Rozdział Szósty

395 41 25
                                    

Następnego dnia, tak jak było w planach Harry od razu po szkole szedł do Malfoya.
Z racji, że była jesień to o godzinie piętnastej zaczęło robić się już ciemno.
Dodatkowo przez cały dzień trwał deszcz i nic nie zapowiadało się, że się w ogóle skończy.
Po ostatniej lekcji, którą był język Polski Harry zaczął się pakować. Robił to najszybciej jak potrafił, nie chciał spędzić w szkole ani chwili dłużej.
Po wyjściu z budynku zatrzymał chłopak, z którym wówczas Harry się spotykał.

Chłopak był znacznie wyższy od Harry'ego, oraz znacznie silniejszy, co sprawiało, że podczas kłótni (a zdarzały się one dość często) Harry nie miał z nim żadnych szans. Wyższy chłopak bywał też toksyczny, według niego Harry ma się słuchać jego i nikogo więcej. Uważał on Harry'ego za swoją zdobycz.

Harry nie miał ochoty z nim rozmawiać, wyminął partnera bez słowa, szedł dalej do momentu aż poczuł mocne szarpnięcie.
Zatrzymał się. Nie próbował się wyrywać bo to nie miałoby żadnego sensu a jedynie wkurwił by go bardziej.

—A ty gdzie? Nawet się nie przywitasz słonko?

Harry'ego przeszły deszcze. Nienawidził tego zwrotu w swoją stronę.

—Zostaw mnie w spokoju.

Powiedział stanowczo, oczywiście łudząc się, że jakimś cudem dziś chłopak mu odpuści. Potter spojrzał w oczy partnera.
Oczy miał czerwone od narkotyków a jego oddech dodatkowo śmierdział od wypitego alkoholu.

—Nie tak agresywnie kochanie, gdzie pędzisz? Chciałem spędzić trochę czasu razem.

Wtedy brunet poczuł się tak, jakby zaraz miał zwymiotować. Patrzył na chłopaka z obrzydzeniem. Wyższy oblizał wargę znacząco, oczom Harry'ego rzuciło się też coś innego. Spojrzał ukradkiem w dół aby się upewnić. No tak, czego innego mógł się spodziewać. Cormacowi stał na baczność.

—Zapomnij. Nigdy więcej nie będziesz mnie ruchał.

Nie odszedł jednak daleko, kiedy poczuł silną rękę McLaggena na swoim policzku.
W tym momencie Harry poczuł, że to za wiele. Drugi jednak nie dawał za wygraną, wiedząc doskonale, że u Harry'ego mięśnie prawie, że nie istnieją przyciągnął go bliżej siebie.
Napalony robił słabszemu malinki na szyi, wkradając się rękoma pod koszulkę bruneta.
Trzymał go mocno, tak aby Potter nie miał jak uciec. Jego męskość dawała o sobie znaki już od dłuższego czasu. Nie zwracał uwagi, czy brunet tego chce czy nie. Zresztą nie obchodziło go to, przyparł go do murku i napierając na niego zaczął go całować. McLaggen czuł podniecenie, które z racji tego, że byli w miejscu publicznym i ma on do czynienia ze znacznie słabszą od siebie osobą rosło coraz bardziej.

Harry wyrywał się mu, nie miał chęci ani czasu na seks z kimś takim jak Cormac.
Pocałunek go brzydził, nie chciał tego ale nie miał jak tego przerwać. Wokół nie było nikogo a w okolicy nie ma nawet kamer.
Po czasie namysłu postanowił, zrobić coś co go na pewno uwolni od nachalnego chłopaka. Jak pomyślał tak zrobił, uderzył mocno kolanem w czuły punkt chłopaka.
Cormac momentalnie odsunął się od niego, złapał za swoje krocze zwijając się z bólu i klnąc coś pod nosem.

Harry wziął swoje rzeczy i nie odwracając się za siebie pobiegł prosto do Malfoya.
Na miejscu był już po dziesięciu minutach, wszedł do środka czując jak łapie go jakaś straszna kolka. Nie zwrócił na to uwagi, jakby nigdy nic skierował się do tymczasowej celi aresztowanego, w której będzie do jutra.

—Oh, już myślałem, że cię nie ujrzę dziś.

Skomentował blondyn, od razu po tym jak Harry wszedł do celi. Zilustrował go wzrokiem, włosy bruneta były roztargane bardziej niż wcześniej, jego głęboki oddech i sapanie oraz czerwona jak po maratonie twarz mówiły mu, że najwidoczniej musiał biec.

Impossible |DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz