XIII

60 7 45
                                    

- Wzięłaś ją całą dla siebie, a widziałaś jakie niebezpieczeństwo to za sobą niesie - słaby głos konającego Profesora rozbrzmiewał jej w uszach, kiedy ona patrzyła na jego już prawie nieruchomą twarz.

- Ale panie profesorze, ja chcę tylko pomagać. Wierzę, że nie popełnię błędów Izydory - klęcząc nad jego już prawie sztywnym ciałem próbowała się tłumaczyć.

Profesor tylko się na nią spojrzał i pokręcił głową z dezaprobatą.

- Próbowałaś już! Nikogo nie uratujesz! Nie uratowałaś Anne Sallow. Tak samo nie uratujesz nikogo innego! - ostatkami sił nakrzyczał na nią.

- Amadeus mi powiedział, że mi pomoże, że mnie nauczy - tłumaczyła się dalej.

- Sprowadzisz na wszystkich tylko cierpienie...

.

Dzisiejszego dnia świat wydawał wyjątkowo głośne dźwięki. Każdy, nawet najmniejszy podmuch powietrza, był tysiąc razy głośniejszy i bardziej skrzekliwy niż normalnie. Głowa jej pękała, a susza w gardle była nie do zniesienia. Ledwo podniosła głowę z łóżka to od razu musiała się wychylić poza jego ramy aby zwymiotować. Szybko rzuciła zaklęcie czyszczące i dalej położyła głowę na poduszce.

- Ostatni raz piłam - powiedziała sama do siebie i bardzo powoli wstała z łóżku, aby wypadek z przed chwili się nie powtórzył.

Podeszła do toaletki i spojrzała w lustro. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Chciała spróbować się ogarnąć, ale szum w uszach i zawroty głowy skutecznie jej to uniemożliwiały.

- Smyku! - zawołała Skrzata mając nadzieję, że jest w Pokoju.

Smyk natychmiast się pojawił w przejściu. Lucille widziała, że patrzy na nią z politowaniem, ale nic nie powiedział. Podszedł tylko do niej i pomógł jej się doprowadzić do porządku. Gdy pomógł jej upiąć włosy i przebrać się w szkolny mundurek dziewczyna wydukał z siebie tylko ciche "dziękuję".

- To nie mi Pani Lucille powinna dziękować tylko Panu Sebastianowi. Gdyby nie Pan Sebastian to Pani Lucille by pewnie wczoraj nawet nie wróciła do Pokoju - powiedział jej Smyk, a Lucille dopiero teraz zdała sobie sprawę jak duże dziury w pamięci miała jeżeli chodziło o wczorajszy wieczór.

Wstała i wyjątkowo nie przy pomocy sieci Fiuu zeszła do Wielkiej Sali. Wybrała tradycyjną drogę mając silne podejrzenia, że podróż przez zielony płomień mógłby się zakończyć "wypadkiem".

Po schodach schodziła powoli. Każdy gwałtowniejszy ruch powodował silne mdłości, a zbierający się na korytarzach uczniowie nie pomagali również w unikaniu irytujących dźwięków. Jeszcze to rażące słońce wpadające przez okna nie pomagało przy tym uporczywym bólu głowy.

"Po co ja tam idę? I tak nic przełknę." Pomyślała, ale i tak nie zawróciła. Szła dalej przed siebie bardzo niepewnym krokiem.

Gdy już się doczłapała do wrót Wielkiej Sali, przed oczami mignął jej Sebastian. Pomimo swojego silnego kaca postanowiła do niego podbiec, bo chłopak zdawał się nie słyszeć jej nawoływań.

- Sebastian, poczekaj na mnie! - krzyknęła do niego na tyle głośno, na ile miała siłę.

Szatyn zatrzymał się i zmierzył ją wzrokiem. Lucille ze Smykiem bardzo się starali, aby nie było po niej widać oznak poprzedniego wieczora, ale przed Sebastianem nic się nie dało ukryć. Zawsze czytał z niej jak z otwartej księgi.

Nie ma cienia bez światła || Sebastian Sallow × MCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz