Rozdział I
Patrzę w lustro i zastanawiam się czy ta sukienka na pewno nie dodaje mi dodatkowych kilogramów. Różowy to nie mój kolor. Chociaż, może?
Nie ,nie, nie, będę wyglądała jak landrynka. Powinnam założyć coś bardziej stonowanego, bardziej sexi.
Mój wybór pada na habrową sukienkę sięgającą połowy uda. Przylega do mnie niczym druga skóra. Tak, zdecydowanie lepiej. Temperatura będzie zaraz przekraczać trzydzieści stopni. Tuszuję rzęsy, nakładam szminkę, włosy zostawiam rozpuszczone. Spływają łagodnie falami po moich plecach i ramionach. Zbliża się południe, najwyższa pora żeby wyjść. Przed domem czeka na mnie mama.
- Dziecko ty masz zawsze czas. - często śmieszyło mnie jak tak gniewnie marszczyła brwi.
- Mamo to chyba oczywiste, że się przejmuję. Mój facet wraca do domu. Chcę wyglądać i czuć się dobrze. Nie widzieliśmy się parę miesięcy.
- Skarbie - mówi pobłażliwie.
- Możesz mieć na sobie nawet worek po ziemniakach, będzie zachwycony, uwierz mi.
- Tak, tak, wiem. Ty raczej również nie szczędzisz sobie czasu przed lustrem. - Musiałam dać choć jeden przytyk.
- O, to co innego. Mam już swoje lata na karku. Muszę trochę nad sobą popracować zanim pokażę się ludziom. Ty jesteś młoda i piękna. Masz bardzo delikatną urodę, szkoda maskować ją makijażem.
Mama się myliła, ona również była piękna. Byłyśmy do siebie bardzo podobne. Była zgrabną 45-latką. Jej czarne włosy nie były już takie bujne, odkąd ścięła je na stylowego boba wyglądała świeżo. Zawsze wypielęgnowane paznokcie i pełny makijaż, tak właśnie wyglądała moja rodzicielka.
Już bez zbędnej rozmowy ruszyłyśmy do auta. Resztę drogi milczałam. Ekscytacja brała górę. Nie mogłam się doczekać.
Dworzec był stary, cały wyłożony kamiennymi płytami. My udałyśmy się na peron trzeci. Pośrodku stały drewniane ławki naznaczone czasem, było widać prześwity resztek niebieskiej farby. Za nami znajdował się główny budynek dworca, pośrodku największej ściany widniał ogromny zegar wskazujący godzinę.
Przy ławkach czekał już komitet powitalny, rodzina i przyjaciele wyczekiwali mojego narzeczonego.
-Oho, widzę, że ktoś tu się postarał, długo Ci zeszło. - usłyszałam za uchem kpiarski ton.
-Zamknij się Mati! - Kaśka wpatrywała się w niego wściekłym wzrokiem.
-Nerwy z pewnością jej nie opuszczają. Życie nie było ostatnio łatwe. Nie dość, że nie widzieli się ostatnie parę miesięcy to za kolejne dwa będzie ślub. Nie dokładaj proszę.
-Tak, zdecydowanie ja się cały czas zastanawiam czy dobrze zrobiłem żeniąc się z Tobą. - Nie spuścił z niej wzroku nawet na sekundę mówiąc to.
Uśmiech w ogóle nie schodził mu z twarzy.
Kaśka pewnie już nie zauważyła gdy Mati mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Zdecydowanie obecność mojej najlepszej przyjaciółki dodawała mi otuchy, zawsze mnie wspierała nawet wtedy gdy musiałam przeciwstawić się rodzinie żeby nie iść na studia i starać się rozkręcić własny interes.
Była wysoka i zgrabna długie miedziane włosy sięgały jej za plecy, teraz związała je w koński ogon. Świdrowała swojego nowo poślubionego męża wzrokiem. Ona spokojna i stateczna a Mati jak to Mati blond włosy, wysoki diabeł lubił się zabawić, uzupełniali się w każdym calu.
CZYTASZ
Blizny Nikodema
Roman d'amourMatylda od dawna oczekuje powrotu swojego narzeczonego z misji na którą wysłało go wojsko. Pełna nadziei i optymizmu czeka na swojego bohatera, jej księcia z bajki. Przecież go kocha. Co w momencie kiedy nie wraca osoba, którą znała. Jest ciałem ale...