Rozdział 4

193 27 2
                                    

Wróciłem zdołowany z wizyty u ginekologa, na której byłem z mamą. Moje wyniki nie były zbyt dobre. Maluszek był mały jak na swój wiek. Okazało się też, że mam anemię.

Oczywiście Anne musiała zacząć lamentować, że to przez brak alfy podczas ciąży. Niestety lekarz potwierdził tę teorię. Co więcej, uświadomił mi, że niedługo wejdę w ten czas, gdy zacznę gniazdować. To bardzo ważny etap ciąży. Jednak ja nie będę mógł go doświadczyć przez nieobecność Louisa w moim życiu.

W drodze powrotnej do domu mama znów wygłosiła mi pogadankę. Próbowała po raz kolejny, nakłonić mnie bym powiedział, kto jest ojcem dziecka. Bezskutecznie zresztą.

Poczłapałem smętnie do salonu. Nie miałem siły, by wchodzić po schodach do mojego pokoju. Ojciec siedział na fotelu i popijał kawę. Posłał mi to specyficzne spojrzenie, ale go zignorowałem. Chwyciłem za pilot od telewizora i zacząłem skakać po kanałach.

Zatrzymałem się na programie śniadaniowym dla omeg. Prowadzący zachwalał nową dietę. Zaproszony gość razem z profesjonalnym szefem kuchni przyrządzali zupę krem zgodnie z założeniami diety cud. Ta część programu dobiegła końca i przyszedł czas na reklamy, więc przełączyłem na coś innego. Padło na MTV. Na ekranie pojawił się obraz plaży o zachodzie słońca. Bezmyślnie wpatrywałem się w ekran, gdy spiąłem się cały, słysząc znów ten głos. Przez chwilę na ekranie mignęły mi jego intensywnie niebieskie oczy i kurze łapki.

Wyłączyłem całkowicie telewizor. Ignorując protesty matki, zamknąłem się w swoim pokoju.
Kolejne dni były monotonne. Prawie wcale nie wychodziłem z pokoju. Tylko gdy miałem pewność, że nikogo innego nie ma w domu. Wtedy smętnie snułem się z kąta w kąt po całym domu. Moja omega była niespokojna. Jakby czegoś szukała.

Dzisiaj znów byłem sam. Rodzice w pracy, a Gemma na uczelni. Byłem właśnie w kuchni, gdy to poczułem. Ból w podbrzuszu. Skuliłem się w sobie. Przeraziłem się, wyczuwając coś mokrego na tyłku. Na drżących nogach uniosłem się z krzesła. Krew...

- O nie, nie, nie. Tylko nie to. - zacząłem łkać. To się nie może się tak skończyć. Nie mogę stracić dziecka. Chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do pierwszej osoby, o której pomyślałem. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Proszę, odbierz.
- Hallo...
- Proszę, pomóż mi. To tak bardzo boli... O boże tu jest tak dużo krwi.

- Harry, nie rozłączaj się. Mów do mnie. Wszystko będzie dobrze. Karetka już jedzie. Słyszysz, mów do mnie...

Zanim odleciałem, to usłyszałem w oddali odgłos syren.


SecretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz