◇ 6 cz. 1 ◇

527 22 0
                                    

Wbrew własnym oczekiwaniom budzę się dopiero wtedy, gdy tuż przy uchu zaczyna mi dzwonić telefon. Moim pierwszym odruchem jest to, żeby jak najszybciej pozbyć się hałasu, dlatego po kilku sekundach jestem zobowiązana do wczołgania się pod łóżko, żeby wyjąć spod niego komórkę. Kiedy staję na równych nogach, dosuwam mebel tak blisko ściany, żeby opcja wślizgnięcia się pod niego telefonu już nigdy nie była możliwa.

Co zaskakujące, nie myślę o wczorajszym dniu przez prawie cały poranek. Jestem wyspana i najwyraźniej zdrowy sen pozwolił mi w końcu przestać zachowywać się jak zombie z obsesją na punkcie wilkołaków. Kiedy wybieram ubrania do szkoły, nie myślę o uwzględnieniu bluzy z kapturem, żeby w wyjątkowej sytuacji schować przed kimś swoją twarz; gdy się maluję, przez myśl przebiega mi tylko to, że nic nie umiem na odpytywanie na literaturze, a gdy na śniadanie robię sobie grzanki z dżemem, zjadam wszystko, nie zastanawiając się nad tym, czy w ogóle mam apetyt, a za plecami może mi się pojawić nadnaturalna istota łaknąca mojej krwi.

Rzadko kiedy zdarza mi się poranek idealny. I właśnie dlatego w końcu przypominam sobie o swoim niecodziennym problemie, jakim z całą pewnością nie są krzywe kreski.

Gdy pakuję do torby kilka podręczników, kątem oka dostrzegam na szafce nocnej naszyjnik. Od razu w gardle rośnie mi ogromna gula. Nie mam pojęcia, dlaczego nie chowam go po prostu do szuflady ze skarpetkami, jak to robią niektóre nastolatki z papierosami. Zamiast tego najodpowiedniejszym miejscem do ukrycia go wydaje mi się coś zupełnie oczywistego — unoszę biżuterię na wysokość oczu i przez chwilę przypatruję się odbijającej się w porannych promieniach zawieszce w kształcie słońca. Następnie zawieszam prezent od Setha na szyi i chowam go pod bluzką.

Jeśli spotkam dzisiaj tego świra, to natychmiast oddam mu naszyjnik i powiem, żeby się odwalił.

Nie obraziłabym się, gdyby przy okazji nie postanowił mnie zabić.

◇◇◇

Niektórzy ludzie mają naprawdę dziwne talenty — swędząca ręka u jednego przewiduje deszcz, a drugi potrafi ułożyć kostkę Rubika szybciej, niż nadążają za tym oczy obserwującego. Lauren za to ma niebywały talent do chorowania akurat wtedy, gdy jest gorąco, o czym dowiaduję się jeszcze przed lekcjami, gdy nie spotykam jej przy szafkach. Kiedy piszę do niej przed zajęciami, otrzymuję tylko jedną wiadomość. „Umieram". I już dalej nie drążę tematu, bo nie jestem na tyle bezduszna, żeby męczyć chorą. Zresztą, pewnie ją obudziłam i jest mi za to trochę wstyd.

Lekcje bez przyjaciółki u boku, nawet jeśli i tak nie chodzimy na wszystkie zajęcia razem, dłużą mi się w nieskończoność. Jedynym plusem tego dnia jest to, że na literaturze mogę odetchnąć z ulgą, bo psorka najwyraźniej zapomniała o odpytywaniu. Nie oznacza to całkowitej ochrony, ale daje jeden dzień na przygotowanie się do odpowiedzi, za co jestem ogromnie wdzięczna temu zbiegowi wydarzeń.

Absolutnie nie cieszy mnie jednak to, co dostrzegam po wyjściu ze szkoły. Przez cały dzień było spokojnie, więc zupełnie zapomniałam o tym, co stało się wczoraj — Seth obserwował mnie zza szkolnej bramy. Wtedy była jednak przerwa, wokół mnóstwo ludzi, a u boku miałam Lauren, która w tamtym momencie nie umierała na gorączkę. Dziś jest zupełnie inaczej. Idę sama, zmierzając na autobus, podczas gdy większość osób, które kojarzę z zajęć, rusza w stronę parkingu do swoich pojazdów. Wiedziałam, że zdanie prawka mogłoby mi kiedyś uratować życie!

Nie mam się do kogo doczepić, żeby nie musieć samej przechodzić przez szkolną bramę. W pewnym momencie chcę nawet wrócić do szkoły, ale szybko sobie uświadamiam, że chwila zwłoki sprawi, że wokół będzie jeszcze mniej ludzi, a z tym czułabym się już całkiem niepewnie.

Burza w jego oczach ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz