Rozdział 2.

356 11 0
                                    

Satysfakcja.

To właśnie ona, malowała się na mojej twarzy, widząc minę Haydena.

Przegrał.

Pierwszy raz w swoim życiu.

Przegrał ze mną.

Cóż to dawało mi jeszcze większą satysfakcję.

Pan Anderson uścisnął nam dłonie i pogratulował dobrej gry, zapewniając, że w dzienniku jeszcze dziś znajdą się pozytywne oceny.

Bo właśnie o nie był cały mecz, chociaż ja i Hayden graliśmy tak zawzięcie, jakby od tego zależało nasze życie.

W gruncie rzeczy moje zależało, nie mogłam ponieść porażki, nie z nim.

–Ale mu pokazałaś– podbiegł do mnie uśmiechnięty od ucha do ucha,  Nicholas– chłop normalnie aż się zgarbił na sam koniec.

Zachichotałam cicho w reakcji na jego słowa.

Dłuższy czas przyglądałam się jego koszulce z napisem ,,i'm a belieber"

–Gratulacje Kylie, dałaś z siebie wszystko.– Powiedział po czym rozłożył zapraszająco ramiona.

–Dziękuję– uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego ciało.

Lekcja dobiegła końca więc wszyscy udaliśmy się do szatni.

Swoje ciuchy zamieniłam spowrotem na mundurek, a włosy rozczesałam.

Zaczekałam na Adeline i razem udałysmy się na lekcje.

Dzień upłynął w miarę szybko i nudno, do czasu kiedy nie rozpoczęła się matematyka.

Nigdy nie byłam z niej orłem, ale dziś wybitnie dała mi w kość.

Ta stara prukwa znów zapowiedziała  sprawdzian, a jeśli tak dalej pójdzie będę musiała pisać egzamin poprawkowy.

Z niecierpliwością czekałam na dzwonek, który zawsze mnie irytował, a dziś był jak wybawienie.

Stanęłam koło samochodu mojego brata i czekałam aż się zjawi.

Kiedy auto wydało charakterystyczny dźwięk otwierania, wsiadłam do środka.

Raphael wsiadł chwilę po mnie.

–No no, siostrzyczko.

Uniosłam brew zdezorientowana.

–Nieźle dokopałaś Haydenowi.

–Skąd wiesz?– Zapytałam i przewróciłam oczami.

–Cała szkoła o tym buczy, to jego pierwsza porażka. Czy to będzie na miejscu, jeśli powiem, że jestem z ciebie dumny?

–Oczywiście, że będzie.

–W takim razie wiedz, że jestem.

Uśmiechnęłam się wdzięcznie.

Drzwi z tyłu otworzyły się z ogromnym rozmachem i z równie ogromną siłą się zamknęły.

Raphael wciągnął głośno powietrze i odwrócił się do tyłu.

–Mocniej braciszku!

–Z wielką przyjemnością–Saint już sięgał po klamkę, ale mój starszy brat go wyprzedził.

–Tylko to zrób, a jak wysiądziemy to dostaniesz takiego kopa, że przez tydzień nie usiądziesz na dupie.

–Dobra, dobra sorry. Wkurwiony trochę jestem, w coś musiałem zjebać, tak?

Sweet LiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz