Rozdział 21

26 12 9
                                    

Opuściłem pokoik w bojowym nastroju. Nie będę uciekał jak zabawa właśnie się zaczęła. Dokładnie na takie zadanie czekałem. Na pewno nie włożę jej palca w pupę, bo to już było i skończyło się fatalnie dla obu uczestników. Trzeba wymyślić coś innego. Tylko co, skoro ta osa jest wściekła na co dzień? Gdzie tu stopniowalność emocji? Nie sposób rozpalić ogniska, które już płonie. Trzeba zabrać się do tego analitycznie, po kawałku, przyjrzeć się jej i znaleźć słabe punkty.

Pochodziła z dysfunkcyjnego środowiska, tutaj nie miałem żadnych wątpliwości, bo ja odrobinkę też. A nawet bardzo, dlatego wiem, co to robi z ludźmi. Naoglądałem się na Pradze różnych osobistości. Sam pewnie byłbym taki jak Kaśka, ale bardzo nie chciałem. Nie wiem na czym to polega, że udało mi się jakoś ogarnąć.

Może to przez książki? Był moment, że stanowiły dla mnie ucieczkę. Mój kolega Marcinek nie pochwalał tego czytania, dziwił mi się, kwestionował zasadność i wyżej stawiał boks. Na książkach zawiodło się już tylu ludzi, mówił mi, a boks, to jest boks. Wypuszczasz Suzie Q i wszystkie problemy rozwiązane. No, może oprócz tych sercowych. I na podatki też raczej nie pomoże, ale tak poza tym, to świetna sprawa.

Spróbowałem go zagiąć i przyniosłem mu kiedyś styrany egzemplarz „Chłopów". Przeczytaj, powiedziałem, spróbuj chociaż. Nie chwyci, to trudno. Spotkałem go po miesiącu, oczy świeciły mu się jak po dwóch setkach. Masz więcej? – zapytał. Od tej pory podrzucałem mu różne rzeczy, a jak dostał „Złego" Tyrmanda, to już całkiem oszalał.

A od czego oszaleje Kaśka? Pobić jej nie mogę, bo to nieładnie. Poza tym złamałbym wiele punktów regulaminu. I nie wiadomo czy w ogóle dałbym jej radę, bo pewnie niejedną młóckę miała już za sobą. Od czego denerwują się takie Kaśki z trudnych środowisk, niech pomyślę. Może powinienem zniszczyć jakiś przedmiot, który należy do niej? Taką fajną miała kieckę ostatnio na sobie. Wezmę i na jej oczach nożem pociacham. Albo lepiej nie, bo mi wyrwie ten nóż i dojdzie do tragedii. Rozerwę po prostu. Rozerwę i będę się śmiał prosto w jej twarz. Tak zrobię.

Wróciłem do salonu. Usiadłem w naszej dżungli i uważnie obserwowałem, co nowe zadania z nami zrobią. Ostatnia do pokoju polazła Zuzka. Gdy wyszła, można było zabrać się do roboty. Początkowo wyglądało to tak, jakby wszyscy szykowali się do walki w klatce. Krążyli po salonie, patrzyli na siebie i ważyli w głowach swoje szanse. Zamiast pięści mieli słowa.

– Dobrze obciągasz? – rzucił Tomek do Julki, ale ona puściła to pytanie mimo uszu. Usiadła naprzeciwko niego, z anielskim uśmiechem, trochę nieobecna, zupełnie wyrwana z kontekstu.

– A jakbym ci tak zamachał, to chwycisz w paszczę? – nie dawał za wygraną Tomek. Muszę tutaj dodać, że był najbardziej wulgarnym ze wszystkich facetów w tym programie. Właściwie to on powinien mieć do czynienia z Kaśką. Nieważne jakie dostał zadanie, bo i tak wszystko sprowadziłby do jednego. W dość prymitywny sposób.

Zauważyłem, że ludzie znowu posklejali się w dwójki. Czyli ktoś przyjdzie do mnie. Chyba że będę tą owcą nie do pary, bo w końcu jest nas piętnaście osób. Może ktoś dostanie zadanie nieco inne niż reszta?

– Co tak sam tu siedzisz? – tuż za mną odezwała się Kaśka. Nie mam pojęcia jak to zrobiła. Musiała przemknąć niezauważona pod fikusami jak obserwowałem resztę. Pora brać się do roboty.

– Zaczekaj tutaj – powiedziałem do niej i prędziutko pognałem do sypialni. Znalazłem jej walizkę i wyciągnąłem kieckę, która miała być moją przepustką do kolejnego poziomu. Znowu pędem do salonu. Zatrzymałem się tuż przed Kaśką, uniosłem śliczną sukieneczkę i rozdarłem na jej oczach. Uśmiechnąłem się niewinnie.

Dwadzieścia pięć cytrynOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz