22

126 8 3
                                    

Wychodząc z domu Matczaków nie mogłam opanować łez, miałam dość wszystkiego. Czułam się w chuj zraniona.

Mój telefon wibrował..

Wsiadłam do auta, czego oczywiście zabroniła mi pani Arletta i mówiła żebym się uspokoiła a ja wsiadłam mimo jej próśb.

Nawet nie przypięłam się pasem, tylko go przez siebie przełożyłam, włożyłam kluczyki do stacyjki i z wielkim hukiem zawróciłam na ich posesji.

Jechałam centralnie do domu.

Gdy dojechałam wysiadlam i bez oglądania pobiegłam do mojego pokoju.

Usiadłam na łóżku lekko się uspokajając.

Mówiłam sobie w myślach:
-Wiktoria przestań płakać. Nie ma sensu tracić łez, a już napewno nie przez niego, czy.. ty.. Naprawdę myślałaś, że on mógł się w tobie zakochać? Że mu zależy? Nie! Jasne, że Nie zależy!
Bo chodź on znaczył dla mnie wszystko, ja dla niego nie znaczyłam kompletnie  nic.

Bolało tak bardzo bolało, ale nie mogłam nic z tym zrobić..

On traktował mnie tylko jak zabawkę seksualną. Robił ze mnie dziwkę! Co nie dziwne, że się tak czułam.

Chłopak może nie panował nad tym co mówi, a ja powinnam go teraz wspierać, ale sama już nie daje rady.
Zbyt dużo wycierpiałam, żeby teraz nie płakać

Miałam dość, ale uspokoić się też nie potrafiłam, czułam się jak jebane gówno.
Jak pierdolona rzecz. Jak zabawka, która się zepsuła i trzeba ją wyjebać.

Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.

Wzięłam kluczyki od auta, ubierając buty. Dłużej nie myśląc poszłam do samochodu.

Wsiadłam i odjechałam.

Za cel obrałam sobie sklep spożywczy, podjechałam do niego parkując przy nim.

Wysiadłam zamykając samochód i ruszyłam do sklepu.

Weszłam odrazu rzuciła mi się półka z energetykami, a że miałam cały koszyk to mogłam pakować nie?

Wzięłam kilka zwykłych tajgerów i podeszłam do kasy.

-to wszystko? -spytała ekspedientka kiedy była moja kolej.

-Dwie paczki cameli i dwie wyborowe 0.7

-Jasne, a dowodzik jest? -spytała patrząc podejrzliwie.

Wyciągnęłam z portfela co rzadko robię, bo nie noszę portfela, ale dziś była wyjątkowa sytuacja, że jednak wzięłam ten portfel.

Pokazałam jej dowód na co mimowolnie się uśmiechnęła I zaczęła podawać produkty.

-115 zł i 49 groszy -Mruknęła szczerząc się jak głupia.

-Telefonem -zbagatelizowałam jej uśmiech, zachowując powagę. Choć w środku byłam rozdarta na małe kawałeczki.

Przyłożyłam telefon do terminalu, potem wpisując pin.

Podziękowałam za zakupy i poszłam do samochodu.

Wróciłam ponownie do sklepu po jakieś chipsy, żelki itp

Gdy już wyszłam to odpaliłam silnik samochodu i zrobiłam coś kurwa w kurwe głupiego.

Ruszyłam spowrotem na Wilanów do Matczaków.

Miałam nadzieję, że Michał choć trochę wytrzeźwiał i faza mu przeszła, żeby dało się z nim normalnie pogadać.

Jesteś piękna ~ MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz