Rozdział XXVII

3K 338 24
                                    

Rozdział XXVII

Kennedy

Przez chwilę nie reagowałam przyswajając sobie tą wiadomość, a raczej próbując odszyfrować swoje uczucia po jej usłyszeniu. Nie czułam nic z tego co powinno się pojawić w takiej sytuacji, prawda? Do tej pory za każdym razem, gdy poruszany był temat mojego ojca wzmagał się we mnie prawdziwy wir emocji. Ale teraz nie było... nic. Zero złości, zero wyrzutów sumienia. Nie byłam idiotką, wiedziałam, że aresztowanie ojca to dopiero jeden wybój na drodze do normalności dla nas wszystkich. A jednak na słowa Jokera miałam wrażenie, że mój umysł wpada w stan odrętwienia. Mój ojciec zostanie aresztowany. Powinnam zadzwonić do mamy i Cami, ale nie chciałam tego robić już teraz. Żadna z nich raczej nie uprzedziłaby go o tym, ale bałam się zapeszać. Czy to oznaczało, że cieszyłam się z tego, że go zamkną? Tak czy siak powinnam je poinformować jak tylko się to stanie. Czy mama przyjedzie do Waverley?

- Kenny?

Przez cały czas patrzyłam na Jokera, ale tak naprawdę go nie widziałam. Dopiero jego głos wyrwał mnie z mojego zamyślenia. Jego spojrzenie było ostrożne i wyważone, a dotyk delikatny. Nagle zatęskniłam za tym jak patrzył na mnie wczoraj czy dzisiaj przez pół dnia.

- Kenny, ten człowiek nie jest dobry, wiesz o tym. On...

- Wiem – powiedziałam szybko i posłałam mu lekki uśmiech.

- Wszystko w porządku?

Jak moje serce miało bić w normalnym tempie, gdy jego głos i wyraz twarzy przepełnione były czymś na kształt czułości i troski.

- Tak, dziękuję.

Jego twarz wyrażała osłupienie, a ja znów uśmiechnęłam się lekko i odsunęłam o cal.

- Kiedy go zamkną?

- W poniedziałek.

Przytaknęłam i odetchnęłam zastanawiając się czy to normalne, że zamiast rozpaczać po ojcu nie czuję nic. Chociaż jeśli bardzo zagłębiłabym się w swoje uczucia, coś tam było. Ulga. Minimalna, ale jednak nie do pomylenia z czymkolwiek innym. Po tym co mi zafundował powinnam chyba być choć trochę wściekła. Ale w tym momencie jedyne czego chciałam to wtulić się w stojącego przede mną mężczyznę. I to nie w poszukiwaniu schronienia po otrzymaniu wiadomości, ale po prostu. Bo czuję się tam dobrze. Mój ojciec po raz pierwszy nie miał wpływu na moje emocje, jedynie mężczyzna który stał naprzeciwko mnie mógł teraz cokolwiek we mnie wzbudzić. Mogłam walczyć z Jokerem nadal, ale to była z góry przegrana walka. Wślizgnął się pod moją skórę jak złodziej i ani się obejrzałam zrobił ze mną co tylko chciał. I ta świadomość przeraziła mnie na poważnie.

- To dobrze, że nie jutro – zażartowałam cicho odsuwając się o krok, by nie zrobić czegoś głupiego jak owinięcie ramion wokół niego. – Byłoby fatalnie, gdyby ojca pakowali w kajdanki, a ja bawiłabym się na festynie, prawda?

- Kenny...

- Nie, nie chodzi o to, że ja bym się źle czuła – rzuciłam szybko widząc jego minę. – Okej, czułabym się fatalnie, więc doceniam, że uprzedzili nas wcześniej, nie?

Milczał przez chwilę ani na moment nie spuszczając ze mnie wzroku, a pod wpływem jego uwagi pod moją skórę zaczynało się gotować. Odwróciłam wzrok od niego i przełknęłam ślinę. Obraz ojca pojawił się na sekundę, ale był bardziej wywołany moim myśleniem niż instynktowną emocją. Wyrzuciłam go jednak szybko z głowy skupiając się na tym co muszę zrobić. Festyn. Muszę się położyć, wstać rano i jechać do gorzelni. Sprawdzić stoiska, pomóc porozstawiać punkty, przygotować krótką wypowiedź do gazety i radia. Tak, miałam tyle rzeczy.

Grimm Reapers MC #6 Joker | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz