Czarne auto zatrzymało się obok nas.
Marlon otworzył dla mnie drzwi na tyły jednym zwinnym, eleganckim ruchem. Zmusił mnie do przesunięcia się na środkowe siedzenie, bo wepchnął się zaraz za mną. Milan okrążył samochód i wsiadł z drugiej strony tak, że nagle znalazłam się wciśnięta między tymi dwoma rosłymi mężczyznami.
Czułam się stłamszona, mimo że wnętrze pojazdu było przestronne i luksusowe: skórzane siedzenia, otwarty szyberdach, który przepuszczał łunę księżyca prosto z ciemnego nieba i cicho mruczący silnik.
Kierowca respektował prywatność swoich pasażerów; ani razu nawet nie zerknął na nas w lusterku.
Trwaliśmy w milczeniu przez całą krótką jazdę, jednak słowa nie były potrzebne, by podkręcić napięcie. Wystarczyło, że znajdywałam się tak blisko Marlona, że stykałam się nagim, pokrytym gęsią skórką ramieniem z jego sztywną marynarką. Promieniowała od niego gorąca złość, która wchodziła w kontrast z niską temperaturą panującą w aucie.
– Jeśli nie wyłączycie tej klimatyzacji, to stracę na zdrowiu, na którym podobno tak wam zależy – odezwałam się.
Nikt nie zareagował.
Milan ze znudzeniem obserwował mijane przez nas pojedyncze auta i grupki wesołych ludzi, dopiero wchodzących w tę noc z intencjami dobrej zabawy. Patrzyłam na jego luźno leżącą na udzie dłoń pokrytą pierścieniami i tatuażami, którą jeszcze przed chwilą swobodnie unosił kieliszek wina podczas konwersacji ze mną.
Z mojej drugiej strony Marlon zajmował dłonie trzymaniem telefonu, a kciukami w zawrotnym tempie wystukiwał na klawiaturze wiadomość tekstową. Jego umięśnione uda rozpychały się, zostawiały mi mało miejsca, choć sama siedziałam ze złączonymi nogami, by zajmować jak najmniej przestrzeni.
Klimatyzacja wiała prosto we mnie, prawdziwie marzłam, dlatego, kiedy samochód się zatrzymał, Marlon otworzył drzwi i poczułam na sobie podmuch ciepłego wiatru z zewnątrz, chętnie wysiadłam. Mimo braku stawiania oporu silna dłoń Marlona i tak kontrolująco zacisnęła się na moim ramieniu, gdy tylko się wyprostowałam.
Wzdrygnęłam się.
– To boli.
Nie odpowiedział, nie poluzował też uścisku, a stanowczo zawlekł mnie do kamienicy. Moje sandałki szurały na chodniku, gdy plątały mi się nogi od narzuconego przez niego tempa.
– Zwolnij – poprosiłam. – Nie musisz mnie tak ciągnąć.
Marlon nie usłuchał. Wprowadził mnie do klatki i wepchnął do windy. Spuszczałam wzrok w dół w ucieczce przed jego ciężkim spojrzeniem, kiedy razem tkwiliśmy w małym pomieszczeniu, gdy winda wiozła nas na trzecie piętro. Milan wybrał schody, a i tak dotarł do mieszkania przed nami.
Przekroczyłam jego próg z uczuciem porażki w sercu. Wróciłam...
– Wróciłaś! – Rude włosy mignęły mi przed oczami, a potem Margarita zamknęła mnie w uścisku. – Jak dobrze, że jesteś cała! Baliśmy się, że coś ci się stanie.
Znieruchomiałam, bo mimo że z całej trójki dziewczyna uchodziła w moich oczach za najbardziej przyjazną i nieszkodliwą, to wolałam się z nią tak nie spoufalać. Jej wylewność kłopotała mnie.
Ładna, słodka woń kwiatów i brzoskwini, którą pachniała Margarita, mieszała się z drażniącym odorem nikotyny. Utrzymywał się głównie na jej włosach i przez niego zmarszczyłam nos.
– Gdzie ty się podziewałaś? – zapytała. Jej długie paznokcie powolnymi ruchami rysujące po moich plecach zostawiały na nich bardzo przyjemne uczucie.
CZYTASZ
Calle Roselló 310
Teen FictionNina przylatuje na wakacyjny kurs hiszpańskiego do Barcelony. Wyjazd staje się koszmarem, gdy na jej drodze staje rodzeństwo wampirów. Odkrywają, że dziewczyna nosi w sobie odpowiedzi na ich pytania i nie cofną się przed niczym, by je zdobyć.