◇ Epilog ◇

736 18 0
                                    

— Jeszcze raz zapukasz, to obiecuję, że nie wyjdę przez następną godzinę! — rzucam w stronę drzwi.

Odwracam się z powrotem w stronę lusterka i upewniam się, że kreski są równe, albo że przynajmniej zbytnio się od siebie nie różnią. Wzdycham z ulgą, ale nie na długo.

— Mamy trzydzieści minut do rozpoczęcia. Jak nie wyjdziesz za pięć, to sam cię stamtąd wyciągnę.

Prycham. Nie potrzebuję żadnych zachęt czy gróźb; i tak jestem już wystarczająco poddenerwowana.

— Już kończę! I wiem, że nie masz wystarczająco odwagi, żeby wejść!

Słyszę, jak ciągnie za klamkę. Uśmiecham się pod nosem, pewna tego, że zakluczenie drzwi będzie dla niego wystarczającą przeszkodą, o ile nie uzna, że ich wyważenie nie jest wcale takim złym pomysłem.

Ostatni raz przeglądam się w lustrze i uśmiecham się do swojego odbicia. Chociaż w głębi duszy wcale nie czuję się tak odważnie jak mój makijaż, postanawiam nie dać tego po sobie zobaczyć.

Wstaję i podchodzę do drzwi. Przekręcam zamek i je otwieram, mierząc się z Sethem na spojrzenia.

— Słucham pana — mówię, patrząc na niego tak, jakbym otwierała nieznajomemu drzwi mieszkania. — Ma pan do mnie jakąś sprawę?

— Nie możesz się wiecznie na mnie złościć — odpowiada, skupiając spojrzenie na moim golfie przysłaniającym szyję. — Już cię przestało boleć, prawda?

Marszczę brwi. Oczywiście, że już nie boli, ale nie dam mu tej satysfakcji. Niech cierpi.

— A skąd możesz wiedzieć? Ugryzł cię kiedyś w szyję wilkołak? Miałeś ślady zębów na karku i leciała mi krew?

Nie przerywam kontaktu wzrokowego. Seth wymięka jako pierwszy i odwraca spojrzenie.

— Trochę za bardzo... się podekscytowałem — mamrocze. — Ale to było dwa dni temu, nie powinno cię już boleć. A jeśli boli, możemy pojechać do szpitala.

Odczekuję kilka sekund, po czym wzdycham. Teraz to zaczynam żałować swojego focha.

— Już nie boli. I masz szczęście, że do zakończenia parowania oznacza się tylko raz, bo drugi już bym ci nie pozwoliła.

Mężczyzna unosi kąciki ust. Mam jednak wrażenie, że powstrzymuje się przed szerokim uśmiechem.

— Skoro jeszcze widać ugryzienie, to może odsłonisz szyję? — Unoszę brwi, a Seth od razu tłumaczy: — Wtedy wszyscy nie tylko poczują, ale i zobaczą, że skończyliśmy parowanie.

Kręcę głową z poddenerwowaniem.

— Nie każ mi się teraz przebierać. I tak wybierałam ten outfit godzinę i zrobiłam pod niego makijaż.

Seth jeszcze raz lustruje mnie wzrokiem. Pewnie dziwi się, że zamiast eleganckiej sukienki ubrałam dżinsy i golf. Na pewno sądził, że będę tak zdenerwowana jak za pierwszym razem, i że postawię sobie za cel nienaganny, a nie casualowy wygląd.

Nie mam też zamiaru przyznawać się, że przeceniłam swoją nową dietę i nie schudłam na tyle, by zmieścić się w sukienkę, którą kupiłam specjalnie na tę okazję.

— Coś jeszcze? — pytam, również lustrując go wzrokiem. Gdyby ubrał garnitur, czułabym się głupio, ale na szczęście ma na sobie ubrania na co dzień.

Mężczyzna kręci głową i przepuszcza mnie w wejściu. Zerkam ostatni raz na pokój luny. Wciąż wygląda na nieco opustoszały, ale przynajmniej mam pościelone łóżko, a w szafie nie ma pustek. Pewnie pomieszczenie wyglądałoby już na pełnowymiarową sypialnię, gdybym nie uparła się, że Seth ma mi niczego nie kupować. Ponadto jeszcze tu nie mieszkam, a okazjonalnie nocuję — nawet kiedy zostaję w domu watahy, rzadko kiedy noce spędzam w swojej sypialni. Na dobrą sprawę trzymam tu jedynie ubrania.

Burza w jego oczach ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz