5. To ja tu rozdaję karty

10.8K 661 368
                                    

Przy myciu głowy błądziłam palcami w okolicach bolącego miejsca. Zaciskałam zęby, ale uparcie badałam opuszkami skórę ze strachem, że znajdę tam jakiegoś guza. Na szczęście w lustrze zdołałam jedynie wypatrzeć drobne zaczerwienienie wśród włosów.

To niewyjaśniona sprawa, którą nawiedzone rodzeństwo ucięło, a do której najwyraźniej powinnam wrócić, teraz gdy w samotności odkryłam, że faktycznie mam na głowie małą ranę. Skąd Margarita o niej wiedziała, skąd się wzięła?

Problem z ludźmi, u których tej odpowiedzi musiałam szukać, był taki, że w moich oczach stali się przedstawicielami najbardziej ekscentrycznych, skretyniałych i przez to również przerażających osobników. W tej sytuacji nie miałam pewności, czy nie lepiej po prostu zignorować podejrzany ból głowy i liczyć, że ustąpi na dniach, jak tylko uwolnię się od towarzystwa tych porąbańców.

Z łazienki wyszłam w dresach, by zbyt wiele obcych oczu nie zobaczyło mnie roznegliżowanej w piżamie. Do piersi przyciskałam dwie kosmetyczki, kiedy ze spuszczonym wzrokiem przemykałam przez salon.

Urodzinowa ekipa nadal w nim gościła. Trochę się po nim rozprzestrzenili odkąd zbici w grupie przestali mnie osaczać. Rozlali sobie po kolejnej porcji szampana. Milan wyglądał na zmęczonego, Margarita na zestresowaną, zaś Marlon na poirytowanego. Tym bardziej nie miałam ochoty wdawać się z nimi w dalsze dyskusje.

– Zabrałaś swoje rzeczy z łazienki?

Już myślałam, że przemknę do swojej sypialni niezaczepiona, ale Milan wypatrzył trzymane przeze mnie kosmetyczki.

Odwróciłam się do niego, a przedmioty przytknęłam ciaśniej do piersi.

Potrzebowałam odchrząknąć, by znaleźć w sobie odwagę do odezwania się.

– Jak już mówiłam, zaczynam się pakować – odparłam. – Jutro znikam.

Wszyscy na mnie patrzyli z tym samym niezrozumieniem w oczach.

– Przed chwilą ustaliliśmy, że na razie możesz tu zostać – przypomniał mi Milan.

– Tak i korzystam z waszej łaski – odpowiedziałam z przekąsem. – Na tę noc. Jutro zaś wrócę po zajęciach i będę już spakowana, więc tylko zabiorę walizki...

Marlon wstał.

Zrobił to w typowy dla siebie, gwałtowny sposób tak, że przerwałam i kosmetyczki przytuliłam do siebie jeszcze mocniej. W drodze do mnie odłożył podłużny kieliszek z alkoholem z cichym stukotem na stół. Przy nim siedziała Margarita i aż się wyprostowała. Z przygryzioną z nerwów wiśniową wargą wiodła spojrzeniem za bratem.

– Nie zrozumiałaś, więc ci wytłumaczę, póki jeszcze mam cierpliwość – zaczął, a kroki, które stawiał w moją stronę, były twarde, krótkie i zdecydowane.

Mimowolnie się cofnęłam, bo z poprzednich doświadczeń pamiętałam o porywczości Psychola. Jego rodzeństwo z jakiegoś powodu nie zdawało się wchodzić mu zbytnio w drogę, co tylko jeszcze gorzej o nim świadczyło.

– Zostaniesz w tym mieszkaniu, dopóki nie pozwolę ci go opuścić.

W każdym momencie rozmowy z nawiedzonym rodzeństwem czułam się zagrożona, ale słowa Marlona z chwili na chwilę robiły się coraz bardziej bezpośrednie i złowrogie.

Dreszcz przeszedł przez mój kręgosłup po raz już kolejny tego wieczora. Zaciskałam palce na silikonowym materiale kosmetyczek, jak gdyby były moją tarczą.

– Nie wiem, w jakiej rzeczywistości żyjesz, jeśli uważasz, że masz prawo przetrzymywać mnie w mieszkaniu wbrew mojej woli, ale musisz zejść na ziemię i zrozumieć, iż ja mam swoje życie i szczerze nie obchodzi mnie tajemnica, którą wasza babcia zabrała do grobu.

Calle Roselló 310Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz