Rozdział 7

123 14 2
                                    

Przemierzałam ulice piekła, aż w końcu  dotarłam pod budynek V-Tower. Było już popołudnie, gdyż przedtem szwędałam się po sklepach, zabijając czas.

Otworzyłam wielkie, szklane drzwi i weszłam do środka. Wewnątrz panowała cisza i spokój. Gdzieniegdzie krzątali się pojedyńczy pracownicy, którzy zerkając na mnie, wracali do swoich aktywności. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu drzwi do gabinetu Voxa, kiedy z tyłu usłyszałam męski głos:

- Zgubiłaś się?

Odwróciłam się w stronę wysokiego mężczyzny, który palił papierosa. Zdziwiłam się trochę, że robił to w środku budynku, a nie na zewnątrz.

- Szukam Voxa, zna go Pan?

- Oczywiście, że znam - zaciągnął się dymem papierowosowym - A z kim mam do czynienia? -  Przekrzywił głowę udając zaciekawionego.

- Nazywam się Natalie i muszę z nim pilnie pomówić. Czy mógłbyś mi pokazać, gdzie znajduje się jego gabinet? - Zaczynałam się stresować, na co wskazywało moje skubanie skórek przy paznokciach. 

- Czyżby onieśmielała Cię moja obecność? - Uśmiechnął się, najwyraźniej zauważając, jak jego towarzystwo na mnie działało - Uwierz mi potrafię odebrać mowę - Chwycił mnie za rękę, odsłaniając nagą skórę, którą następnie polizał - I potrafię też sprawić, żebyś dla mnie krzyczała. 

Wzdrygnęłam się z obrzydzenia na jego gest, jednak nie mogłam wyrwać się z uścisku.

- Puść mnie! - podniosłam głos w nadziei, że ktoś zareaguje i mi pomoże.

Myliłam się. To było jego terytorium, dlatego mógł robić na nim co chciał. Mógł robić ze mną co chciał. Zrozumiałam to, kiedy ludzie odwracali wzrok, udając że nie widzą zaistniałej sytuacji.

- Przestań robić problemy, Słonko -zaczął głaskać mój polik a następnie złapał mnie za szyję, pozbawiając tchu - zrobię z Ciebie gwiazdę- szeptał mi do ucha- i uczynię Cię moją własnością - przygryzł dolną wargę, napierając swoim torsem na moje ciało.

W oczach zbierały mi się łzy. Czułam obrzydzenie. Cholerne obrzydzenie. Mogłam tu nie przychodzić... a teraz? Strach pomyśleć, co ze mną zrobi.

- Puść ją, Valentino.

Uniosłam zaszklone oczy. Wpierw nie mogłam rozpoznać do kogo należał  głos, jednak kiedy uścisk na moim gardle zelżał, przetarłam oczy i zobaczyłam Voxa. Powalił tamtego na ziemię i przyszpilił go do podłogi, wytrącając niedopałek papierosa z ręki:

- Odpierdol się od niej Val i zajmij się  swoimi dziwkami.

Valentino tylko się zaśmiał, a kiedy Vox z niego zszedł, otrzepał się z kurzu i posłał mu szyderczy uśmiech.

- Masz szczęście, że nie mam nastroju do bicia. Za to chętnie bym kogoś przeleciał - spojrzał na mnie, a ja objęłam się rękoma i zrobiłam krok w tył.

Vox podszedł do mnie i łapiąc za ramię poprowadził do swojego gabinetu. Kiedy zamknął drzwi, spojrzał na mnie współczującym wzrokiem i podał mi chusteczkę, którą miał w kieszeni.

Podziękowałam i wytarłam swoją obślinioną rękę.

- Przykro mi, że musiałaś trafić akurat na niego. Z reguły nie jest taki natarczywy, więc musiało go coś wkurzyć.

- Czemu się z nim zadajesz? - zapytałam, nadal będąc w szoku po tym jak mnie potraktował.

- Jest jednym z włodarzy, chcąc nie chcąc muszę go tolerować. Czasami jest przydatny, dlatego wolę go mieć przy sobie. A poza tym lepiej mieć więcej przyjaciół niż wrogów, prawda?

Pokiwałam głową.

- Skoro tu przyszłaś, to pewnie masz dla mnie jakieś informacje, nie mylę się?

Opowiedziałam mu po krótce wydarzenia z wczorajszej nocy. Słuchał mnie zamyślony, co jakiś czas odwracając głowę w kierunku okna, jakby się nad czymś zastanawiał.

-  Czy coś Ci się stało? - zapytał kiedy skończyłam mówić.

- Co? - myślałam że się przesłyszałam.

- Pytam, czy coś Ci się stało, kiedy tamten facet was zaatakował.

On się o mnie martwił? Coś tu było grubo nie tak.

- Nie patrz tak na mnie. Jesteś moją wtyczką, muszę zadbać o Twoje bezpieczeństwo.

Odchrząknęłam.

- To tylko parę zadrapań, nic wielkiego.

Zmrużył oczy, przyglądając mi się.

- A jak skrzydło?

- Już się zagoiło - odpowiedziałam, ucinając rozmowę.

Siedzieliśmy w ciszy i kiedy już miałam wychodzić chłopak się odezwał:

- Umiesz grać w karty?
Nie spodziewałam się takiego pytania, dlatego posłałam mu pytające spojrzenie.

- Serio pytam - zaśmiał się na mój zdziwiony wyraz twarzy - może zagramy partyjkę?

Nie byłam przekonana co do tego pomysłu, gdyż nie planowałam zostawać tu tak długo. Dochodziła 17, a ja powinnam być już dawno w hotelu. Jednakże propozycja gry wydawała mi się kusząca, z uwagi na to że byłam w to całkiem niezła.

- Pewnie - odpowiedziałam.

_______

Dzieeeekuję bardzo za cierpliwość w oczekiwaniu na ten rozdział 🥲🙏Na początku miałam lekki zastój i kompletnie zero chęci do pisania, ale cóż, coś wycisnęłam z siebie:)

Do następnego!💕

W odmęty piekła - Hazbin Hotel WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz