28. Spowici we mgle.

4.8K 449 25
                                    

* KONIECZNIE! CZYTAJCIE OBIE CZĘŚCI Z PIOSENKĄ!!!*

Z każdą mijającą sekundą czułem jakbym uciekał. Od wszystkiego tego co było, miało nastąpić i czym się stałem. Każda minuta oznaczała dla mnie setki kilometrów, które oddalały mnie od koszmaru, w którym żyłem od lat. Nadal czułem dreszcze na całym ciele za każdym razem, gdy tylko pomyślałem o tym co uczyniłem. Gdy pomyślałem o twarzach przyjaciół, których porzuciłem wiedziony złością, żalem i bólem. Jednak nie mogłem siebie już dłużej o nic winić. Bywają bowiem pewne granice w naszym życiu, których nigdy nie powinno się przekraczać. Nigdy. A ja stałem na niej od tak dawna. Kiwając się w tył i przód nie mogąc podjąć decyzji, czy chcę zginąć, dać się temu pochłonąć, czy dalej walczyć. Dalej żyć. Bo będąc tam, nadal robiąc to co robię, będąc tym kim jestem, miałem wrażenie, jakbym sunął po równi pochyłej. Tylko niżej. Tylko ciemniej. Tylko mroczniej. Wiedziałem doskonale jak to jest tonąć. Jak to jest trwać pod powierzchnią wody, obserwując światło słoneczne przebijające się przed taflę wody i muskające twoją skórę jego tęczowym blaskiem. Nie mogłem powiedzieć, że to nie było piękne. Było. Ta cisza. To wycofanie. To trwanie. Nie dbałem wtedy przecież o nic. Ani o siebie, ani o innych. Ale to nie było życie. To była tylko egzystencja. Walka o każdy oddech. Tak desperacki. Tak bardzo w tym wszystkim banalny.

Wyglądałem za małe okrągłe okienko, widząc jedynie niekończące się kaskady deszczu, które je obmywały. Nie widziałem nic, ale czułem, że to jest to. Nareszcie to jest to. Upragniony powrót do miejsca, do którego należałem. Które było moje. W którym czułem, że żyję. Przygryzałem, raz po raz, wargę czując jak łzy za każdym razem jak o tym pomyślałem, stawały mi w oczach. Znacie to uczucie, gdy odczuwacie tak przerażającą tęsknotę, że zapiera wam ona aż dech w piersi? A ta tęsknota była tak bardzo pierwotna. Tak bardzo ludzka. Tak długo ją od siebie odpychałem. Tak wiele godzin, dni, miesięcy spędziłem leżąc w łóżku z zamkniętymi oczami, przypominając sobie jej smak. Jej zapach na własnej twarzy. Jej widok. Wzgórza. Pokryte mgłą wzgórza. Boże. To było nie do zniesienia. Poczułem jak łzy spływają po mojej twarzy i choć raz się ich nie wstydziłem. Wracałem do domu. Do domu.

Po tej całej przygodzie. Po tym całym koszmarze. Po spełnionych marzeniach, upadkach. Płakałem cicho, czując jak moje ramiona drżą coraz bardziej. Ile to było lat. Ile to było straconych lat spędzonych na bólu. I wtedy poczułem jak głowa śpiącej obok Jane osuwa się z fotela i delikatnie upada na moje ramię. I w takich momentach, tak błahych, tak bardzo nic nie znaczących, dociera do ludzi najszczersza prawda, ukryta za fasadą tak wielu wydarzeń. Gdyby nie to wszystko. Gdyby nie moje zagubienie, mój upadek, moja nawracająca fala smutku, nie poznałbym jej. A ona by skoczyła. Bo życiem takie jak to, moim, jej, nawet waszym, żądzą przypadki. Ulotne chwile. Przelotne spojrzenia. Nic nie znaczące słowa. I gdy całowałem jej czoło, wciągając do nozdrzy woń jej włosów, poczułem jak samolot obniża swój lot. Czułem uścisk w swoim żołądku. Czułem jak moje uszy zatykają się od wzrastającego ciśnienia. Czułem wszystko. Każdą komórkę swojego ciała. Bałem się. Bałem się tego, co ujrzę. Bałem się tego, że bańka moich marzeń pęknie, gdy tylko zderzę się z rzeczywistością.

Samolot wylądował. Zapanował w nim krótki chaos. Wszyscy wychodzili pośpiesznie z kabiny, czekając na swoje rodziny. Tęsknili równie mocno co ja.

Słyszałem w powietrzu słodycz znanego mi tak dobrze akcentu. Szedłem z dwójką równie zagubionych osób u moich boków w stronę wyjścia. Już przy samych drzwiach poczułem zimny wiatr na swojej twarzy. Zamarłem, a oddech uwiązł mi w gardle.

- Witamy w Wielkiej Brytanii. Witamy  z powrotem – odrzekła stewardesa i wskazała dłonią na schodki prowadzące w dół. Dotknąłem dłonią barierki i zrobiłem pierwszy krok. Potem z każdym posunięciem do przodu, miałem wrażenie jakbym przyspieszał. Biegł. I gdy moja stopa stanęła na gładkiej nawierzchni lotniska, choć popękanej, choć śmierdzącej spaloną gumą, poczułem jak przez moje ciało przelewa się fala gorąca. Padał drobny deszcz. Jak zawsze o tej porze roku. Wdychałem jego zapach z nieukrywaną przyjemnością. Odchyliłem głowę do tyłu i zamknąłem oczy, a woda zraszała moje policzki.

Darling I'll jump with you - WYDANE!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz