4. Odpowiedzią jest ona

9.2K 718 525
                                    

Kolejny dzień zajęć.

Kolejny telefon od matki z pytaniem, czy mój poziom hiszpańskiego już wzrósł.

Kolejne buziaczki od Daniela.

Zgrzana od słońca, wróciłam do domu akurat, by wbić się na zgromadzenie. Milan miał prawo do organizowania takich rzeczy, zwłaszcza że mieszkanie formalnie należało do niego, jednak trzy osoby w salonie o wcale nie tak wielkich rozmiarach to już tłum.

A tym bardziej że wśród tych trzech osób obecny był sam mój niezbyt sympatyczny współlokator, jego brat Psychol oraz jakaś nieznajoma dziewczyna.

Cała trójka patrzyła na mnie jeszcze zanim przymknęłam za sobą frontowe drzwi, wyprostowałam się i uniosłam na nich wzrok. Rozbawione uśmiechy z twarzy braci znikały, ich rozwalone wygodnie na kanapie sylwetki napięły.

– Cholera – mruknął Milan.

Zza ściany wyjrzała na mnie dziewczyna, a jej gęste, jaskraworude loki się zakołysały.

– Eee... kto to? – zapytała z uniesionymi brwiami.

– Mała współlokatorka Milana – odparł cierpko Psychol.

Milan przymykał powieki.

– Ciągle o niej zapominam – szepnął.

– Mieszkasz z człowiekiem? – zdziwiła się Rudowłosa. – Coś mnie ominęło?

Uniosłam brew.

– Nie, jestem cholernym elfem.

Nikt się nie roześmiał, o co pretensji nie miałam, bo żart w istocie był bardzo słaby, tak samo, jak pytanie Rudowłosej.

Zademonstrowałam rozdrażnienie, gdy z wysoko uniesionym podbródkiem weszłam do swojego pokoju. Zostawiłam torbę z książkami z kursu obok biurka, ale zakupy już potrzebowałam wypakować w kuchni. Przeszłam zatem przez salon szybkim krokiem, żeby nie wystawiać się zebranej tu ekipie na zbyt długie, badawcze spojrzenia. To, co sama zdołałam zauważyć, to tort na stole i jakieś pojedyncze balony. Każda z trzech osób trzymała też w ręku podłużny kieliszek, w którym buzowały bąbelki.

Gdyby byli milsi, zagadnęłabym, czyje urodziny świętujemy i nawet złożyłabym życzenia jubilatowi, ale w takich okolicznościach mogli się wypchać.

Wyciągnęłam deskę do krojenia, położyłam na niej pomidora. Schyliłam się po miskę, a gdy się wyprostowałam, za mną stał Milan.

Podskoczyłam, a serce próbowałam uspokoić przyłożoną do klatki piersiowej dłonią.

– Dlaczego się tak skradasz? – fuknęłam z wyrzutem, by zamaskować to, jak mnie wystraszył.

– Nie skradam – odmruknął Milan. Czarne włosy opadały mu na twarz i podkreślały nienaturalną wręcz jasność tęczówek. – Normalnie podszedłem.

– W czymś mogę ci pomóc?

– Musisz stąd iść – powiedział.

Nadstawiłam ucha, jakbym nie dosłyszała.

– Poważnie, musisz stąd iść – powtórzył, a jego jasne oczy hipnotyzowały.

– Okej, rozumiem, że macie tu jakąś uroczystość, ale potrzebuję skorzystać z kuchni... – wymamrotałam. Z zakłopotaniem machnęłam dłonią w stronę pomidora, który czekał na wkrojenie do sałatki. – Nie będę przeszkadzać.

Milan od razu zaczął kręcić głową.

– Nie rozumiesz. Musisz się stąd wyprowadzić.

Westchnęłam.

Calle Roselló 310Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz