Rozdział Drugi.

416 37 19
                                    

Od tamtego incydentu minęły dwa tygodnie. Harry nigdy nie był człowiekiem, który długo trzymał urazę do kogokolwiek, przez co najczęściej także obrywał.
Ron za namową przyjaciela również dość szybko zapomniał o tym co wydarzyło się przed sklepem. Obaj także doszli do wniosku, że nic by się prawdopodobnie nie wydarzyło, gdyby nie wyszli z domu o piątej w nocy.

Dzisiejszego dnia po lekcjach Harry przebywał na komisariacie.
Ojciec chłopaka dostał wezwanie, dlatego brunet siedział w gabinecie innego policjanta-Remusa Lupina.

Remus zazwyczaj miał dzienne zmiany, jednak-co prawda rzadko-zdarzały mu się także nocne.
Wtedy jeszcze bardziej cieszyła go obecność syna James'a i Lily, bo z Harrym dało się porozmawiać na tematy mniej lub bardziej poważne.
Chłopak doskonale znał się na psychologii i również interesuje się nią, z tego też powodu w przyszłości marzy aby być właśnie Lekarzem Psychologii.

Słysząc, że radiowóz podjeżdża Remus wstał i wyjrzal przez okno.
—James wrócił —odezwał się po czym spojrzał na młodego Pottera.—No i widzę, że praca nie będzie prosta..—westchnął widząc, że wyprowadzanym z auta chłopakiem jest nie kto inny jak Draco Malfoy. Remus usiadł ponownie przy biurku biorąc łyka kawy.

—Ciężkie po południe, prawda?

Spytał Harry sugerując się miną Lupina.
Nim jednak zdążył dostać jakąkolwiek odpowiedź ze strony Remusa, wszedł tu James, wraz z wyrywającym się zatrzymanym.

—Nie wyrywaj się tak dzieciaku.
Zwrócił mu uwagę James, jednak to nie poskutkowało. Blondyn zaczął się szarpać, jego zachowanie zdecydowanie nie należało do poprawnych.

Harry spojrzał w jego stronę a zaraz po tym doznał szoku i to nie małego.
Mężczyzna prowadził chłopaka, którego Harry już gdzieś widział..

Szczupły, dość wysoki, ziemne oczy o szarym kolorze, blada jak ściana skóra, platynowe lekko rozczochrane włosy, na twarzy widniał cwany uśmiech..
Zdecydowanie już gdzieś widział tego chłopaka.

—Malfoy.-westchnął lupin, biorąc łyka kawy.-co tym razem? Kradzież? Bójki? Handel Narkotykami? Podpalanie śmietników?

Mężczyzna zaczął wymieniać sytuacje, za które Malfoy był zatrzymywany w nie tak dalekiej przeszłości.
Po jego spojrzeniu i sposobie w jakim odnosił się do blondyna, Harry domyślił się, że prawdopodobnie już się dobrze znają.

—Szarpanina w sklepie, na której się nie skończyło. Później doszło do bójki między nim a mężczyzną. Z tym, że tym razem poważniejsza sprawa. Mężczyzna, którego pobił zmarł na miejscu.

James przedstawił sytuację chłopaka, popychając go tak aby ten usiadł na krześle, chłopak cały czas ręce miał skute kajdankami, tak aby nikomu nic nie zrobił.

—Zasłużył na śmierć.

Skomentował Malfoy, wcale nie żałując tego co zrobił. Wręcz przeciwnie,czuł ogromna satysfakcję z tego, że zabił tego człowieka.
Siedząc na krześle, w oczekiwaniu na panią adwokat blondyn spojrzał na zielonookiego bruneta. Rozpoznał chłopaka, uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony na tamto wspomnienie.

Teraz gdy było o wiele jaśniej, Dracon mógł się trochę bardziej przyjrzeć chłopakowi.

Drobny brunet, o zielonych oczach, szczupłej twarzy, na której znajdowały się okulary idealnie dobrane do kształtu jego twarzy. Włosy chłopaka aktualnie były w artystycznym nieładzie co dodawało mu uroku.

—Wracaj do domu Harry, jednak proszę cię uważaj na siebie, dookoła wielu zbirów się kręci.

James powiedział troskliwie do syna, po czym wyjął banknot wynoszący czterdzieści złotych i wręczył chłopakowi.

—Wolę przelewem.

Powiedział od razu Harry, nie to, że się nie cieszył. Wiedział, że kartą będzie zdecydowanie szybciej. Nie miał ochoty czekać przy kasie aż łaskawie oddadzą mu resztę.

Malfoy przyglądał się całej tej sytuacji, zdziwił się, że zamiast dostać opierdol za narzekanie od razu dostał przelew na konto bankowe.

Po paru chwilach weszła tu także ulubiona pani Adwokat Malfoy'a-Lily Potter z domu Evans.
Kobieta była miła, mimo tego, że Malfoy był dla niej wredny, wielokrotnie dogryzał jej i raczej był daleko do współpracy.

Pani Potter, chciała pomóc chłopakowi, mimo że ten twierdził, że jest inaczej, że robi wszystko aby ten siedział jak najdłużej.
Malfoy, był uparty w swoim przekonaniu, że nie potrzebna jest mu pomoc i że przecież nie robi nic złego.

—Harry, chcę abyś w razie potrzeby, był pod telefonem.
Zwróciła się do syna z ciepłym uśmiechem na twarzy, pocałowała go w czoło po czym żegnając się z innymi Harry wyszedł.

Udał się do najbliższego sklepu. Tego samego sklepu, w którym został uderzony drzwiami i pod którym naćpani kumple Malfoy'a przystawiali się do niego i Rona.

Nie mógł dłużej żyć z tymi myślami sam, od razu po wyjściu ze sklepu udał się do domu swojego najlepszego przyjaciela.
Chciał jak najszybciej opowiedzieć mu, kogo spotkał gdy był u rodziców w pracy.

Po drodze zdążył zjeść zakupioną wcześniej kanapkę, papierek, który mu został wywalił do najbliższego kosza.
Będąc na miejscu wszedł do ich domu jak do siebie, gdyż każdy przyzwyczaił się już do odwiedzin Harry'ego.
Co więcej- Molly nawet dała mu zapasowy klucz od ich domu.

—Dzień Dobry

Przywitał się z Molly, która właśnie sprzątała na dole. Kobieta od razu rzuciła wszystko, to co robiła do tej pory i przytuliła chłopaka na powitanie.

—Oh Harry, jak dobrze Cię widzieć!

Krzyknęła radośnie jakby nie widziała go chociażby z rok.

—Też się cieszę, że panią widzę.

Uśmiechnął się szerzej, odwzajemniając mocny uścisk kobiety.

—Jesteś głodny kochanie? Zrobię ci coś do jedzenia może

Spytała, jednak Harry odmówił. Nie był głodny, chciał jak najszybciej porozmawiać z przyjacielem.

—Ron jest u siebie, tak?

—Tak tak, leć do niego.

Przepraszam, że ten rozdział jest wyjątkowo krótki. Następne będą dłuższe!❤️

Impossible |DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz