Rozdział 10

26 4 0
                                    

  Opuszczam szatnie damską. Ascher na korytarzu chodzi niczym nabzdyczona bąk. Głośno kłóci się z braćmi o koszulkę. Trzyma w ręce ubranie na w-f.

- Odłożyłem wszystko na spodnie, a za chwile jej nie było. I nie rób ze mnie niedorajdy.

Na szczęście to nie mój problem. Idę na zajęcia. Po drodze mijam rozemocjonowane z podniecenia dziewczyny. Sofía i Mairi mają w rękach zwykły biały krótki rękawek, a zachowują się jakby najcenniejsze złoto trzymają. Podobny nosi Ascher na w-f. Nie podoba mi się przebieg moich myśli. Na pewno to czysty zbieg okoliczności. Idę dalej. Dzwoni do mnie Erich na schodach.

- Czy widziałaś fanklub.

- Tak, a co?

- Trojaczki zgubiły koszulkę na w-f. Zaraz rozpędzą burze. Stwierdzam o możliwości maczaniu palców przez fanklub w tym.

- Jest szans że to nie Ashera krótki rękawek w ich rękach.

- Nie. Bierz ją zanim zginie na zawsze.

- Dlaczego ja im mam ratować tyłek i narażać się.

- Proszę, Sheili obiecała ojcu pilnowanie Mairi. Aby nie wpakowała się w kolejne kłopoty. Ona się załamie. Znów nie dotrzymała słowa.-

- Daj sekundę. - Wzdycham i ruszam z powrotem. Rozglądam się. - Zwiały. - Po czym rozłączam się.

I dzwoni dzwonek na lekcje. Jednak dopadnę Sofía w klasie. Oby wszystko poszło jak składka. Oczywiście dziewczyna już siedzi na swoim miejscu, jednak większość klasy jeszcze nie dotarła. Podchodzę do niej.

- Czy zabrałaś koszulkę Aschera na w-f?-Pytam najdelikatniej jak umiem.

- A po co miałabym zabierać spoconą koszulkę komukolwiek. To jest obrzydliwe.

- Widziałam jak ją trzymałaś w ręce wraz z Mairi biały krótki rękawek.

- Nie to koszulka z autografem. Zmień informatora lepiej.

- Chcesz mieć przez skrawek materiału kłopoty. Asher jest wściekły.

- Ja nawet przy Tobie ją zamawiałam.- Delikatnie czerwienieje. Powinnam najpierw pomyśleć.- Ale niech ci będzie niedowiarku. Masz szczęście, że jej nie odniosłam do szafki. Popatrz a ja czekam na przeprosiny.

Grzebie w torebce i wyciąga koszulkę i mi ją podaje. Wyciera rękę o własne spodnie z obrzydzeniem. Materiał jest nie przyjemnie wilgotny. Coś metalicznego wymyka mi się z rąk i upadł na ziemię z brzękiem. To srebrny gwizdek, który podnosi dziewczyna. Marszczy brwi. Oglądam krótki rękawek ale nie widzę autografu. Chyba że jest niewidzialny. Sofía nagle mi wyrywa koszulkę i sama nerwowo przegląda ją z każdej strony.

- Nie rozumiem, był tu. Jeszcze jak na słonia jest ta koszulka.

- Czyj jest gwizdek?

- Nie wiem. Ale idąc tokiem twojego oskarżenia to trojaczków.-Mówi z niepewnie. - Wsumie by się zgadzało dużo osób z osady ma gwizdki.

- Nie osądzam Cię, ale wypada oddać to właścicielowi.

- Kto ci o tym powiedział Erich.

Biorę ją od dziewczyny, składam. Przy okazji dochodzi do mnie woń psa Pani Smith. To wredne stworzenie identycznie śmierdziało jak ten krótki rękawek. I daje na ławkę Ashera. Sofía idzie w ślad za mną ląduje tam także gwizdek. Czuje jak mam palce mokre od potu, co gorsze nie mojego.

- Uwierz mi. To nie ja. Dlaczego miałabym okradać tych biedaków. Przecież stać mnie na ciuchy i gwizdek.

- Biedaków?

RÓŻAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz