Oczy Marlona skanowały mnie z przenikliwością w ciszy przez kilka minut.
Jego czarne tęczówki skrywały wiele: od niezłomnej determinacji, przez intensywność, aż po zamierzchłe sekrety, choć to braki w tych ostatnich zmotywowały go wreszcie do zadania pytania:
– Co wiesz o Rosalbie de Montoyi?
Głęboki głos Marlona sprawił, że poprawiłam się na krześle, ale zaraz potem uniosłam śmiało podbródek, żeby zamaskować fakt, iż nasza rozmowa jeszcze się dobrze nie zaczęła, a ja już mogłam zaliczyć ją do top trzech najbardziej niekomfortowych doświadczeń w swoim życiu.
Siedział naprzeciwko, pochylał się lekko ku mnie, nie mrugał. W takim wydaniu to jego rytmiczne poruszanie szczęką podczas żucia gumy było jedyną rzeczą, która dodawała mu przyziemności, nawet jeśli tylko nieznacznej.
– To kobieta, która wynajęła mi mieszkanie – odpowiedziałam. – Jej nazwisko znam z maili i umowy. Podobno niedawno umarła.
– Margarita. – Mężczyzna bez przerywania kontaktu wzrokowego, zwrócił się do swojej siostry: – Przynieś jej komputer.
Gdzieś z boku mignęły mi płomienne włosy dziewczyny. Świadomość jej obecności uspokajała mnie, nawet jeśli aktywnie nie uczestniczyła w mojej sesji z Marlonem. Nie, żebym ufała tej obcej, dziwacznej dziewczynie, po prostu po opiece, jaką jako jedyna z rodzeństwa obdarzyła mnie wczorajszego wieczora, mój mózg utożsamiał ją z pozytywnymi uczuciami.
Zwłaszcza w kontraście z wrażeniami, jakie wzbudzał we mnie Marlon.
– Mogę? – zapytała mnie, przystanąwszy u progu mojego pokoju.
– Na litość boską – warknął Marlon. Na moment ściągnął ze mnie spojrzenie, by przywołać nim do porządku siostrę. – Po prostu tam wejdź i przynieś mi ten cholerny komputer.
– Tak, dziękuję, że pytasz – odparłam w tym samym czasie.
Nie ważne, jak znacząco bym to powiedziała, na Marlonie nie robiło to wrażenia. Skupiony, póki z nim współpracowałam, ignorował moje buntownicze miny.
– Poznałaś ją?
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
– To nieprawda – mruknął do siebie.
– Pamiętam każdą osobę, którą poznałam od czasu wylądowania w Barcelonie i żadna z nich nie przypomina kogoś, kto mógłby być waszą babcią. – Zamyśliłam się krótko. – Może z wyjątkiem pani w sekretariacie w mojej szkole językowej, ale nie sądzę, by to o nią chodziło...?
– Z Babcią jest tak, że nie będziesz jej pamiętać, jeśli nie życzyła sobie, byś ją zapamiętała – oznajmiła Margarita. Wróciła z moim laptopem, który przekazała w ręce Marlona.
– Hasło – zażądał z palcami w gotowości na klawiaturze.
– Podaj mi komputer, to wpiszę.
Marlon uniósł brwi w niedowierzaniu.
– Zdajesz sobie sprawę, że jeśli bym chciał, mógłbym je złamać?
– To sobie je łam. – Wzruszyłam ramionami. – Jest skomplikowane, więc chwilę ci to zajmie.
Ostatnio zmieniałam wszystkie swoje hasła pod naciskiem Daniela, który na studenckich imprezach poznał kolegów z politechniki i przyjął od nich kilka informatycznych rad.
Marlon zacisnął szczękę.
– Mogę też załatwić to szybciej. Zacznę cię torturo...
– Po prostu podaj jej ten komputer – wtrąciła się szybko Margarita, a nawet nachyliła się, by samej wyciągnąć mu mój sprzęt z rąk.
CZYTASZ
Calle Roselló 310
Teen FictionNina przylatuje na wakacyjny kurs hiszpańskiego do Barcelony. Wyjazd staje się koszmarem, gdy na jej drodze staje rodzeństwo wampirów. Odkrywają, że dziewczyna nosi w sobie odpowiedzi na ich pytania i nie cofną się przed niczym, by je zdobyć.