Rozdział VIII

8 1 2
                                    

Otwarłem oczy, było już ciemno. W słuchawkach leci piosenka „Fly Away". Sprawdziłem godzinę – 21. Nie chce mi się spać, w końcu dopiero co się obudziłem. W sumie pomysł z klubem nie jest wcale taki głupi. Jakimś cudem zmotywowałem się do wstania z łóżka, zciągnąłem słuchawki i skierowałem się do szafy bo w końcu trzeba jakoś wyglądać. Spojrzałem na sterty ubrań i koniec końców wybrałem czarną koszulę z długim rękawem, bo z białymi bandażami na krótko nie wyglądało by to za dobrze i do tego jakieś czarne dżinsy. Wziąłem telefon i portfel do kieszeni i wyszedłem z pokoju. Na korytarzu było ciemno co wnioskowało że wszyscy poszli do swoich pokojów. W sumie dziwnie że tak wcześnie ale no cóż. Z włączoną latarką w telefonie doszedłem do przedpokoju i ubrałem czarne trampki, te co zawsze i wyszedłem z domu bez słowa bo nie chciałem nikogo budzić. Do klubu miałem jakoś pół godziny drogi pieszo. Nie miałem słuchawek bo stwierdziłem że w sumie to te kilka minut drogi wytrzymam, a w owym budynku raczej nie będą mi potrzebne. Po drodze napisałem do ojca.

Папа

Tato, wyszedłem na imprezę. Nie chciałem cię budzić więc piszę. Wrócę późno (;

Byłem na miejscu już po 25 minutach. Wszedłem do środka i po podstawowych procedurach byłem już na Sali. Usiadłem przy barze i poprosiłem o Mojito. Po kilku minutach piłem już owy napój. Rozejrzałem się po parkiecie. Było tam pełno jakiś randomowych ludzi, Polska z Litwą i Włochy. Po wypiciu płynu z szklanki poprosiłem o jakieś kolejne drinki. W sumie to nawet nie wiem jakie. Po około godzinie nie myślałem już moralnie. Kręciło mi się w głowie i nie do końca wiedziałem co się dzieje.

Nagle poczułem jakiś dotyk na ramieniu. Obróciłem się i myślałem że zaraz wyjdę z siebie. Oczywiście nie mógł być to kto inny niż jebany Amerykanin.

A – Cześć Rosja

Jedno pewne, on na 100% był bardziej trzeźwy ode mnie.

R – Ym... Hej

A – Co tu tak siedzisz? Czemu się nie bawisz?

R – Nie wieem.

A – Dalej chodź zatańczyć, a nie siedzisz jak zmęczony życiem alkoholik.

R – Ale ja nie-

A – Głupoty gadasz

Wziął nie za ramię i wyciągnął na parkiet. Piosenka „Pon de Replay" przepełniała salę. Ameryka bujał się do piosenki, z resztą ja tak samo. Naprawdę nie wiem jak z tego pod koniec piosenki przeszło w jakieś obściskiwanie się. Nie wiedziałem co mam robić. Robiłem co kol wiek, więc w sumie byłem całkiem zależmy od USA. Oczywiście nie pozwoliłbym na to w normalnych warunkach, ale teraz, gdy nie mam nad tym kontroli to wszystko mi jedno, byle mnie nie zabił. Leciał utwór „Teenage birtbag", a ja z Amerykaninem można by powiedzieć że się wręcz macaliśmy. Nie mam pojęci kiedy jego dłoń wylądowała pod moją koszulką. Nagle zaczęliśmy się do siebie niebezpiecznie zbliżać. Nawet nie zauważyłem kiedy nasze usta się złączyły. Nie zaprzeczę to było dość... ciekawe doświadczenie? W sensie nie codziennie namiętnie całujesz swojego przyjaciela po pijaku w klubie. Ja z przed trzech lat sobie bym zazdrościł. Kiedyś byłem dość mocno zauroczony w USA. Nawet myślałem o powiedzeniu mu o tym, ale na szczęście tego nie zrobiłem i się z tego cieszę. Jakiś czas później Ameryka podał mi jakiegoś dziwnego mętnego pomarańczowego drinka. Oczywiście bez namysłu go wypiłem, bo nie myślę.

Co dalej? W sumie sam chcę wiedzieć.

Czerń. Pustka. Nie mam pojęcia.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

550 słów

Wreszcie jest rozdział na czas. Jest ciekawie.

Miłego dnia/nocy

Pole pełne kapusty |Countryhumans Soviet Family|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz