenia niemiłosiernie pulsowało, jednak przełknąwszy ślinę, starałam się utrzymać nerwy i reakcje na wodzy, tak by nie dać tego po sobie poznać.

Na jego odsłoniętych rękach widocznie wybiły żyły, a wszystkie mięśnie mocno się zarysowały. Choć nie były to zbyt sprzyjające okoliczności, dyskretnie omiotłam wzrokiem nagą skórę w poszukiwaniu śladów po nakłuciach.

– Jeszcze masz czelność się tak gapić? – prychnął, nachylając się nade mną. – Co miałaś powiedzieć, powiedziałaś; co chciałaś odwalić, to odwaliłaś... Skończyło się, kurwa. Dam ci nauczkę raz na zawsze.

– Strzel, zachęcam – zaśmiałam się krótko, również pochylając głowę. Dosłownie czułam, jak nasze oddechy się mieszają. – Zabij jedyną osobę, która ma dowody na to, że twój ojciec zdradza matkę.

ciemniejsza strona bieli [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz