1

11.3K 738 59
                                    

~h
Jedna z moich piosenek została właśnie skończona, więc z dumą zamykam notes i odkładam go na szafkę nocną, tuż obok białej ramki z naszym wspólnym zdjęciem. 
Wzdycham głęboko i rzucam długopis gdzieś na ziemię, nie przejmując się tak błahą rzeczą. Słyszę potężne kroki, które zwiastują, że nadchodzi Becky. Nie myliłem się, bo po chwili drzwi otwierają się, a dziewczyna wchodzi do środka.
- Możesz już iść? - pyta surowo, mierząc mnie wzrokiem, a ja kiwam głową i wstaję z łóżka, dając jej pełną swobodę - Zostawiłam Ci koc na kanapie.
- Dzięki - szepczę i wychodzę z sypialni, zostawiając ją samą.
Przez kilka miesięcy czekam tylko na dzień jej porodu, by na 100% dowiedzieć się czy rzeczywiście jestem ojcem dziecka, które nosi pod sercem. Przyzwyczaiłem się do tej kobiety i gdybym naprawdę okazał się być ojcem - nie zostawiłbym jej. Dość w życiu namieszałem i zepsułem i nie mógłbym porzucić niczemu niewinnego dziecka. Nie zniszczyłbym mu życia.
Ostatni raz spoglądam na wyświetlacz telefonu, by sprawdzić czy nie dostałem nowej wiadomości i kładę się na kanapę. Śpię na niej od wielu miesięcy i muszę stwierdzić, że jest kurewsko niewygodna. 
Wzdycham głęboko i wkładam dłoń pod poduszkę, zasypiając.

Rano budzą mnie krzyki Becky, która stoi nade mną i potrząsa moim ramieniem jakbym był jakąś rzeczą. Może faktycznie nią jestem.
- Wstawaj, do cholery i zrób mi coś do jedzenia - warczy, gdy otwieram oczy i spoglądam na nią błagająco.
- Becky, mam do pracy za pół godziny, daj mi spokój - mamroczę, przekręcając się na drugi bok, jednak ona nie ustępuje i uderza mnie w twarz. 
Nie zrobiła tego..
Jak poparzony wstaję z kanapy i mierzę ją surowym wzrokiem.
- Pieprz się - mówię niemo, gdy z grymasem na twarzy idę do kuchni zrobić jej pieprzone śniadanie.

Wkładam na stopy czarne buty i sięgając po kurtkę, wychodzę z domu, uprzedzając wcześniej Becky, która przy okazji mówi mi, żebym kupił jej jakieś słodycze.
Spoglądam w telefon i wchodzę w kalendarz, by upewnić się, że na pewno nie zapomniałem.
10 kwiecień. Dokładnie za dwa miesiące są 21 urodziny Lily.
Powstrzymuję się przed rozbeczeniem na środku ulicy i przyspieszam kroku. Po kilku minutach znajduję się pod biurem, w którym podjąłem pracę jakieś 5 miesięcy temu, by móc harować na Becky. Jej zachcianki nie są tanie i Bóg wie ile jeszcze to potrwa.
- Cześć, Harold - uśmiecha się Mike i macha mi na powitanie, a ja odwzajemniam gest i bez słowa otwieram drzwi do swojego biura.
Przekraczam próg i zauważam kogoś, siedzącego na moim obrotowym krześle, przy biurku.
- Umm? - podchodzę bliżej i dokładnie przyglądam się twarzy nieznajomego, gdy obraca się na krześle twarzą do mnie - Co Ty tutaj, kurwa, robisz? - syczę, gdy widzę Brian'a - Jak mogłeś wejść do mojego biura?!
Mężczyzna niespokojnie wstaje i pociera dłonią kark, opierając się biodrem o biurko.
- Harry, dobrze wiesz czego chcę - zaczyna, ale przerywam mu i uderzam dłonią w blat.
- Nie waż się kończyć tego zdania, Brian - syczę - Daj mi w końcu spokój.
- Mogę pomóc Ci odzyskać Lily.

____________________________________________________________
witam w 1 rozdziale :) z chęcią przeczytam Wasze opinie na dole^^ 
pamiętajcie o votes! :) 

Finally [book three] || Harry Styles [PL]Where stories live. Discover now