Przy myciu głowy błądziłam palcami w okolicach bolącego miejsca. Zaciskałam zęby, ale uparcie badałam opuszkami skórę ze strachem, że znajdę tam jakiegoś guza. Na szczęście w lustrze zdołałam jedynie wypatrzeć drobne zaczerwienienie wśród włosów.
To niewyjaśniona sprawa, którą nawiedzone rodzeństwo ucięło, a do której najwyraźniej powinnam wrócić, teraz gdy w samotności odkryłam, że faktycznie mam na głowie małą ranę. Skąd Margarita o niej wiedziała, skąd się wzięła?
Problem z ludźmi, u których tej odpowiedzi musiałam szukać, był taki, że w moich oczach stali się przedstawicielami najbardziej ekscentrycznych, skretyniałych i przez to również przerażających osobników. W tej sytuacji nie miałam pewności, czy nie lepiej po prostu zignorować podejrzany ból głowy i liczyć, że ustąpi na dniach, jak tylko uwolnię się od towarzystwa tych porąbańców.
Z łazienki wyszłam w dresach, by zbyt wiele obcych oczu nie zobaczyło mnie roznegliżowanej w piżamie. Do piersi przyciskałam dwie kosmetyczki, kiedy ze spuszczonym wzrokiem przemykałam przez salon.
Urodzinowa ekipa nadal w nim gościła. Trochę się po nim rozprzestrzenili odkąd zbici w grupie przestali mnie osaczać. Rozlali sobie po kolejnej porcji szampana. Milan wyglądał na zmęczonego, Margarita na zestresowaną, zaś Marlon na poirytowanego. Tym bardziej nie miałam ochoty wdawać się z nimi w dalsze dyskusje.
– Zabrałaś swoje rzeczy z łazienki?
Już myślałam, że przemknę do swojej sypialni niezaczepiona, ale Milan wypatrzył trzymane przeze mnie kosmetyczki.
Odwróciłam się do niego, a przedmioty przytknęłam ciaśniej do piersi.
Potrzebowałam odchrząknąć, by znaleźć w sobie odwagę do odezwania się.
– Jak już mówiłam, zaczynam się pakować – odparłam. – Jutro znikam.
Wszyscy na mnie patrzyli z tym samym niezrozumieniem w oczach.
– Przed chwilą ustaliliśmy, że na razie możesz tu zostać – przypomniał mi Milan.
– Tak i korzystam z waszej łaski – odpowiedziałam z przekąsem. – Na tę noc. Jutro zaś wrócę po zajęciach i będę już spakowana, więc tylko zabiorę walizki...
Marlon wstał.
Zrobił to w typowy dla siebie, gwałtowny sposób tak, że przerwałam i kosmetyczki przytuliłam do siebie jeszcze mocniej. W drodze do mnie odłożył podłużny kieliszek z alkoholem z cichym stukotem na stół. Przy nim siedziała Margarita i aż się wyprostowała. Z przygryzioną z nerwów wiśniową wargą wiodła spojrzeniem za bratem.
– Nie zrozumiałaś, więc ci wytłumaczę, póki jeszcze mam cierpliwość – zaczął, a kroki, które stawiał w moją stronę, były twarde, krótkie i zdecydowane.
Mimowolnie się cofnęłam, bo z poprzednich doświadczeń pamiętałam o porywczości Psychola. Jego rodzeństwo z jakiegoś powodu nie zdawało się wchodzić mu zbytnio w drogę, co tylko jeszcze gorzej o nim świadczyło.
– Zostaniesz w tym mieszkaniu, dopóki nie pozwolę ci go opuścić.
W każdym momencie rozmowy z nawiedzonym rodzeństwem czułam się zagrożona, ale słowa Marlona z chwili na chwilę robiły się coraz bardziej bezpośrednie i złowrogie.
Dreszcz przeszedł przez mój kręgosłup po raz już kolejny tego wieczora. Zaciskałam palce na silikonowym materiale kosmetyczek, jak gdyby były moją tarczą.
– Nie wiem, w jakiej rzeczywistości żyjesz, jeśli uważasz, że masz prawo przetrzymywać mnie w mieszkaniu wbrew mojej woli, ale musisz zejść na ziemię i zrozumieć, iż ja mam swoje życie i szczerze nie obchodzi mnie tajemnica, którą wasza babcia zabrała do grobu.
CZYTASZ
Calle Roselló 310
Teen FictionNina przylatuje na wakacyjny kurs hiszpańskiego do Barcelony. Wyjazd staje się koszmarem, gdy na jej drodze staje rodzeństwo wampirów. Odkrywają, że dziewczyna nosi w sobie odpowiedzi na ich pytania i nie cofną się przed niczym, by je zdobyć.