Rozdział 1

202 16 36
                                    

Przyglądałem się brunetce w różowym szlafroku, która bez cienia wstydu, przy wszystkich, grzebała sobie w nosie. Siedzieliśmy po obu stronach korytarza na pierwszym piętrze, jakieś dwadzieścia osób. Wcześniej była tutaj przychodnia i kilka punktów usługowych. Odwróciłem głowę, ale gdzie bym nie spojrzał, tam same oryginały.

Przez chwilę zrobiło mi się gorąco. Chyba się bałem, że to nie jest miejsce dla mnie. Przyszedłem prosto z pracy, po całym dniu w brudzie i pyle. Ledwo zdążyłem się przebrać.

Powoli wstałem i poszedłem do łazienki. Budynek lata świetności miał już za sobą, ale lustro było chyba nowe. Przemyłem twarz i spojrzałem na siebie. Nie wyglądało to dobrze. Zakurzone włosy, brudne paznokcie, a sztruksowa marynarka, chociaż piękna jak sen, jedynie podkreślała ten nędzny obrazek. Z drugiej strony był to jakiś rodzaj wyjątkowości. Może jednak pasuję do tych ludzi w poczekalni?

Wróciłem na swoje miejsce. Nie zdążyłem dobrze się rozsiąść, a z pokoju przesłuchań wyszła kolejna osoba. Zaraz za nią pojawiła się młoda blondynka.

– Antoni Gajewski – zawołała i zniknęła.

Ruszyłem za nią. Nie spoglądałem na nikogo i o niczym nie myślałem. Wszystko miało wydarzyć się poza mną. Wystarczy, że będę zabawny. Albo nie wystarczy.

W pokoju siedział facet mniej więcej w moim wieku i blondynka, która przed chwilą mnie wyczytała.

– Cześć, jestem Adam, siadaj – powiedział do mnie Adam. Był konkretnie zbudowany. Miałem wrażenie, że jeśli dobrze się napręży, to będzie po jego gustownej, błękitnej koszuli.

W pokoju nie było żadnego biurka czy stołu. Trochę wybiło mnie to z rytmu, ale właściwie nigdy nie byłem na takim castingu. Nie miałem pojęcia jakie są standardy. Było jeszcze jedno krzesło, dla mnie, więc usiadłem naprzeciwko nich. Kobieta zajrzała do swoich notatek i podniosła na mnie wzrok.

– Fajnie, że z nami jesteś Antek. Mam na imię Ania. Powiedz nam coś o sobie.

Miała przyjemny głos, taką lekką chrypkę, prawie niewyczuwalną. Jej pytanie natomiast było z tych, od których zazwyczaj opadały mi ręce. Ale obiecałem sobie, że wypadnę dobrze. I że będę zabawny.

– Warszawa – powiedziałem. – Od urodzenia...

– To chyba pierwszy dzisiaj jesteś! – roześmiał się Adam.

– Eee – zaprotestowała Ania. – Chyba ktoś już był.

– I co? Nie kusi cię żeby uciec? – dopytywał Adam.

– Tak pod prąd? – zdziwiłem się. – Tu jest wszystko. Trochę ciasno, ale przywykłem. Mam firmę, montuję klimę.

– Super fucha. Jesteś singlem? To warunek konieczny.

– Tak. Możecie przejrzeć moje konta.

– Dawno zrobione. Pytamy dla pewności. Dzisiaj przesłuchaliśmy chyba dwieście osób, ale uwierz mi, że wstępna selekcja już się odbyła. – Ania zanurkowała w swoje papiery i coś tam wyczytała. – A powiedz mi Antek, co robiłeś w Peru? Masz zdjęcia na insta.

– Byłem na wakacjach.

– Na wakacjach? – w głosie Ani wybrzmiało spore zdziwienie. Rozumiem, że Turcja czy Tunezja byłyby lepszą miejscówką.

– Dlaczego nie? – odparłem. – Tanio, cudowne zabytki, a świnki morskie trzyma się na talerzach, nie w klatce.

– Ooookeeeej – Ania była wyraźnie zdegustowana. Mój żart nie przypadł jej do gustu.

Dwadzieścia pięć cytrynOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz