Rozdział 2

48 3 0
                                    

- Tęskniłeś? Gdybyś tęsknił to byś chciał utrzymywać ze mną kontakt. Niestety braciszku nie odzywałeś się od co najmniej roku- powiedziałam, a chłopakowi uśmiech zszedł z twarzy.
- Nic nie rozumiesz, daj mi to wyjaśnić.
- Ale ja nie chce twoich wyjaśnień. Z resztą po co tu przyszedłeś? Z nim- powiedziałam skanując wzrokiem jego kolegę. Chłopak był przystojny, wysoki, dobrze umięśniony a na dodatek miał w nosie kolczyk. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć jednak nie zrobił tego, bo przerwał mu Lucas.
- Jest niemową od urodzenia, więc nawet nie próbuj z nim rozmawiać. Ale porozmawiaj ze mną.
- Nie chcę z tobą gadać, czego nie rozumiesz - krzyknęłam będąc na granicy płaczu. - Gdzie byłeś przez ten cały czas?
Teraz już się nie hamowałam, pierwsza łza spłynęła mi po policzku.
Poczułam, że ktoś mnie objął. Chciałam zaprotestować, ale dawno już się z nikim nie przytulałam. I nawet jeśli przytulił mnie mój brat, do którego żywiłam urazę pozwoliłam na to.
- Przepraszam- wyszeptał.
Odsunęłam się od bruneta i otarłam łzy, musiałam się wziąć w garść. Nie mogłam być słaba.
- Fajnie było, ale ja wracam do domu- powiedziałam.
- Mieliśmy porozmawiać.
- Mówiłam, że nie mam na to ochoty.
- Chodź odwiozę cię chociaż.
- Nie, wrócę z Ethanem- powiedziałam po czym odwróciłam się i zaczęłam szukać przyjaciela.
Dostrzegłam, że blondyn stał pod wysokim drzewem i wpatrywał się we mnie.
- Co sie stało?- zapytał od razu.
- Mój brat, on tu był.
- Co ci powiedział?
-Nic istotnego, chodźmy stąd.
Chłopak kiwnął głową, otoczył mnie ramieniem i razem ruszyliśmy w stronę wyjścia. Ethan podwiózł mnie pod mój dom. Zaproponowałam, żeby wszedł razem ze mną, ale miał coś do załatwienia i odparł, że odwiedzi mnie później.
Weszłam do pustego domu i nie wiedziałam co powinnam robić. Gdy mieszkałam z ojcem większość czasu spędzałam w moim pokoju, ucząc się lub płacząc tak żeby nie widział. Teraz jednak byłam tu sama i nie musiałam się przed nikim ukrywać, nie miałam też żadnej nauki, bo wczoraj rozpoczęłam wakacje.
Postanowiłam się zrelaksować, włączyłam głośną muzykę i przyszykowałam sobie gorącą kąpiel.
W wannie spędziłam prawie godzinę, ale gdy zobaczyłam zmarszczki na mojej skórze postanowiłam z niej wyjść. Dokładnie wytarłam się puszystym ręcznikiem i przebrałam w świeże ubrania. Dzisiejsza pogoda była naprawdę ładna, dlatego wybrałam biały t-shirt i jeansowe spodenki, wszystko dopełniłam srebrną biżuterią.
Miałam ochotę coś ugotować z tym pomysłem weszłam do kuchni, gdzie odnalazłam stare książki kucharskie mojej mamy. Wertowałam kartki aż w końcu natknęłam się na odpowiedni przepis, był to przepis na moje ulubione malinowe bułeczki. Wyciągnęłam wszystkie potrzebne składniki i zaczęłam je ze sobą mieszać.
Mieszałam maliny z cukrem kołysząc się przy tym w rytm piosenki Rihanny, w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Przestraszona podskoczyłam a przez to malinowa masa, która trzymałam spadła na ziemię.
- Kurwa - zaklnęłam.- Już idę, chwila- krzyknęłam w stronę drzwi słysząc nieustanne stukanie. Ściszyłam muzykę i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je i napotkałam tam szeryfa.
- Witaj Maddison.
- Dzień dobry, co pana sprowadza?
- Na początku chciałbym Ci złożyć moje najszczersze kondolencje.
- Tak dziękuję, straszna strata- powiedziałam w taki sposób, że mężczyzna nie rozpoznał sarkazmu.
- Przyszedłem tu, bo jak dobrze wiesz byłem przyjacielem twojego ojca i mam dla ciebie dwie wiadomości. Pierwsza jest taka, że niestety nie znaleźliśmy jeszcze zabójcy twojego ojca, ale robimy co możemy. Druga wiadomość jest dla ciebie mniej przyjemna.
- W takim razie słucham.
- Masz siedemnaście lat, twoi rodzice nie żyją, a ty nie możesz mieszkać sama. Niestety w tym przypadku powinnaś trafić do rodziny zastępczej, poinformowałem cię o tym od razu jak się dowiedziałem.
- To chyba jakiś żart - parsknęłam. - Nie pójdę do żadnej rodziny zastępczej, mam siedemnaście lat, jestem prawie dorosła i dam sobie sama radę.
- Przykro mi dziecko, na szczęście jest jeszcze jedno rozwiązanie.
- Jakie?
- Twój brat musiałby się tobą zająć i napisać orzeczenie, że bierze za ciebie odpowiedzialność.
- Jeszcze lepiej, nie jestem dzieckiem.
- Takie jest prawo - powiedział mężczyzna po czym pożegnał się i poszedł. Zamknęłam z hukiem drzwi i wróciłam do gotowania.
Ciągle myślałam o rozmowie z szeryfem, nie chciałam trafić do rodziny zastępczej, ale też nie wyobrażałam sobie mieszkać z bratem. Musiałam podjąć decyzję.
Wstawiając do piekarnika blachę z bułeczkami, już wiedziałam co muszę zrobić. Wyciągnęłam telefon i ustawiłam minutnik na określony czas, następnie weszłam w kontakty i zestresowana wybrałam odpowiedni numer.
Pierwszy sygnał. Nic. Następny. Również cisza. Kilka kolejnych. Też nic.
Miałam się już rozłączyć, ale w ostatnim momencie ktoś odebrał.
- Hej Lucas, mam taką sprawę to naprawdę ważne -zaczęłam.
- Lucas ktoś do ciebie! - usłyszałam damski krzyk w słuchawce.
- Molly nie mam czasu poprostu się rozłącz- usłyszałam w tle mojego brata.
- Ale dzwoni jakaś Madds, tak przynajmniej masz ją zapisaną. Mówi, że to ważne - odpowiedziała mu dziewczyna.
Przez chwilę w słuchawce słyszałam jakiś szelest, ale po chwili przy telefonie znalazł się Lucas.
- Co jest młoda?
- Lucas musisz przyjechać do domu.
- Coś się stało? Zaraz będę.
- Przyszedł tu szeryf i po prostu tu przyjedź. Powiem ci jak przyjedziesz.
- Będę za dziesięć minut - powiedział i rozłączył się.
Faktycznie minęło dziesięć minut i usłyszałam że ktoś wchodzi do domu. W przedpokoju stał Lucas, miał na sobie czarne dresy i biały brudny podkoszulek.
- Przyjechałem prosto z warsztatu więc nie patrz tak na mnie - powiedział jakby czuł na sobie mój oceniający wzrok.
- Z warsztatu? A więc tym się zajmujesz?
- Powiedzmy, możesz mi powiedzieć co się stało?
- Był tu Hudson i zaczął gadać, że trafię do rodziny zastępczej jeśli nie weźmiesz opieki nade mną.  Naprawdę nie chcę mieszkać z jakimiś ludźmi. Boję się tego Lucas.
- Wiem.
- Ale jak to wiesz?
- Trzy dni temu był u mnie i przedstawił mi sytuację, chciałem Ci dzisiaj o tym powiedzieć, ale mi nie pozwoliłaś. Mam dla ciebie też pewną propozycję.
- Jaką?
- Zamieszkaj ze mną. Napiszę wniosek do sądu, że biorę za ciebie odpowiedzialność, przeprowadzisz się do mnie więc będę miał cię na oku. Mam też swoje życie i chcę żebyś ty też miała swoje, dlatego nie będę ci stawiał zbyt wielu zakazów. Jesteś dla mnie ważna i chciałbym mieć z tobą taką relację jak kiedyś, może wspólne mieszkanie znowu nas do siebie zbliży. Co ty na to Madds?
- Nie wiem co powiedzieć, nie jestem pewna czy to dobry pomysł. A nie mogę mieszkać tutaj?
- Będę sprawował nad tobą opiekę i chciałbym mieć cię blisko, poza tym nie sądzisz, że zbyt wiele już tu wycierpiałaś?
- Masz rację.
To był czas na nowy etap w moim życiu.
- Kiedy mam się przeprowadzić?
-  W poniedziałek.
- Co? To za dwa dni!
- Tak, dlatego masz cały weekend, żeby się spakować. Poza tym ten dom nie idzie na sprzedaż więc zawsze możesz tu wrócić po swoje rzeczy.
- Czekaj ty też czujesz spaleniznę? - dodał po chwili.
- Ja pierdole - krzyknęłam i jak poparzona wyskoczyłam z fotela i ruszyłam do kuchni.
Tak jak się spodziewałam z moich bułeczek został sam węgiel.
- No ładnie, niestety obowiązki wzywają więc cię zostawiam. Wpadnę jutro, bo musimy porozmawiać, a ty do tego momentu nie spal chaty - krzyknął Lucas kierując się do wyjścia.

Our First Turn #1RideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz