wyjście do klubu część 2

730 18 14
                                    

Wiem że wyląduję na krzesełku u Vinca...ale no po coś jest życie nie?

-OdpiERWiaSTKuj sIĘ oD e MnIe tY iLoRAziE NIepARZySTy-nje dokończyłam bo mój braciszek Dylanek zrobił to za mnie

-BO JAK CI PRZYPIERWIASTKUJE TO CI ZĘBY WYLECĄ POZA NAWIAS- warknął do niego

-co takk aggrresywniee- bronił się Szatan.

-AGRESYWNY TO JESTEŚ TY- kontynuował dylanek

-dylan-upomniałam go

Dylanek zamiast się uspokoić dalej coś na niego warczał.
Niestety przegapiłam moment w którym zaczęli się bić i zareagowałam za późno pchając się w środek bitwy.
Uspokoiłam dylanka ale Szatanek zrobił coś czego się nie spodziewałam...a mianowicie RZUCIŁ SIĘ NA MNIE...
Shane ty mój kamerdynatorze czy ktosiu co operuje kamerą DZIĘKUJE.
Dziękuje również dylankowi że nauczył mnie samoobrony....
"Ja jestem king bruce li karate mistrz"   powtarzałm sobje w głowie.
W mnjej niż minutę go pokonałam (czyt. Wylądował ma ziemi)
Obruciłam się i zobaczyłam dylana chcącego zareagować trzymanego przez ton'ego
A za nimi....
Ups......
Niestety stał...

VINCENT MONET WE WŁASNEJ OSOBIE......

A CO GORSZA ZA NIM STAŁ...

WILLIAM MONET...

panie i panowie szykujcie mi trumnę

Shane dziękuje że to nagrałeś...

-porozmawiamy w sobie w gabinecie-powiedział vincent

Will jednak się nie odezwał a w jego oczach można było dostrzec... Zawód,żal...

-A TERAZ DO DOMU JUŻ-
Podniusł głos VINCENT
czyli jest gorzej niż myślałam.

Ale w głebi duszy czułam że Szatanowi też się oberwie...

Czemu?

Wspominałam już że jestem szefową organizacji?nwm bo
Vincent zniwu zaczął coś pierdolić że do domu czy coś tam...
Całą drogę do domj przesiedzieliśmy w ciszy...
W gabinecie vincent nie wytrzymał i wybuchł:

-CO WYŚCIE TAM ODJEBALI? NAWET MNIE NIE POINFORMOWALIŚCIE ŻE WYCHODZICIE A TU NAGLE BÓJKA Z CZŁONKIEM ORGANIZACJI?...-później zaczął się wykręcać bo nie chciał żebym wiedziała co to jest organizacja... A dalej można powiedzieć że tak średnio go słuchałam hehe... Ale gdyby tylko wiedział...ale w sumie czemu nie?

-vince czemu nie chcesz żebym wiedziała co to jest organizacja?-zapytałam przerywając mu jego baaardzo ważny wykład.

-czemu co?-udawał głupka... Na co ja powtórzyłam pytanie:

-czemu nie chcesz żebym wiedziała co to organizacja?-ciągnęłam

On dalej udawał że nie wie o co chodzi a ja nie wytrzymałam

-JAK MI W TEJ CHWILI NIE POWIESZ TO CI ODETNĘ 2 MILIONY WYPŁATY- możliwe że powiedziałm troszkę za dużo...

-jak niby przepraszam bardzo?- wyraźnie zdziwił się moją wypowiedzią

-ZAKŁAD ŻE UMIEM TAK ZROBIĆ?

-oczywiście że nie dasz rady, i nie tym tonem nie wiesz kim jestem

-A WŁAŚNIE ŻE DAM- krzyknęłam

-ZAKŁAD O ILE? 5O TYSIĘCY DOLARÓW?

-ty nawet tyle nie masz-mówił znudzony

-CZYLI JESTEŚMY NA TY?
UWIERZ ZDZIWIŁBYŚ SIĘ.
W TAKIM RAZIE DZWOŃ DO SWOJEJ SZEFOWEJ.

- to bardzo ważna osoba.nie mogę do niej przez moją siostrzyczkę i jej widzimisie zadzwonić

-WŁAŚNIE MASZ TO ZROBIĆ-
westchnął, wyjął telefon i wybrał numer.po jednym sygnale mój telefon zawibrował na co wszystkim otworzyły się usta.odebrałam.

-NO CO TAM MÓJ KOCHANY BRACISZKU?- darłam się do słuchawki - JAKI RODZAJ PŁATNOŚCI WYBIERASZ?
BLIK (coś tam coś tam)...?  -na co on się rozłączył i rzeczywiście mo nie całej minucie pszyszedł mi jego przelew

-INTERESY Z TOBĄ TO CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - uśmiechnęłam się słodko

Po chwili mój kochany braciszek WILLIAMEK razem z VINCENTUSZKĄ zrobili mi taki wykład że mało domu nie rozjebało.czy ich słuchałam?
OCZYWIŚCIE ŻE NIE.
Ale za to bardzo zabolały mnie słowa willa...:

-HAILIE TY JESTEŚ JEBNIĘTA CZY COŚ? BÓJKA Z CZŁONKIEM ORGANIZACJI, BYCIE KRÓLOWĄ ORGANIZACJI W TAJEMNICY TO JEST CHORE! MOŻE JA CIĘ DO PSYCHIATRY ZAPISZĘ CO? PEWNIE ZA NIEDŁUGO SIĘ DOWIEM ŻE...-dalej nie usłyszałam bo wyszłam.
Momentalnie zaszkliły mi się oczy... Uciekłam do swojego pokoju. Wyszłam na balkon i wypaliłam kilka papierosów... W między czasie kazałam obciąć wypłatę Szatana o kilkaset tysięcy... W czasie kiedy paliłam na balkon wyszedł Vincent( był jeden długi balkon łączący wszystkie pokoje)

Kiedy Vincent zobaczył że palę,kazałmi wypalić więcej papierosów... Normalnie nie palę, jedna paczka starcza mi mniej więcej na pół roku a tutaj miałam tyle wypalić na raz...

            (Skip time 20 minut)

Wypaliłam właśnie 16 papierosów to dla mnie cholernie dużo i parę razy zwymiotowalam ale Vincent się tym nie przejął i kazał mi dalej palić ale ty mrazem już nie liczyłam, po czym bezceremonielnie opóścił balkon.po półgodziny znalazł mnie tam shane,ledwo przytomną w kuli dymu papierosowego. Zabrał mnie do siebie do pokoju i zawołał ton'ego...po pół godziny mieliśmy gotowy plan ucieczki który polegał na
Spakowaniu się (bez telefonów ze względu na nadajniki)
Opuszczenia rezydencij przez balkon
Wypłacenie pieniędzy by vincent nie widział gdzie używamy karty więc zrobiliśmy gotówkę
Pójścia pieszo na lotnisko
Polecenia gdzieś daleko

Już o 3 w nocy opuściliśmy rezydencję (hailie, shane i tony)
I byliśmy w locie gdzieś na drugim końcu świata...

                ************

Hejka

Przepraszam że tak długo mnie nie było🥺
ale w nagrodę macie dłuższy rozdział na ponad 700 słów

Rozdziały niestety nie będą pojawiały się regularnie ale wybaczcie mi

Ale no i najważniejsze chciałabym wam podziękować że jest was już tutaj tyle🥹
Nie spodziewałam się że moję opowiadanie zrobic 1000 wyświetleń a dodadkowo że będzie na 9 miejscu w rankingu pod   #rodzinamonet z ponad 1,46 tysięca opowiadań😍❤️😍
Jesteście niesamowici dziękuje

Sory za błedy
Do zobaczenia

~Autorka💅🏻

Ps.no i oczywiście dawajcie mi pomysły na rozdziały😘







Rodzina Monet- Lepsza niż braciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz