Rozdział 2

179 22 3
                                    

#Kto jest dzisiaj produktywny?#

Wróciłem do swojego pokoju po laptopa. Obiecałem sobie, że dzisiaj w końcu zacznę pracować. Przecież nie mogę wiecznie żyć na utrzymaniu rodziców. Będę w końcu musiał się usamodzielnić i zadbać o odpowiedni byt dla swojego nienarodzonego szczeniaka. Chwyciłem za urządzenie. Gdy je, to na ziemię spadło kilka kolorowych kartek. Schyliłem się, by je pozbierać. 

Instynktownie złapałem się za brzuch. Kolejne broszury. Co tym razem? "Jak ważna jest obecność alfy w czasie ciąży. Poradnik dla przyszłych rodziców."

Od kilku dni znajdowałem takie broszurki edukacyjne niemal wszędzie. Kolejny sposób rodziców bym przyznał się, kto jest ojcem dziecka. To takie frustrujące. Ile razy już im mówiłem, że nigdy tego nie powiem. Że fasolka będzie miała tylko jednego rodzica. Dlaczego muszą tak na mnie naciskać?

Rozsiadłem się z laptopem w salonie. O tej godzinie rodzice byli w pracy, a Gemma na uczelni. Chwyciłem za telefon, by otworzyć smsa od klienta i przypomnieć sobie, jakie były wytyczne projektu. Na wyświetlaczu znalazłem ikonkę wiadomości SMS. Wokoło na ekranie były puste miejsca. Pamiątka po tym, jak w ataku paniki usunąłem wszystkie media społecznościowe. Pozbyłem się wszystkiego, po czym moja alfa mogłaby mnie znaleźć. Numer telefonu też zmieniłem.

Zostawiłem sobie tylko jedno zdjęcie Zakopane gdzieś w odmętach galerii. Gdy miałem doła, to lubiłem do niego wracać. A że miałem go cały czas, to oglądałem to zdjęcie kilka razy dziennie. Na fotografii byliśmy razem na plaży. To była noc przed tą pamiętną gorączką. Przejechałem palcem po ekranie, zarysowując kształt jego twarzy. Niemal czułem pod opuszkami jego kilkudniowy zarost. Dość! Harry ogarnij się.

Szybko zamknąłem galerie i odrzuciłem telefon, wracając do laptopa. To przeszłość! A ty musisz myśleć o przyszłości. Tylko ja i fasolka.


XXX


To był naprawdę przełomowy dzień. Skończyłem projekt i wysłałem go do klienta. Ba nawet otrzymałem od niego akceptację. Byłem tak pochłonięty projektowaniem, że udało mi się nawet zjeść całą paczkę krakersów i pół miseczki zdrowych przekąsek zostawionych przez mamę w lodówce. Pierwszy raz nie zwymiotowałem wszystkiego, co zjadłem.

Ba! Miałem taki apetyt, że postanowiłem sam coś ugotować. Pierwszy raz od przyjazdu do domu miałem ochotę na coś innego niż użalanie się nad sobą.

Widziałem zdziwienie Anne, gdy wróciła do domu i zastała mnie w kuchni przygotowującego pieczonego kurczaka z warzywami. W jej oczach dostrzegłem też ulgę i szczęście. Mama zaproponowała mi pomóc przy sałatce.

Rozmawialiśmy i śmieliśmy się jak za dawnych czasów. Pochwaliłem się jej, co dzisiaj robiłem. W końcu miałem najbardziej produktywny dzień od kilku miesięcy.

- To był naprawdę dobry dzień. - powiedziałem, wyciągając szklanki z szafki.

- Cieszę się synku. - powiedziała, uśmiechając się do Desmonda i Gemmy, którzy dosłownie przed chwilą wrócili razem do domu.

- Czyli pogodziłeś się ze swoją alfą? - wypaliła Gemma, a ja poczułem ucisk w brzuchu. Trochę zbyt gwałtownie cisnąłem szklanką o blat. Huk tłuczonego szkła poniósł się po domu.

- Ile razy mam wam mówić, że to skończony temat! On mnie skrzywdził i nie ma prawa wiedzieć o mnie, o ciąży! - krzyknąłem. Cały się trzęsłem z tych emocji. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, co właśnie zdradziłem.

- Chcesz powiedzieć, że on nie wie o dziecku!? - oburzył się Desmond. To były pierwsze słowa, jakie powiedział do mnie od kilku tygodni.

Nie wytrzymałem. Łzy same zaczęły spływać po mojej twarzy. Wytarłem je wierzchem dłoni i bez słowa pognałem do swojego pokoju.

- Harry wracaj! Nie zachowuj się jak szczeniak! - usłyszałem, będąc już na schodach.

Jak mogłem być tak nieuważny i powiedzieć coś takiego. Czym mniej osób wie cokolwiek o nim, o naszej relacji tym lepiej. Nie chcę, by mnie znalazł. A każdy nawet drobny szczegół może mnie dużo kosztować. Wiedziałem, że miał środki i znajomości, by mnie odnaleźć. Zwłaszcza że wiedział, że studiowałem w Londynie. Dla tego musiałem zrezygnować ze studiów. Tam zbyt szybko by mnie zlokalizował. Ciąża była tylko pretekstem do powrotu do Holmes Champel.

Cała ochota na jedzenie mi przeszła. Zwinąłem się w kłębek na środku łóżka. Oni nic nie rozumieją. Nie jestem gotowy, by o tym rozmawiać. Nie jestem gotowy, by to znów przeżywać. Nie jestem gotowy, by go znów zobaczyć. Nie jestem gotowy, by mu wybaczyć.

SecretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz