Rozdział 6

48 13 0
                                    

Dwa dni odkąd zapytałam taty o wyjazd minęły mi błyskawicznie, nim się zdążyłam obejrzeć to już siedziałam w samolocie. Rzadko miewałam okazję latać samolotem, a widoki za każdym razem były fantastyczne. Lubiłam wtedy używać mojej wyobraźni i wymyślałam sobie jakieś ciekawe historie. Tak też również było i tym razem.
Dobrze, że siedziałam przy oknie. Koło mnie siedział Vincent, za nami byli chłopcy a pare siedzeń dalej przed nami siedział tato i Evelyn. Taki układ mi pasował, w sumie to cieszyłam się, że siedzę koło Vincenta.
Tak samo szybko minął mi pierwszy lot, tak naprawdę to większość czasu przegadałam z Vincentem, więc nie było jakoś nudno przez te pare godzin.
Zanim dotarliśmy na miejsce to mieliśmy z trzy przesiadki. Podczas samego lotu mało spałam i gdy w końcu wylądowaliśmy na lotnisku w Korei to ja przysypiałam, gdyż byłam zmęczona. Po opuszczeniu lotniska uderzył mnie zupełnie inny klimat, było duszno, mimo iż była 2 w nocy. Była jesień a ja czułam się jakby było lato..
Nawet nie zdążyłam zorientować się co i jak gdyż przed nami stanęła taksówka, nawet dwie i mężczyźni wysiedli z samochodów aby zabrać od nas walizki i włożyć je do bagażnika. Nie zauważyłam żeby ojciec coś do nich mówił, czyli chyba wiedzieli gdzie mają jechać.. No w sumie to by było logiczne.
Usiadłam z chłopakami i Evelyn do jednej taksówki a ojciec z Vincentem wsiedli do drugiej i pojechaliśmy.
Tak naprawdę szybko się rozbudziłam gdy wjechaliśmy do miasta. Z zaciekawieniem patrzyłam na tabliczki z koreańskimi napisami albo zamknięte stragany, bo o dziwo w takim luksusowym i nowoczesnym mieście takie można było spotkać. W większości budynków było zapalone światło, lecz nie widziałam tam ani jednej żywej duszy. Ruch na ulicy bywał różny ale na ogół nie było jakoś dużo samochodów więc w miarę szybko dojechaliśmy do naszego hotelu. Szczerze mówiąc to widok tego hotelu zaparł mi dech w piersi. To było po prostu wow..
Przez długą chwilę stałam z otwartą buzią i wpatrywałam się w budynek. Że też koreańczycy mieli takie zdolności aby tak pięknie zaprojektować to cudo.
W międzyczasie rozejrzałam się wokoło i zauważyłam piękne drzewka, fontanne oraz pare kamiennych figur.
Ktoś w pewnym momencie dotknął mojego ramienia a ja momentalnie odwróciłam głowę w tamtą stronę. Na szczęście był to tylko Vincent.
Zachichotał co wzbudziło we mnie zdziwienie.

– Co? Mam coś na twarzy? - Zaczęłam dotykać swojej twarzy w obawie, że faktycznie coś tam jest.

– Niee, no co ty – Złapał moją ręke i po chwili ją puścił.

– Po prostu zabawnie wyglądałaś, taka zapatrzona, jak kilkuletnie dziecko.

Wzruszyłam lekko ramionami.

– No i co z tego?

Uśmiechnął się już nic nie mówiąc, odwróciłam się w stronę wejścia do budynku i szybko ruszyłam za nimi. Vincent poszedł za mną, po chwili staneliśmy koło nich.
Patrzyłam na tate, który rozmawiał z recepcjonistką, zerknęłam na nią. Na oko dałabym jej dwadzieścia pare lat, miała na twarzy lekki makijaż, włosy były spięte w kok, a jej ubranie było takie eleganckie. Po chwili tato skinął głową w stronę recepcjonistki i ruszył w stronę windy a my za nim. Nasze bagaże zostały tam, koło stanowiska pracy tej recepcjonistki. Jako pierwsza szybko dobiegłam do windy i wcisnęłam przycisk, po chwili usłyszeliśmy nadjeżdżającą windę. Gdy drzwi rozsunęły się na dwie strony to również jako pierwsza weszłam i rozejrzałam się. Zdaje się, że na spokojnie zmieściłoby się tu z 20 osób jak nie więcej, było tu dużo miejsca jak i było tak przytulnie. Podłoga była przezroczysta, czego w sumie nie zauważyłam wchodząc tutaj. Przełknęłam ślinę przypominając sobie te filmy, w których taka przezroczysta podłoga się rozpadała pod naciskiem ludzi. Nagle obleciał mnie strach, niby super, bo takie windy są mega ciekawe ale jednak to jest straszne.. Wtuliłam głowę w pierwsze, lepsze ramie jakie miałam pod ręką, nie zwracając uwagi do kogo właśnie się przytuliłam.

Gdyby to było takie proste...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz