jedziemy na euro do niemiec a lewy kibicuje stali mielec

230 14 53
                                    

Pov Kiwior

- Wstawać kurwy pierdolone - usłyszałem od razu po odebraniu telefonu.

- A gdzie ci się tak spieszy? - spytałem na wpół przytomny, bo Lewemu umyślało się obudzić mnie o szóstej rano.

- No jak to gdzie? Na euro! Za pół godziny jesteśmy, więc tam nie wiem wystrój się jak dziwka na otwarcie burdelu i czekaj na nas - odparł - potem zapierdalamy na lotnisko i po dwóch godzinach jesteśmy w Dortmundzie.

- A hotel chociaż zarezerwowaliście jakiś? Żeby nie było tak jak kiedyś, że na ostatnią chwilę lataliśmy po mieście szukając jakkegoś hotelu, który będzie miał wolne osiem pokoi dwuosobowych - wypomniałem mu sytuację sprzed roku.

- Probierz mówił, że coś nam załatwił i będą tam też ci z Niemiec, Serbi i Włoch, bo niby jakoś taniej wyszło czy coś, nie wiem, nie dopytywałem o szczegóły - wyjaśnił.

- Cztery reprezentacje mają się pomieścić w jakimś losowym hotelu? A co on kurwa willę wynajął? - zdziwiłem się.

- Nie wiem. Możliwe, że będziemy spali na podłodze, albo po cztery osoby w pokoju - stwierdził - dobra koniec tego gadania, bo muszę jeszcze resztę uprzedzić.

Z rana takie wiadomości. Dlaczego nie mógł zadzwonić na przykład tydzień wcześniej? Przynajmniej przygotowałbym się psychicznie na to, że będę musiał spędzić z tymi idiotami aż dwa tygodnie i to w jednym budynku. Już się boję, co się będzie tam odpierdalało, skoro będą inni. Robert ma dużo znajomych z Niemiec, a Wojtek, Arek i Piotrek z Włoch. U nas to praktycznie większość gra w Serie A. Z Serbi też pewnie kogoś znają, więc zrobią grupowy melanż.

Spakowałem wszystko, co miałem spakować i w sumie wyszło na to, że mam tylko dwie walizki. Milik to połowę domu ze sobą zabierze znając życie.

Nie miałem więcej czasu na przemyślenia, bo chłopaki podjechali naszym busem w barwach Polski, którym mieliśmy zebrać wszystkich i jechać prosto na lotnisko.

- KURWA MAĆ NO DEBILE MUSZĄ PRZEGRYWAĆ! - wydarł się Lewandowski, gdy tylko wszedłem do pojazdu.

- Komu tym razem kibicujesz? - zaśmiałem się, bo tydzień temu twierdził, że jest największym fanem Śląska Wrocław.

- Stali Mielec i jeszcze przegrywają od szóstej minuty! - zdenerwował się machając telefonem, na którym leciał mecz.

- Mówiłem, tylko Ruch Chorzów! - wtrącił się Szczęsny - ja od początku wiedziałem, że wygrają z tą twoją Stalą.

- Jeszcze zobaczysz, że was rozpierdolimy osiem do jednego! - zapewnił go Robert.

- Raczej my was - stwierdził Wojtek - o o o patrz ten łysy biegnie, zaraz będzie dwa zero.

Pokręciłem głową na boki z rozbawienia i zająłem miejsce obok Zielińskiego. Oni to co dzień są za innymi klubami i zakładają się o wyniki meczów. Typowy dzień u nas. Pamiętam jak kiedyś Lewy ze Szczeną oglądali Pogoń Siedlce przeciwko Kotwicy Kołobrzeg, a Krycha randomowo im się wtrącił mówiąc, że będzie remis i rzeczywiście był. Teraz to i tak chociaż ligi polskie komentują, bo ostatnio oglądali samą czeską i szkocką.

- Ile tam się jedzie na to lostniko? - spytałem Piotrka, który słuchał jakiegoś ruskiego rapu na słuchawkach.

- Lotnisko? Jakie lotnisko? Mi powiedział, że jedziemy nad morze - zdziwił się - Robert do chuja gdzie my jedziemy? - odwrócił się w stronę piłkarza Barcelony, który siedział na samym końcu.

- Do Niemiec - odrzekł - kurwa Stefan broń na tej bramce, a nie jak dziwka przy autostradzie stoisz! - zaczął wykrzykiwać do telefonu.

- No słyszałeś? Lewy nas do Niemiec wywozi, nie wiem może do Bayernu chce nas sprzedać czy coś - zwrócił się tym razem do mnie.

- Tyle to ja wiem, że do Niemiec, bo będziemy grać na euro, ale ja chcę wiedzieć ile na to lotnisko się jedzie - sprostowałem sytuację.

- A to nie wiem - wzruszył ramionami i zmienił piosenkę.

- Od was czegokolwiek się dowiedzieć to szkoda słów i czasu - westchnąłem.

- A co chcesz wiedzieć? - wtrącił się Krychowiak siedzący przede mną.

- Za ile będziemy na lotnisku, mówię to już kurwa setny raz - powtórzyłem pytanie, które zadaję każdemu od pięciu minut.

- Jak mi kupisz piwo po drodze, to ci powiem - odpowiedział - no co? Nie ma nic za darmo.

- Dobra no kupię ci już - obróciłem oczami. Grzesiek to wszędzie znajdzie dobry powód do zrobienia interesu na jego korzyść.

- Za dokładnie trzydzieści pięć minut będziemy na miejscu. Chyba, że na Sienkiewicza będą korki to za trzydzieści osiem - pokazał mi lokalizację na komórce.

- Ciekawe kto to ten Sienkiewicz, że nazywają ulicę jego nazwiskiem - dodał Bednarek.

- No on tym malarzem był mi się wydaje - do rozmowy dołączył się Świderski.

- A nie pisarzem czasem? - zapytał Wojtek - no on tę yy Balladynę napisał.

- A Balladyny nie napisał czasem Mickiewicz? - zdziwił się Krycha.

- Balladynę napisał Słowacki, ale Sienkiewicz też jest pisarzem - wyjaśniłem - kurwa jak wy zdaliście jakiekolwiek egzaminy lub szkołę z taką wiedzą.

- Ja na przykład nie zdałem - Bielik podniósł rękę.

- Widać właśnie - skomentowałem.

Krychowiak i jego nawigacja się nie mylili, więc na lotnisku byliśmy po trzydziestu pięciu minutach. Nasz samolot miał być za godzinę, a przez ten czas siedzieliśmy w środku. Był tam jakiś sklep, w którym kupiłem Grześkowi obiecane piwo. Mamy tylko jeden mały problem – jest ono bezalkoholowe, bo innego tam nie sprzedawali. Ale halo szukajmy plusów. Chociaż nie zostanie menelem. Dbam o jego zdrowie i wizerunek bardziej niż on sam.

- Co? Ta twoja wspaniała Stal przegrała? - zapytałem Roberta, widząc, że siedzi wkurwiony i wyzywa każdego wokoło.

- Trzy do jednego kurwa! Z jakimś pierdolonym Ruchem Chorzów! Ale to nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że Wojtek wygrał ze mną zakład i musiałem mu dać stówkę! - wyrzucił z siebie wszystkie emocje.

- No problemy to wy poważne macie - odparłem ironicznie - to nie wiem, znajdź sobie inny klub, któremu będziesz kibicował, z resztą jak co tydzień.

- O nie nie mój drogi, ja już pierdolę tę piłkę. Od dzisiaj oglądam golf - stwierdził krzyżując ręce na piersi i obraził się na cały kraj.

Uznałem, że nic tu po mnie, bo mnie jeszcze opierdoli i poszedłem w stronę Ziela. On jak zawsze w swoim świecie. Poniekąd mu zazdroszczę takiego nastawienia do życia. Ma wyjebane, słucha sobie czegoś tam na słuchawkach i nie zwraca na nikogo uwagi. Nie to co na przykład Sebastian, który ciąga za sobą wszędzie Damiana, albo Milik narzekający na pogodę. Zimno? Źle. Ciepło? Źle. Słońce? Źle. Deszcz? Źle. I tak w kółko.

- Bierzemy razem pokój w hotelu? - spytałem siadając obok.

- Co? - chłopak wzdrygnął się czując czyjąś obecność i ściągnął słuchawki.

- Pytam czy bierzemy razem pokój w hotelu - powtórzyłem.

- A widzisz inną opcję? Zawsze mamy razem - odparł - w ogóle to mają być dwuosobowe czy cztero, tak jak kiedyś?

- Nie wiem, wolałbym dwu, bo nie mam zamiaru męczyć się w jednym pokoju z jakimś Milikiem czy Lewym - wzruszyłem ramionami.

- Szymańscy chyba gorsi. Wydaje mi się, że oni są w jakimś ukrytym związku. Chyba, że dla nich to jest definicja przyjaźni - mówiąc to popatrzył na dwójkę wspomnianych idiotów. Siedzieli na podłodze oparci o jakiś murek, bo wszystkie krzesła były zajęte, a Sebastian opowiadał coś Damianowi, który uderzał głową w ścianę, dodatkowo przysypiając.

Czekając na samolot, większość czasu przegadałem z Piotrkiem, a resztę poświęciłem na podsłuchiwanie kłótni naszej ulubionej pary.

Świat reprezentacji PolskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz