rozdział trzydziesty czwarty.

41 4 0
                                    

twitter: @dekliinacja + #bielwatt

miłego czytania!

Zwykle, gdy Caden przychodził ze mną do Elysium, tata zaszywał się w swoim pokoju i nie wychodził z niego na krok, by przypadkiem na gościa nie wpaść. Gdy jednak usłyszał, że dziś przyjdzie ze mną Kai, ucieszył się na tyle, że wyszedł poza odgórnie narzucone sobie reguły i zdecydował się na towarzyszenie nam w maratonie filmowym.

Bezbłędnie odczytał wszystkie moje niewerbalne prośby i subtelnie wypytał chłopaków o pozornie nieistotne szczególiki w trakcie rozmów wywiązujących się w międzyczasie. Poprosiłam go bowiem, by na tyle, na ile to możliwe, wybadał kim właściwie był Michael Morgan.

Z moim dotychczasowych obserwacji nie wynikało praktycznie nic. Mike był po prostu... Cóż, Mike był zwykłym typem. Nic więcej powiedzieć się o nim nie dało. Nie zmieniało to jednak faktu, że był szalenie intrygujący – w większości z powodu swojej kompletnie nieprzewidywalnej natury. Pomijając jednak atak na Logana, niczego wyjątkowego w międzyczasie nie zrobił. Był najprościej w świecie śmieszny. Śmieszny i cyniczny, co cholernie mi się podobało.

Niemniej Mike sam w sobie nie podobał mi się wcale, choć kompletnie szczerze uważałam, że był naprawdę przystojny. Nie umiałam się jednak przekonać do tego, by posiąść względem mężczyzny jakiekolwiek romantyczne uczucia. Zdawało mi się czasem, że byłam już do tego niezdolna; ot, nie wzbudził ich we mnie Caden – co nie dziwiło mnie wcale, no i nie wzbudził ich również Mike. Jeśli jednak miałabym z bronią przy skroni odpowiedzieć, kto wzbudzał we mnie pozytywniejsze uczucia, odpowiedź była bajecznie prosta – Mike. On stanął w mojej obronie, Grant przeciwko mojej siostrze.

Gdy przebrnęliśmy już przez wszystkie części Obecności, wraz z Morganem obejrzeliśmy jeszcze Funny Games, by przypomnieć sobie charakterystyczne zachowania dwóch antagonistów. Kai i mój tata spali w najlepsze, podczas gdy my kłóciliśmy się o to, które z nas będzie tym fajniejszym bliźniakiem.

– Nie siadaj na ziemi – burknął, gdy wyszliśmy na balkon. – Jest zimno.

– I? Zawsze tu siadam – prychnęłam, a on pokręcił głową. – Kręci mi się w głowie od wysokości, więc siadam na ziemi, gdy wychodzę się przewietrzyć.

– Gorzej ci od widoku czy od świadomości?

– Obu. – Wzruszyłam ramionami, a on wystawił w moją stronę dłoń. – Nie wygłupiaj się, Mike, bo wystawię cię za próg. Wychodzenie poza strefę komfortu to gówno dla ludzi, którzy nie mają co robić w życiu.

– A Grande Passion jest przywilejem ludzi, którzy nie mają co robić – skwitował, nim pociągnął mnie za ramię tak, bym stanęła tuż obok niego.

– To tym bardziej.

Nim zdążyłam dopowiedzieć choćby słowo, Mike wślizgnął się na kamienny murek otaczający balkon. Fakt faktem, był to dość sprzyjający element aranżacji, ponieważ gdy siedziałam już w moim ulubionym miejscu – na posadzce – nie widziałam z niej rozciągającego się z balkonu widoku, a co za tym szło – wysokości, na jakiej się znajdowałam.

Mogłam ją podziwiać, ale tylko zza okna.

– Siadaj – rzucił, nim sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów. – Nie będziesz widzieć wysokości, a o poczucie już zadbam.

– Nie – odparłam krótko, a on pokręcił głową z politowaniem.

– Niech będzie i tak. Wnioskuję, że jeśli nie chcesz wyjść ze swojej strefy komfortu, masz na co dzień sporo zajęć. Jakich?

ciemniejsza strona bieli [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz