Pov. Fan
Minęłam Feb i wróciłam na salę gdzie odbywało się przyjęcie. Strasznie byłam zła. Nie tylko na przyjaciółkę, lecz także na siebie. Ale tak de facto miała ona rację...Chociaż czy niechęć do sukienek była odpowiednim powodem do kłótni? Przecież nigdy się nie kłóciłyśmy! Jesteśmy sobie tak bliskie... Nie możliwe że taka sprzeczka może wszystko przekreślić, o nie! A może?
Nie zdążyłam nawet dobrze się na tym zastanowić, gdy zobaczyłam Enid sięgającą po lampkę nocną. Wstrzymałam oddech, kiedy siostra zamachnęła się i uderzyła nieznajomą mi dziewczynę w tył głowy. Wkurzyłam się jeszcze bardziej i wyszczerzyłam zęby
- ENID! - Wrzasnęłam do rozemocjowanej dronki która upuściła lampkę z trzęsących się dłoni. Zanim zdążyłam podejść do siostry, ta zaczęła uciekać, ciągnąc za sobą swojego przydupasa za rękę
- Wracaj tu! Czekaj! - Krzyknęłam za nią, lecz koniuszek opaski Enid już zniknął w tłumie. Mogłam jedynie zauważyć czubek głowy Rozbiórcy który uciekał razem z moją siostrą, szybko przemieszczający się pomiędzy głowami gapiów. Podbiegłam do rannej robotniczki aby zauważyć, że nic takiego się jej nie stało. Nawet nie leci jej olej. Płacząca dziewczyna na pewno przesadzała, ale nadal trzeba było ją obejrzeć
- Wezwijcie lekarza! Albo... Mechanika... - Nakazałam gapiom, jednak żaden z nich się nie ruszył
- Nie! Nie możemy! -
Odezwał się ktoś, wychodząc na przód
- Żaden dorosły nie może dowiedzieć się o tym, co tu zaszło -
Powiedział stanowczo
- Martha, wstawaj. Powiesz, że poślizgnęłaś się na... Bucie Ray'a! -
Ten ktoś podszedł do koleżanki i podniósł ją, wpatrując się groźnie we mnie
- A ty biegnij za tym żywym trupem i nie pozwól, aby dorośli zobaczyli jej kolegę - polecił, co zmusiło mnie do biegu za siostrą. Jeśli natrafi razem z Gi na kogoś dorosłego, lub nie daj Robo-Boże, kogoś z Rady, będzie skończona. Enid nigdy nie zachowała się tak nieodpowiedzialnie jak teraz
- Enid! Enid! - Krzyczałam za siostrą, jakby miała zaraz magicznym cudem po prostu do mnie podejść. Wreszcie zobaczyłam kępkę jej brązowych, nienaturalnie puszących się włosów, wystających zza rogu. Ta jednak szybko zniknęła z mojego pola widzenia. Machnęłam gniewnie ogonem i zirytowana znów zaczęłam biegać za siostrą. Co jej strzeliło do głowy aby atakować innego robotnika? Może i nie zostanie wysłana do podziemi, czyli do specjalnie odizolowanej części kolonii gdzie trafiają zbyt agresywne lub zbyt sprawiające problemy drony, ponieważ Enid ma dopiero czternaście lat i nie jest traktowana jako dorosła, ale mogłaby mieć chociaż trochę empatii czy poczucia, że może robić coś źle. Ale ona od zawsze była taka... Dziwna. Jak była dzieckiem to wszystko było nawet spokojnie, bo nie reagowała na wszystko złością tylko płaczem, ale teraz ledwo mogę się do niej zbliżyć bo zaraz reaguje agresją. To takie... Smutne. To w końcu moja młodsza siostra. Wyższa, ale młodsza, mała siostrzyczka, która niewiadomo czemu wyrosła na najbardziej bluźnierczego drona na całej planecie.
Wreszcie znalazłam dwa przerażone drony stojące przed kimś wpatrujących się w nich. Podchodząc bliżej, boleśnie zdałam sobie sprawę, że tym kimś była Mama. Oczy miała jak spodki. Niespecjalnie była przestraszona. Może bardziej... Zaskoczona? Wściekła? Jakby właśnie zobaczyła coś, co wyprowadziło ją z równowagi. Otworzyła usta aby coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Enid szybko wróciła do ucieczki, nawet nie oglądając się za siebie
- Dowiedzenia! - Wypiszczał na pożegnanie Gi i ruszył za przyjaciółką. Przystanęłam obok mamy i spojrzałam jej w oczy
- To nie jest tak jak myślisz... Wszystko załatwię, obiecuje - Powiedziałam do niej, a ona tylko wściekle zawarczała:
- Nie pozwól, aby zrobiła coś głupiego -
- Nie pozwolę... - Obiecałam i wróciłam do biegu. Zauważyłam, że dwójka kieruje się stronę drzwi na zewnątrz
- Łap! - Krzyknęła Enid i rzuciła Gi kartę do otwarcia drzwi. Skąd ona to ma?! Rozbiórca szybko złapał przedmiot i co chwila sprawdzał, czy przyjaciółka biegnie za nim
- Nie oglądaj się! Biegnij i nikogo nie zabij! - Nakazała mu, po czym gwałtownie przystanęła, przez co wleciałam w nią i upadłam na podłogę. Enid, chociaż lekko się zachwiała, wyglądała jak nieugięta
- Zostaw mnie w spokoju! - Tupnęła nogą tak, że aż drgnęłam
- E-Enid! - Wymamrotałam, a mój głos prawie się łamał z każdą kolejną wypowiedzianą przeze mnie sylabą
- Dlaczego to zrobiłaś? Znów to samo... Dajesz się ponieść emocjom! Tak jak zawsze! - Siostra tylko patrzyła na mnie z góry, robiąc krok do tyłu
- W takim razie może życie w kolonii nie jest dla mnie - Odwarknęła, ledwo łapiąc oddech, jakby coś zalegało jej w gardle. Z przymrużonymi od zmęczenia po długim biegu oczami odwróciła się do mnie tyłem i odeszła. Wiedziała, że nie będę za nią szła. Byłam zbyt zaskoczona tym, co powiedziała. Życie w kolonii nie jest dla niej? Ale jakim cudem?! Mieszka tu przez całe życie i jakoś była szczęśliwa! Tak przynajmniej sądzę...
Zanim zdążyłam wstać, za mną już ktoś stał i patrzył się na znikającą za wielkimi drzwiami Enid. Amy, ponieważ to ona stała za mną, położyła mi rękę na ramieniu i pomogła z wstaniem
- No chodź, trzeba za nią iść -
Ponagliła, ale ja nie potrafiłam się ruszyć
- M-myślisz, że ona naprawdę jest tu nieszczęśliwa...? - Zapytałam rozpaczliwie spoglądając w górę aby zobaczyć kask astronautki. Bardzo żałowałam, że nie mogę zobaczyć teraz jej miny
- Nawet tak nie mów. Gdzie mogłaby być bardziej szczęśliwa niż tutaj? - Zaśmiała się ironicznie i popchnęła mnie w stronę drzwi
- Naprawdę nie chcesz za nią iść? -
Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy pisk tuż za drzwiami. Instynktownie wymieniłam dłonie na pistolety i wycelowałam w stronę dźwięku. Amy ostrożnie podeszła do drzwi i otworzyła wrota zapasową kartą. Źródłem pisku była klęcząca na podłodze Ze. Machała ogonem na boki jak szalona, przy tym trzymając się kurczowo za szyję. Nawet nas nie zauważyła, ponieważ oczy miała zaciśnięte z bólu
- Ze! - Podbiegłam do niej ostrożnie, aby jej ogon latający na boki nie mógł mnie dosięgnąć. Usiadłam obok niej i odsunęłam jej dłonie od gardła. Tak jak myślałam, obroża z dwoma górami i kroplą na zielonym tle zacisnęła się na szyi Ze i nie chciała puścić. Zaczęłam się zastanawiać, czy pilocik Et który trzymała podczas ataku ma z tym coś wspólnego
- No już, spokojnie - Wymamrotałam nadal niepewna. W końcu ona jest Dronem Rozbiórczym, a mnie już od małego uczono jakie to one są złe i okropne... Nic dziwnego że niespecjalnie chciałam jej pomóc. Lecz z drugiej strony to przecież siostra przyjaciela Enid... Na pewno nie jest taka zła...
- Spróbuj oddychać powoli. Radziłaś tak bratu, pamiętasz? - Dronka słabo pokiwała głową i posłuchała mnie. Dopiero po kilku minutach udało jej się uregulować oddech i w końcu mogła normalnie rozmawiać
- Ehhh... Wiecie, gdzie uciekli Gi i Enid? - Zapytała drapiąc się po szyi
- Właśnie za nimi biegłyśmy - Wtrąciła się Amy robiąc krok do przodu
- A ty niby co od nich chcesz? - Od razu zaczęła robić się agresywna w stosunku do Ze, przez co ta w obronie wyjęła z ręki ostrze, dając astronautce ostrzeżenie aby nie zbliżała się zbyt blisko
- Jak to co? Nie zostanę tutaj bez mojego brata. Tylko on mi został... Idę za nimi - Wytłumaczyła najspokojniej jak mogła i zmrużyła oczy
- A ty nie potrafisz usiedzieć bez siostrzyczki pięciu minut? -
Ze pochyliła się nade mną, a ja poczułam jakby ciężar jej wzroku miał zaraz wbić mnie w podłogę
- Chce po prostu być z Enid... - Wyszeptałam roztrzęsiona zaciskając pięści
- Nie rozumiem co wy się tak o tą dwójkę martwicie. Trochę połażą po śniegu, zgłodnieją i im się znudzi -
Amy nie była zmartwiona ani trochę. Jakby nie obchodziło ją, że moja siostra wyszła na zewnątrz podczas gdy może tam nadal czaić się Et! I niby jak ona się obroni?
- Nie wiem czy Enid i Gi mają zamiar wrócić do kolonii. Wyglądali na przerażonych - Oznajmiła Ze podnosząc się na nogi, przy okazji podając mi rękę aby pomóc mi wstać.
- Weź tą łapę... -
Prychnęłam w jej kierunku i sama się podniosłam. Ze speszona odchrząknęła i zrobiła krok w tył
- Uhh... Sorki... -
- Dobra dziewczyny, to idziemy za nimi czy nie? -
Zapytała Amy. Pokiwałam głową i podeszłam do drugich drzwi
- Pośpieszmy się, proszę - Nalegałam, podczas gdy astronautka przykładała kartę do czytników. Gdy otworzyły się ostatnie wrota, od razu wstrzymałam oddech. Nikogo nie było... Ani śladu Enid, Gi, czy nawet Et. Żadnej żywej duszy oprócz mnie, Ze i Amy. Człowiek parsknął i odważnie stanął na śniegu jako pierwszy. Rozglądała się przez chwilę po czym zaczęła skakać po małych, śnieżnych zasepkach
- Juhu! Ale super! - Piszczała
- Ucisz się! Zaraz sprowadzisz na nas kłopoty! - Upomniałam Amy. Strasznie bałam się Et i tego, co potrafi. Niby jestem Dronem Obrończym, czyli najsilniejszym robotem w całej Kolonii, lecz wspomnienie rozwścieczonej bestii stojącej tuż nad siostrą był przerażający i czułam się wówczas jakby ulatywały ze mnie wszystkie siły, a umiejętności jakie nauczyłam się przez dobre dziesięć lat po prostu zniknęły i byłam tylko zwykłą Robotniczką... W głębi duszy oczywiście chciałam nią być - chodzić do szkoły, przeżywać pokręcone przygody, może nawet kiedyś założyć rodzinę... Najwidoczniej nie jest mi to po prostu pisane...
Z rozmyśleń wyrwało mnie wołanie Ze:
- Hej! Znalazłam coś - Pisnęła i wskazała palcem na kałużę oleju. Serce stanęło mi w gardle. Zmartwiłam się jeszcze bardziej, gdy Rozbiórczyni pochyliła się nad kałużą, a po powąchaniu jej skrzywiła się nieprzyjemnie
- Fuj! To na pewno olej Robotnika... - Wysapała i szybko odskoczyła
- Jedynym robotnikiem który wychodził ostatnio z kolonii była Enid... O Robo-jezu! A co jak coś jej się stało? Może jest ranna?! Poszukajmy jej! - Zaczęłam panikować i chodzić w kółko wokół czarnej kałuży
- Spokojnie - Próbowała uspokoić mnie Amy
- Może się rozdzielimy? Szybciej ich znajdziemy - Zaproponowała astronautka
- Pójdę w stronę zawalonej iglicy... -
- Nie, nie! - Zatrzymała ją Ze zastawiając drogę
- Znaczy... Czy mogę iść za ciebie? Może być... Yyy... Zbyt niebezpiecznie! -
Doskonale było widać, że Morderca chce pójść szukać na iglicy nie tylko brata i jego przyjaciółki, lecz także zaginionej siostry która najprawdopodobniej leży zakopana pod stertą martwych robotników. Nawet zrobiło mi się jej szkoda. Ja sama nie mogłabym wytrzymać w jednym miejscu wiedząc, że mojej siostrze się coś stało i najpewniej nie ma już dla niej ratunku...
- Pójdę w lewo - Poinformowałam cicho i nie czekając na odpowiedź towarzyszek zaczęłam iść w wyznaczoną przez siebie stronę. Chciałam jak najszybciej znaleźć Enid i wyjaśnić sobie z nią pare spraw. Już nie jestem na nią zła. Chciałabym tylko aby wróciła do kolonii i aby wszystko było jak dawniej. Bez większych problemów...
Szłam już tak przez dobre pięć minut, gdy coś uderzyło mnie w tył głowy. Upadłam na śnieg, szybko jednak odwracając się i na oślep strzelając w kierunku przeciwnika z pistoletów. O dziwo celnie. Zirytowane syknięcia dały mi do zrozumienia, że właśnie zostałam zaatakowana przez Et której tak przecież się bałam. Wyszczerzyłam groźnie zęby i kopnęłam przeciwniczkę w brodę. Ta odskoczyła i przygotowała się do walki, uczciwie czekając aż się podniosę. Chociaż doskonale wiedziała że nie mam z nią szans...
- Czego ty tu właściwie szukasz? - Zapytałam łapiąc oddech
- Sprawiedliwości - Odpowiedziała chłodno
- Towarzysz twojej krewnej mi to utrudnia - Podeszła do mnie parę kroków i schowała broń. Patrzyła na mnie z góry, co sprawiło że chciałam że strachu zakopać się pod ziemię
- Dlatego muszę ich powstrzymać -
Wytłumaczyła nachylając się nade mną, ogon z igłą gotową do wbicia się w kogoś trzymając przy mojej brodzie
- Nie rozumiem... - Wymamrotałam cichutko. Przeciwniczka odsunęła końcówkę ogona od mojej twarzy i wystosowała się
- Pozwól, że ci wytłumaczę...
Nie tak dawno temu, kiedy Ze i Em przygotowywane były do odlotu na Cooper-9, zostałam wyznaczona do pilnowania ich. Dziewczęta bardzo podekscytowane widziały swoją pracę, tutaj zabijanie robotników, bardziej jako zabawę niż... Faktyczne zadanie... Wkurzało mnie to niemiłosiernie. Bez wiedzy ludzi zamontowałam im obroże z bliskim mi krajobrazem. Chciałam je kontrolować... Przecież nie ma w firmie miejsca na nieprofesjonalne pracowniczki, nie sądzisz? Wracając... Dzięki obrożom słyszałam wszystko co one robią. Ich śmiech, przechwalanie się po zabójstwie, nawet chrapanie w nocy. Za każdym razem gdy robiły coś źle, kontrolowałam zachowania dziewczyn przez pilocik. Ten mały który widziałaś w mojej ręce... Uczyłam je dyscypliny na odległość, bo ludzie nie mogli. To samo zrobiłam z Gi i teraz podsłuchiwałam już całą tę nieokrzesaną bandę. Ale potem on znalazł książkę której używałam podczas montowania obroży i zaczął chcieć ją zdjąć. Musiałam reagować... I oto jestem -
Jej głos był dudniący i donośny. Ranił moje uszy z każdą sekundą słuchania go, więc poczułam ulgę, gdy ta skończyła mówić
- A-a więc... - Wymamrotałam łamiącym się głosem
- Nie da się zdjąć tej obroży, tak? Moja siostra zaprzyjaźniała się z Rozbiórcą bez żadnego powodu? - Chciałam się dowiedzieć jak najwięcej, korzystając z okazji, że Et akurat nie chce mnie zabić
- Oh nie, da się. Jak najbardziej. Ale to zależy ode mnie. I od tego jak bardzo się chce... - Et odeszła ode mnie pare kroków i uśmiechnęła się
- Ale jeśli chcesz aby twoja krewna przestała uganiać się za wrogiem, chyba musisz jej pomóc, prawda? -
Pokiwałam powoli głową
- Świetnie... - Et wyciągnęła coś ze swojego płaszcza i rzuciła w moim kierunku. Złapałam kartkę zawiniętą w tubę i rozwinęłam ją. To wyglądało jak... Mapa... Mapa kilku planet, a jedna z nich była oznaczona czerwonym kółkiem
- Polecicie na planetę zaznaczoną na czerwono i znajdziecie mnie w górach. Tam może pogadamy i hm... Zdejmę obroże... - Ona uśmiechnęła się paskudnie, rozwinęła skrzydła świecące się w blasku lamp i odleciała, zostawiając mnie w szoku, siedzącą na śniegu jak ten pajac. Westchnęłam i spojrzałam ponownie na planetę zaznaczoną kółkiem i powoli przeczytałam nazwę na głos
- S-solaris-107...-
CZYTASZ
💍Dziennik Fancy Birdwhistle | Murder Drones Fanfic💍
FanfictionFan, jako Dron Obrończy, ma wiele ciężkich obowiązków. Musi chronić, pracować i starać się jak nikt nigdy aby nikomu z jej kolonii nic się nie stało. Razem z kompanami pewnego dnia wychodzi na swoją pierwszą misję której celem jest odgonienie Dronów...