Rozdział 6

176 31 1
                                    

~LOUIS~

-Co, jeżeli go nie znajdę? Chciałem tego uniknąć za wszelką cenę, ale bez policji czy zatrudnienia porządnego detektywa chyba się nie obejdzie. - mruknąłem. Byłem zdesperowany, by znaleźć Harry'ego. Nie chciałem jednak robić z tego publicznego show. Pożywki dla mediów.

- Poczekajmy do dnia wydania płyty. To jeszcze niecałe dwa tygodnie. - zaproponował Liam.

- Nie wiem, czy wytrzymam aż tyle. - zaprzeczyłem. Moja alfa była z dnia na dzień coraz bardziej niespokojna. Jakby wyczuwała, że coś jest nie tak.

- Twoja rodzina wie? - dopytał. Kurwa. Wiedział gdzie uderzyć.

- Już widzę, jak im mówię, że omega, z którą się połączyłem, uciekła ode mnie w ciągu niecałych 24 godzin po ugryzieniu. Jak? Powiedz jak mam to niby zrobić, he!? - ryknąłem. Stałbym się pośmiewiskiem. Co to za alfa, który nie potrafi upilnować własnej omegi? Miałem już dość tego nonsensownego spotkania.

- Trzy dni i ani minuty dłużej. Przygotuj oświadczenie dla prasy. Znajdź mi też najlepszego detektywa w całej Anglii. Nie tego idiotę z Londynu, który po miesiącu stwierdził, że nie jest w stanie znaleźć mojego Harry'ego. - powiedziałem, wstając z fotela. Zarzuciłem skórzaną kurtkę na plecy. Dla mnie spotkanie było już zakończone. Liam chwycił mnie za ramię, gdy wychodziłem z jego biura.

- Louis opanuj swoją alfę. Na zewnątrz na pewno są paparazzi. Jeszcze zrobisz coś głupiego. Nie chcesz przecież niepotrzebnego skandalu...

Przymknąłem oczy. Liam miał rację. Zresztą jak zawsze. Od lat był moim głosem rozsądku.

- Obiecuję ci, że go znajdę. - powiedział, klepiąc mnie pocieszająco po plecach. - Chodź. Odprowadzę cię.

Wyminął mnie w drzwiach. Włożyłem dłonie do kurtki i lekko zgarbiony ruszyłem za przyjacielem. W całym lobby roznosił się ten irytujący zapach perfum tej tlenionej małpy, którą Liam zatrudnił jako swoją sekretarkę. Za każdym razem zastanawiam się, co ona tutaj jeszcze robi. Dlaczego Lee jej nie zwolnił?

Skąpo ubrana omega cisnęła słuchawką telefonu, mrucząc coś pod nosem.

- Głupi, uparty typ. - prychnęła.

- Kto to był? - zainteresował się Payne.

Dziewczyna podskoczyła, przestraszona. Szybko się jednak zreflektowała i przybrała sztuczny uśmieszek. Poprawiła bluzkę z dużym dekoltem, jeszcze bardziej uwydatniając sztuczne cycki.

- Nic ważnego. Jakiś psychiczny facet wydzwania bez przerwy od prawie godziny. - powiedziała przesłodzonym głosem. - Może będzie trzeba zablokować jego numer, bo jest bardzo natrętny, co o tym myślisz Lou? - zapytała, intensywnie mrugając. Obrzydliwe...

- Nie pozwalaj sobie. Nie jesteśmy znajomymi omego, żebyś tak do mnie mówiła. - warknąłem. Wszystko i wszyscy mnie dzisiaj irytowali.

- Konkrety Amber. Po to tu jesteś, by odbierać telefony i zapisywać wiadomości od petentów. - przerwał mi Liam. Naprawdę nie trawię dziewczyny.

- Chciał rozmawiać z menadżerem Louisa Tomlinsona. - przewróciła oczami. Zaraz ją walne... Nigdy nie podniosłem ręki na omegę, ale naprawdę stracę cierpliwość. Po co ja tu w ogóle stoję i gdzie ten mój idiotyczny ochroniarz od siedmiu boleści. Nigdy go nie ma, gdy jest najbardziej potrzebny.

- Kto i w jakiej sprawie? - dopytał Payne, powoli tracąc cierpliwość.

- Jakiś Henry, Harold, Howard czy jakoś tak. Ten od listów. Ponoć będziesz wiedzieć, o kogo chodzi.

Wilk wewnątrz mnie ożywił się. Czyżby to był on?

- Harry? Harry od listów? - wyrwałem się, łapiąc dziewczynę boleśnie za przedramię. Blondynka pisnęła zaskoczona.

- Louis, opanuj się. - drugi próbował zapanować nad moim wilkiem, który w tym momencie miał ochotę rozszarpać omegę. To mógł być mój Harry. Był tak blisko, a ta głupia tleniona zdzira...

Po recepcji rozniósł się dźwięk telefonu, który wybudził mnie z transu. Rzuciłem się do słuchawki, jednak Payne mnie ubiegł. Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, gdy przykładał słuchawkę do ucha.

- Liam Payne, słucham.

Puściłem tlenioną i na migi próbowałem przekazać mu, że ma mi oddać telefon. Brunet jednak mnie zignorował i sięgnął nad kontuarem po kartkę i długopis. Zaczął coś skrobać. Koślawym pismem napisał Harry Styles.

- Rozumiem. Zanim pójdziemy z tą rozmową dalej, to muszę ci zadać jedno pytanie. Co się wydarzyło 28 czerwca?

Liam krążył z telefonem przy uchu. Na tyle, jak bardzo pozwalał mu kabel. Spojrzał na mnie wielkimi oczami i znów zaczął skrobać coś na papierze. Podsuną mi papier pod nos. "Różowa koszula w białe grochy" odczytałem.

O mój boże to on. Wzniosłem ręce do góry i niemo wykrzyczałem " Tak! Boże tak!". Mój wilk przejął nade mną kontrolę. Obróciłem się w koło, ciesząc się jak głupi szczeniak. Kurwa to naprawdę był on. Po odtańczeniu zwycięskiego tańca odwróciłem się do drugiej alfy i wyciągnąłem ponownie dłoń po telefon. Z przerażeniem odkryłem, że Liam odkłada słuchawkę na swoje miejsce.

SecretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz