Rozdział 1

46 4 0
                                    

Pogrzeb mojego ojca trwał, stałam w pierwszym rzędzie i wpatrywałam się w zamkniętą trumnę, która zjeżdżała powoli w dół. Przyznaję, że ten obraz sprawiał mi ogromną satysfakcję. Rozejrzałam się dookoła, obok mnie stał mój najbliższy przyjaciel Ethan, obok niego państwo Wilson czyli rodzice Ethana, a w dalszych rzędach zobaczyłam masę innych osób. W tym rodzinę mojego ojca, współpracowników, całą śmietankę towarzyską Nowego Orleanu. Oczywiście nie mogło ich zabraknąć skoro w ich oczach był przykładnym ojcem, a przede wszystkim dobrym politykiem.

Ale kim był dla mnie? Potworem. Nigdy nie był dobrym ojcem, wiele mu brakowało nawet do przeciętnego rodzica. Odkąd mama zachorowała, a w następnej kolejności zmarła ojciec się zmienił na gorsze. Zaczął pić i ćpać, co weekend w naszym mieszkaniu urządzał posiadówki ze swoimi obrzydliwymi kolegami, znęcał się nad moim starszym bratem jak i nade mną. Gdy Lucas mnie zostawił i wyprowadził się skazał mnie na piekło.

Zawsze był dla mnie idealnym bratem, choć dzieliły nas cztery lata różnicy świetnie się dogadywaliśmy, sporo mi pomógł i zawsze mnie bronił przed ojcem. Jednak pewnego dnia po prostu mnie zostawił i wyprowadził się bez słowa. Wiedziałam, że u niego wszystko w porządku, bo raz na jakiś czas sprawdzałam jego media, dodawał dużo zdjęć z imprez z ludźmi, o których nigdy mi nie wspominał. Martwiłam się o niego i bardzo za nim tęskniłam, ale nauczyłam się żyć bez niego. Moje życie było istnym piekłem, ale dałam radę i nie potrzebowałam mieć przy sobie brata. Teraz już go nie chciałam.

W tym momencie czułam, że nic mi nie zagraża, nikt mnie nie skrzywdzi, bo mój ojciec, kat i oprawca wąchał kwiatki od spodu. Zostałam sama, byłam siedemnastoletnią sierotą bez nikogo, ale w końcu poczułam coś na wzór spokoju.

Zobaczyłam, że trumna opadła na sam dół, podeszłam bliżej i wrzuciłam tam róże, którą trzymałam.

- Byłeś takim skurwielem cieszę się, że to cie spotkało i ktoś mnie w tym wyręczył- wyszeptałam.

Wróciłam na swoje miejsce i znudzona wysłuchiwałam przemówień przyjaciół mojego ojca, śmiać mi się chciało gdy mówili jaki był wspaniały, jednak powstrzymałam się i zostawiłam to bez komentarza.

Ceremonia się w końcu zakończyła, ludzie podchodzili do mnie i składali mi kondolencje, jednak ja śmiałam im się prosto w oczy i ich omijałam, słyszałam za plecami ich szepty, ale nie zwracałam uwagi. Szłam przed siebie z zamiarem wyjścia z cmentarza i zakończenia tego cyrku. Jednak coś przykuło moją uwagę, gdy przeciskałam się przez tłum. Zobaczyłam dwóch młodych mężczyzn, stali w większej odległości i bacznie mi się przyglądali. Przynajmniej jeden z nich, bo drugi wyglądał na znudzonego, również zaczęłam przyglądać się im i iść w ich stronę. Mężczyźni byli ubrani w czarne garnitury, wyższy z nich miał ciemne roztrzepane włosy, a na nosie przeciwsłoneczne okulary, znudzony rozglądał się dookoła. Stojący obok niego nieco niższy brunet patrzył mi prosto w oczy i czekał aż do niego podejdę. Zaschło mi w gardle, gdy go rozpoznałam.

To był mój brat we własnej osobie, najważniejsza dla mnie osoba, która mnie porzuciła. Podeszłam jeszcze bliżej i stanęłam przed nim, nic nie powiedziałam obdarzyłam go najsurowszym spojrzeniem na jakie mogłam sobie pozwolić. Nie speszyło go to, a bardziej rozbawiło.

- Tęskniłem siostrzyczko -powiedział Lucas szczerząc się do mnie.

Our First Turn #1RideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz