Rozdział 14

20 2 0
                                    

 Z tyłu głowy czuję tępy ból. Otwieram oczy. Leżę na podłodze. Z przejęciem patrzą na mnie rodziną.

- Wszystko w porządku.

- Tak.-Pocieram obolałe miejsce.

Tata pomaga mi ostrożnie wstać i przejść do salonu. Mama patrzy karcącym wzrokiem na młodszą córkę.

- Nasturcja ile ja ci razy mam powtarzać nie traktuj siostry jak wieszak. Piórkiem to ty nie jesteś.

- Ej no!- Szybko jednak pokornieje pod wpływem matczynego wzroku.- Nie chciałam źle. Tylko się przywitać. Stała o własnych nogach.

- Więc musiałaś ją sprowadzić do parteru.

- Przytulałam ją tylko.

- Nokautując.

- Przepraszam.-Patrzy na mamę skruszona.

- Mnie? Ty siostrę lepiej przeproś.

- Kolczatko ty moja, wybaczysz mi.

- Tak.-Od razu siada koło mnie.-Co robimy.

- Nie wiem.

Opowiada z przejęciem tata. Nagle wydaje się jakby przybyło mu ze dwadzieścia lat. Pociera ręką kark w zamyśleniu.

- Rodzina Davis, Alexander prawdopodobnie też mają nadprzyrodzone zdolności. Jak zapewne cała osada.

- Czym są?

- Wilkołakami trojaczki na pewno. Connor wiedział kim jestem jak tu przyszedł. Deklarował, że mi może pomóc.

- Kiedy?-Pyta z nutką złości tata.

- Jak mnie chciałeś mu dać.

- A to przebiegła istota. Dlatego tak dobrze z nami żyje. Musiał wiedzieć od samego początku.

- Wyprowadzamy się.-Siostra pyta z nadzieją.

- Jeszcze nie. Trzeba zaznajomić się z przemianą w wilka Róży i poznać najistotniejsze rzeczy. Oczywiście wszystko w miarę bezpiecznie. Nie znamy ich zamiarów.

Zapada długa cisza,  którą wreszcie kończy mama. 

- Chodźmy zjeść. Rano o tym porozmawiamy, musimy się przespać z tym wszystkim.

Kolacja jest milcząca. Rodzice dziwnie obco na siebie spoglądają. Słowa dostawiają w swoich myślach. Co jest nie do pomyślenia, a jednak teraz się realizuje. Nawet sztućce bezszelestnie napotykają talerze. Każdy ruch przemyślany. Powietrze z sekundy na sekundę gęstnieje.

- Jestem strasznie zmęczona. Dobranoc.-Ledwo mówię.

- Dobranoc kwiatuszku. Wyśpij się strasznie mizernie wyglądasz.

Odstawiam talerz do zlewu i uciekam zanim powietrze nie stanie się kamieniem.


Nawet nie muszę oczu otwierać by wiedzieć, że w moim łóżku leży intruz. Który najzwyczajniej w świecie nie zdaje sobie sprawy z obecności właściciela. Podłoga skrzypi na korytarzu. Mama wstała. Wychodzę jej na spotkanie.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry. Wszystko w porządku.

 - Tak.

- Na pewno, źle wyglądasz.-Potakuje.

 Po wejściu do kuchni mama nawet nie spogląda na siedzącego tam tatę. Który szykuje śniadanie.

RÓŻAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz