Rozdział VI

2.7K 326 45
                                    

Rozdział VI

Joker

Sapnąłem napinając mięśnie i prostując łokcie. Mój wzrok był skupiony na sztandze, która uniosła się nade mną, a potem w kontrolowany sposób opadła. Czułem jak drżą mi mięśnie ramion, jak napinają się te brzuchu. Słodki ból wysiłku to było dokładnie to, czego teraz potrzebowałem. Bardziej niż pieprzenia, bardziej niż alkoholu. Moja ręka minimalnie zadrżała, ale nie opuściłem sztangi na haki. Jeszcze mogłem coś z siebie wycisnąć. Znałem swoje ciało i wiedziałem kiedy powinienem odpuścić. Mięśnie znów napięły się i delikatne pieczenie odegnało kolejną natrętną myśl w mojej głowie.

- To średnio odpowiedzialne.

Drgnąłem omal nie zrzucając na siebie sztangi. W ostatniej chwili zamortyzowałem jej upadek na własną pierś i podniosłem w górę odkładając na miejsce. Spojrzałem w dół i zobaczyłem McGregora stojącego w progu.

- Czego chcesz?

- Ile tu już się ukrywasz?

Usiadłem na ławeczce i przetarłem twarz dłońmi, a potem zerknąłem na zegar wiszący nad wejściem. Była czwarta nad ranem, co oznaczało, że od jakiś dwóch godzin. Ale tego nie musiał wiedzieć. Zresztą nawet nie powinno go tu być. Gdy widziałem go ostatni raz wczorajszego wieczoru zamykał drzwi od sypialni, którą zajmował z Kitty. Przez to, że sąsiadowała z moją przez trzydzieści minut wsłuchiwałem się w jej ochrypłe jęki, aż w końcu zabrałem się na nocną przejażdżkę. Zdecydowanie powinien teraz spać obok swojej kobiety, a nie krążyć po klubie jak jakiś pieprzony duch.

- Co ty robisz o tej godzinie na nogach?

Jego spojrzenie złagodniało, gdy podszedł do mnie i podał mi ręcznik. Otarłem nim spoconą twarz i tors czekając na jego odpowiedź.

- A jak myślisz?

No tak. Przed McGregorem nic się nie mogło ukryć. Widziałem w jego spojrzeniu troskę o mnie. Westchnąłem opierając łokcie na kolanach i strzelając z karku, by rozluźnić spięte mięśnie.

- Słyszałem odjeżdżający motor, a gdy zapukałem do ciebie nikt nie odpowiedział – powiedział zajmując miejsce naprzeciwko mnie i uważnie mnie lustrując.

Aż dziwne, że był w stanie to usłyszeć, gdy wyraźnie zajmowało go coś innego wtedy. Miałem ochotę mu to wytknąć ale pewnie w odpowiedzi strzeliłby mnie w twarz, a potem roześmiał się.

- Więc? Gdzie byłeś? – Zapytał, gdy nadal milczałem i uspokajałem swój oddech.

Nie miałem zamiaru mu tego mówić. To była jedynie moja sprawa. Choć najpewniej doskonale zdawał sobie sprawę z tego co robiłem. Spojrzałem na niego niemal z wyzwaniem, na co skinął lekko głową. Tak, wiedział. Przymknąłem powieki i pozwoliłem myślom, wspomnieniom zalać mój umysł. Coś musiało ją niepokoić. Zazwyczaj biegała wczesnym rankiem i dziś widok jej wychodzącej w stroju do biegania nieco mnie zaskoczył. Dochodziła niemal dziesiąta wieczorem i tylko przypadkiem udało mi się dostrzec jak wymyka się z domu. Miałem ochotę podejść do niej i nią potrząsną za tak nieodpowiedzialne zachowanie. Było ciemno, a w dodatku latarnie na końcu jej ulicy nie działały od kilku dni. Mieszkała w spokojnej części miasta, ale wszędzie są idioci i kretyni. Sama się narażała na niebezpieczeństwo, a ta myśl nigdy nie leżała mi dobrze.

- Dzwonił Martin – powiedział w końcu Tuck, a cała moja uwaga od razu skupiła się na nim.

Do diabła, od tego powinien był zacząć.

- I?

- Udało mu się pchnąć sprawę do góry, ale wciąż czeka na zezwolenie na rozpoczęcia oficjalnego śledztwa. To kwestia tygodni, aż gówno uderzy w wentylator – przyznał i głośno wciągnął powietrze. – Pozwoliłem sobie pogrzebać samodzielnie w przeszłości twojego szeryfa, ale nic nie znalazłem.

Grimm Reapers MC #6 Joker | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz