Obgryzione skórki arbuza walały się po blacie. Pusta szklanka stała w zlewie. Nasiąknięte sokiem z owocu ręczniki papierowe leżały na płycie indukcyjnej zgniecione w kulkę.
Potarłam powieki. Nie dość, że nie wypoczęłam, bo spałam czujnie, co tłumaczyła obecność obcego chłopaka pod moim dachem, to jeszcze rano witał mnie w kuchni taki widok.
Świdrowałam wzrokiem bałagan podczas nastawiania kawiarki. Siłą umysłu powstrzymywałam się przed posprzątaniem go. Sapnęłam z oburzeniem, gdy uświadomiłam sobie, że z lodówki zniknęła moja ćwiartka arbuza. Kupiłam ją sobie wczoraj do przygotowania orzeźwiającej sałatki z fetą i orzechami, a teraz zostały po niej same ogryzki.
Nieznajomy tak po prostu się nią poczęstował, bez pytania.
Celowo hałasowałam podczas krzątania się po mieszkaniu. Liczyłam, że się obudzi. Niestety, spał jak zabity, co potwierdzało się za każdym razem, gdy mijałam jego sypialnię. On nie miał problemu z zostawieniem otwartych na oścież drzwi, dzięki czemu mogłam dostrzec, że się nie rusza – tylko leży na łóżku rozwalony jak rozgwiazda.
Raz nawet z impetem trzasnęłam szafką w kuchni.
Nic.
W rezultacie w mieszkaniu czułam się na tyle niekomfortowo, że aby porozmawiać z rodzicami, a potem z Danielem, po śniadaniu udałam się na krótki spacer. Przemilczałam nocny incydent, nie było sensu ich denerwować.
Byłam zdeterminowana, żeby samodzielnie rozwiązać ten problem.
Okazja nadarzyła się na to dopiero w okolicach godziny siedemnastej. Zdążyłam zjeść obiad i przerobić cały długi rozdział w podręczniku od hiszpańskiego. Moja cierpliwość wahała się na granicy wytrzymałości.
To wtedy usłyszałam szuranie w sąsiedniej sypialni.
Tyle mi wystarczyło. Determinacja w sercu spięła moje mięśnie na twarzy. Bez dłuższej zwłoki zerwałam się z miejsca i wyszłam do przedpokoju, bardziej niż gotowa na konfrontację.
– Hej!
To moje od wejścia nacechowane agresją i pretensją przywitanie rzuciłam do jego pleców niczym ostrym nożem. Szybko tego pożałowałam, bo ugodziło go tak mocno, że chłopak się odwrócił i wtedy zobaczyłam, że był bez koszulki.
Trochę mnie ten widok wytrącił z równowagi. Mięśnie brzucha miał tak mocno wyrzeźbione, że zwracały uwagę nawet na pokrytej tatuażami skórze. Powieki mu się wciąż lepiły, ale rozbudził się, gdy przyłapał mnie na zawahaniu.
– Co jest?
Tym razem z ostrością upomniałam w myślach siebie: bym się skupiła i przeprowadziła z nim rozmowę, którą układałam sobie w głowie przez cały dzień.
– Chyba powinniśmy pogadać... prawda?
– O czym? – Uniósł brew.
Rozłożyłam dłonie.
– O twojej obecności tutaj?
Parsknął i leniwie potarł powiekę, wreszcie trzeźwiejąc.
– No dobrze, co chcesz wiedzieć o mojej obecności w moim własnym mieszkaniu?
– Chcę wiedzieć, skąd się tu wziąłeś – zirytowałam się. – Mam do tego prawo, skoro i ja tutaj mieszkam, nie uważasz?
– A, właśnie. – Pstryknął palcami. – Musisz się wyprowadzić.
Z największym luzem odwrócił się i sobie poszedł. Stawiał miękkie kroki gołymi stopami na zimnych kaflach.
Zostawił mnie w przedpokoju z rozchylonymi ustami.
CZYTASZ
Calle Roselló 310
Teen FictionNina przylatuje na wakacyjny kurs hiszpańskiego do Barcelony. Wyjazd staje się koszmarem, gdy na jej drodze staje rodzeństwo wampirów. Odkrywają, że dziewczyna nosi w sobie odpowiedzi na ich pytania i nie cofną się przed niczym, by je zdobyć.